O miłości i nie tylko - gruby plasterek Juliana Barnesa

    Julian Barnes gości teraz na księgarskich półkach za sprawą nagrodzonego Bookerem 2011 Poczucia kresu. Ja natomiast otworzyłam mu kredyt zaufania za Arthura i George'a, fenomenalną powieść będącą  kryminałem, biografią Arthura Conan Doyle'a, powieścią o rozmaitych sposobach nadawaniu porządku. Właśnie skończyłam książkę, która podparła mój prywatny wizerunek Barnesa, jako pisarza, któremu zgadzam się oddawać swój czas: Historię świata w dziesięciu i pół rozdziałach. Z zadowoleniem czytam u Orhana Pamuka w Pisarzu naiwnym i sentymentalnym, że umieszcza tę opowieść wśród swoich ulubionych. Jako że do przeczytania książki Barnesa chciałabym skłonić cytując to, co pisze o miłości, najpierw przytoczę dwa fragmenty.
    Pierwszy pochodzi z rozdziału Góra, opowiadającego historię religijnej starej panny, Amandy Fergusson, która odbywa podróż na górę Ararat, żeby modlić się za odpuszczenie grzechów ojca, obrzydliwego racjonalisty. Niestety, siarczysty pułkownik Fergusson, mimo że gorąco kochał córkę, nigdy nie wprowadził jej w temat miłości i seksu. Postanawia uczynić to na łożu śmierci:
Tik, tik, tik, tik. Tak.
- To miłość - powiedział nagle. Zdumiona Amanda zdjęła wzrok z sufitu i spojrzała na niego nabiegłymi łzami oczyma. - Do diaska, dziewczyno, toż to miłosne wołanie xestobium rufo-villosum*. Po prostu. Wsadź takiego do pudełka i postukaj ołówkiem w stół, a będzie się zachowywał dokładnie tak samo. Pomyśli, że jesteś samiczka i zacznie walić głową w pudełko, żeby cię dorwać. A skoro już o tym mowa, czemu nie wyszłaś za porucznika, kiedy ci kazałem? Zwykła niesubordynacja, do diaska.
Rozważania już po śmierci pułkownika:
Tam, gdzie Amanda widziała w świecie boski zamysł, dobroczynny ład i bezwzględną sprawiedliwość, jej ojciec dostrzegał jedynie chaos, przypadek i złą wolę. A przecież oboje patrzyli na ten sam świat. W trakcie jednego z licznych sporów Amanda poddała mu pod rozwagę życie rodzinne Fergussonów, których spajały silne więzy uczuciowe, po czym spytała, czy i one zrodziły się z chaosu, przypadku i złej woli. Pułkownik Fergusson, który nie potrafił się zdobyć na uświadomienie swej córki, iż u źródeł ludzkiej rodziny stoi ten sam impuls, który powoduje walącym głową w ścianę pudełka kołatkiem, odparł, że kondycja rodzinna Fergussonów jest wynikiem szczęśliwego zbiegu okoliczności.
     Takich obrzydliwych insynuacji Amanda woli nie badać. Jakkolwiek Barnes tworzy satyryczny portret religijnej maniaczki, nie znajdziemy u niego prostackiego potępienia religii. Jednak, co tu kryć, możemy mieć problem z sympatią dla Amandy. Jest kostyczna i niewyrozumiała - znać tu kpiarskiego ducha Marka Twaina. Nieustannie ignoruje to, co mówią jej zmysły i rozum. Nie, źle powiedziane: ona nie ignoruje, ale przyznaje sobie prawo wyboru kierunku interpretacji faktów, prawo do odwracania wzroku, do niekonsekwencji - za jednym razem, do tworzenia spójnych całości - za innym. Dlaczego góra Ararat ma nimb z chmur? Bo Pan chciał wyróżnić to święte miejsce. Dlaczego zatrzęsła się ziemia? Bo to widomy znak kary zesłanej na grzeszników. Dlaczego dynia ma wgłębienia na skorupie? Bo w swej przemyślności Najwyższy uczynił ją pasującą do noża, który ją pokroi.  
    Drugi fragment pochodzi z rozdziału W nawiasie; bohatera trapi bezsenność, obserwuje więc śpiącą ukochaną:
(...) śpi na boku, odwrócona do mnie plecami. Jako że zwykłe strategie i zmiany pozycji nie wywołały u mnie stanu narkozy, postanawiam wtulić się w miękki zygzak jej ciała. Kiedy przysuwam się i układam goleń wzdłuż rozluźnionej snem łydki, ona nie budząc się wyczuwa, co robię i odgarnia włosy z ramion na czubek głowy, abym mógł przywrzeć do jej nagiej szyi. Zawsze, gdy to robi, precyzja tego sennego gestu uprzejmości przejmuje mnie miłosnym dreszczem.
I dalej: 
- Kocham cię. - Przede wszystkim trzeba umieścić te słowa na półce wysoko pod sufitem; w pudełku za szybą, którą trzeba rozbić łokciem; w banku. Nie powinny pałętać się po domu jak fiolka witaminy C. Jeżeli będziemy je mieli pod ręką, użyjemy ich bezmyślnie (...) Powiemy te słowa po pijanemu, z poczucia samotności, czy też - najczęściej - w zwyczajnym przypływie nadziei, i już po nich, zużyte, wyświechtane. A może nie jesteśmy pewni, czy to miłość, i sprawdzamy, czy słowa zabrzmią prawdziwie? Może nie wiemy, co myślimy, póki nie usłyszymy własnych słów? Marna argumentacja. To wielkie słowa i musimy być pewni, że na nie zasługujemy.
Chcecie żartobliwego strukturalizmu?
Wsłuchajcie się jeszcze raz: Kocham cię. Orzeczenie, dopełnienie: nieprzegadane, nieprzemakalne zdanie. Podmiot jest domyślny, co wskazuje na skromność kochanka, orzeczenie mocne i jednoznaczne, symbolicznie rozpoczynające się od spółgłoski wybuchowej. Krótkie i pieszczotliwie szeleszczące dopełnienie wypowiada się z językiem wysuniętym do przodu jak do pocałunku. 
Wyobrażam sobie dźwiękowy spisek między językami świata. Skonferowawszy się ze sobą, podejmują decyzję, że zwrot ten musi zawsze brzmieć jak coś, na co trzeba zasłużyć, o co trzeba się starać, czego trzeba być godnym. Ich liebe dich: śródnocny, nasycony dymem papierosowym szept, podmiot szczęśliwym trafem rymuje się z dopełnieniem. Je t'aime: odmienna procedura - najpierw rozprawiamy się z podmiotem i dopełnieniem, by móc tym pełniej smakować długą samogłoskę uwielbienia.
    Z bogactwa książki Barnesa arbitralnie wykroiłam miłość. Dlaczego? Bo miłość nas ocali. Jak - przeczytajcie sami.
O całości: książka jest zbiorem opowieści, łączonych przez przewijające się motywy kataklizmu - ocalenia, potopu - arki. Tytuł? - żartobliwa epitoma, nawiązanie do kompendiów w stylu "Sto najważniejszych miejsc...", "Tysiąc najbardziej znaczących faktów...".. Czy historię świata można aż tak mocno ścisnąć? Owszem - po montypythonowsku, szukając sensu życia.  
    Pojawił  się tu pewnien sympatyczny chrząszcz, który miał być "pszczółką i kwiatkiem" dla wywodu pułkownika Fergussona o miłości. Zamieszkujący w drewnie kołatek często pojawia się u Barnesa. W pierwszym, najsłynniejszym rozdziale, opowiadającym o potopie i podróży arki przez czeluście wód, narratorem jest kornik. To z punktu widzenia kornika - pasażera na gapę - poznajemy biblijną historię i spoglądamy na człowieka, króla stworzenia. Arka jako pływająca składnica pokarmu dla Noego? Kornik w bystry, bezkompromisowy sposób powtarza nam, że Historię piszą zwycięzcy (w tym przypadku Noe, który przekonany jest, że interpretuje bożą wolę); jednak kiedy "małym" uda się przejąć opowieść, dostajemy historię, która nie jest wzniosła. Ci, którym odebrano głos, wyrabiają w sobie takie cnoty jak cierpliwość, czujność i trzeźwość. Zawsze jest strona pychy i strona wstydu.  
    Ważna jest więc u Barnesa zasada kontrapunktu, bo niemal każdy głos w jego opowieści ma swój przeciwgłos, który odejmuje mu złudzenie obiektywizmu, dopełnia obraz, komentuje, ubogaca.W kolejnych opowieściach głos i przeciwgłos będą się pojawiać w świetnych realizacjach. Raz będzie to dwugłos prokurator-obrońca w procesie wytoczonym w średniowieczu kornikom, które stoczyły nogę biskupiego tronu, co w konsekwencji spowodowało wywrócenie się tegoż i uszkodzenia biskupiego ciała. Gdzie indziej tymi, których nie wysłuchano, będą terroryści, przemawiający ustami porwanego telewizyjnego showmana.W przywołanym rozdziale Góra mamy dwugłos religijnej córki i ojca ateisty. Jednak głos i przeciwgłos nie ustawiają się w prostackiej opozycji słuszne - niesłuszne. Raczej mówią: bądź czujny, kiedy wszystko zaczyna się składać w całość, nie rość sobie prawa do posiadania słusznej wersji. Obsesyjna powtarzalność motywów u Barnesa jest pytaniem: całości się odkrywa, czy wczytuje?

Jako że moje wydanie Historii świata w dziesięciu i pół rozdziałach pochodzi z 1994 roku (oficyna "Edytor" z Katowic), zdobyta została dzięki największej polskiej internetowej księgarni**


oto on
** czy pamiętacie jeszcze, co oznaczał termin allegro, zanim przechwycił go największy serwis aukcyjny?

Komentarze

  1. http://www.fubiz.net/2012/10/22/360-book/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale śliczne :) Historie w trójwymiarze :) więcej niż ilustracja, mniej niż kino!

      Usuń
  2. Ach ten Barnes :-) "Poczucie kresu" rewelacyjne! Koniecznie przeczytaj "Anglia, Anglia" - musimy przedyskutować kilka fragmentów! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No zobaczymy, co wysmażył ten Barnes, za co dostał Bookera i co to za herezje w tej "Anglii..."

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci