Jo Nesbo dla dzieci

     Dokończenie tego posta.
    Plucha*. Syberia, na której żyliśmy ostatnio, zamieniła się w krainę wilgotnej szarości. Spod łat śniegu wystają wymacerowane roślinne zwłoki.
     Mroczne myśli nie są złe, skoro pod piszącymi palcami znów Jo Nesbo. Tym razem ten dla dzieci, wydawany przez Czarną Owieczkę, wydawnictwo-córkę Czarnej Owcy. Jo Nesbo to nie jedyny popularny autor kryminałów, którego dziecięce książki opublikowała Czarna Owieczka. Dostaliśmy w zeszłym roku Super-Charliego Szwedki Camilli Lackberg. Czarną Owieczkę możecie ponadto pamiętać jako wydawcę wyróżnionej przez IBBY w grudniu 2012 roku Klary Macieja Wichy, czy książek szwedzkiej autorki Pernilli Stalfelt, znanej z czarnoowcowej serii Bez Tabu, gromadzącej Małe książki o... (włosach, miłości, śmierci, życiu, kupie, strachach i kilku innych zagadnieniach). O ile edukacyjne książki Stalfelt mogą pomóc w rozmowie o różnych, trapiących dziecięcy umysł, problemach, o tyle książki Jo Nesbo to czysta przyjemność literackiej awantury. Łączy je coś, co nieprecyzyjnie można określić, jako skandynawską bezpośredniość.
     Jo Nesbo napisał do tej pory trzy powieści o przygodach dwójki dzieci i zwariowanego naukowca: Doktor Proktor i proszek pierdzioszek, Doktor Proktor i wanna czasu, Doktor Proktor i koniec świata. Być może. Tytuły wielce wymowne. "Proktor", prócz tego, że jest nieczęsto spotykanym nazwiskiem, kieruje naszą uwagę w stronę, hm, dołu materialno-cielesnego. A żywioł niskiego ciała w powieściach Jo Nesbo odgrywa niebagatelną rolę. I nie przypadkiem użyłam bachtinowskiego sformułowania; książki Nesbo w pewien sposób przypominają mi opowieść Franciszka Rabelais. Ale o tym za chwilę, bo najpierw o energii Doktora Proktora.
     W pierwszym tomie przygód poznajemy Lisę, nieco wyobcowaną dziewczynkę, która bezskutecznie próbuje "przykleić się" do grona szkolnych koleżanek. W jej otoczeniu pojawia się nowy. Ale jaki dziwny nowy! Od początku ma szansę zdobyć palmę pierwszeństwa dla największego szkolnego dziwadła i skupić na sobie krwiożercze kozłoofiarniane instynkty dzieci. Chłopczyna jest mikrusem (oj) i ma płomiennie rude włosy (ojojoj). Ale zanim zdąży spaść na niego grad upokorzeń, okaże się, że Bulek ma dowcip ostry jak brzytwa, bystry umysł i niepospolity wdzięk. Jest nie do zgaszenia. Żywiołowy Bulek i nieśmiała Lisa nawiążą znajomość. Okaże się, że oboje grają w szkolnej orkiestrze i oboje podpadli szkolnym mięśniakom Trulsowi i Trymowi. Jednak to, o czym do tej pory napisałam, nie wykracza poza ramy school story. A przecież dwójka przedstawionych już dziecięcych bohaterów tkwi na wielkim pokładzie fabularnego dynamitu, którego zapalnikiem jest postać nieudacznego naukowca Proktora. Dziecięce serca Bulka i Lisy podbije jego nieporadność, szczodrość i - co ważniejsze - zwariowany charakter wynalazków. W pierwszej części motorem napędowym akcji jest tytułowe dzieło Proktora: proszek na prykanie. Ponieważ jest to wynalazek o wielkim potencjale (hmm), pojawią się zarówno wrogowie doktora, jak i zainteresowane nim NASA, a także, zupełnie niezależnie, pewien olbrzymi mieszkaniec kanałów Oslo. Bohaterowie będą się również zastanawiać, jak najhuczniej uczcić norweskie święto państwowe...
     W drugiej części z Lisą i Bulkiem pojedziemy do Francji na ratunek doktorowi. Tropem dzieci podąży odrażająca kreatura, kobieta zła i przebiegła - Raszpla Długopłaszczna. Będą misterne plany, mgnienie tour de France, Joanna d'Arc i pewna pacyfistyczna mistyfikacja, w której podstawową rolę odegra niewielki wzrost Bulka. Zrobi się doroślej, kiedy dzieci wpadną w wir czasu i poznają, że zło może zrodzić się z niewiedzy, a często bierze się z rozpaczy.
     Moje serce podbiła jednak ostatnia część cyklu, ta o końcu świata. Brwi nieustannie podskakiwały mi do połowy czoła, śmiałam się jak szalona. Tym razem wpadamy w sam środek spisku, mającego na celu podbój świata. Przez kogo? Ha, tutaj przydatne jest owo niesamowite kompendium, z którego często korzysta Bulek, traktujące o stworzeniach, kórych istnienia byś sobie nie życzył. Intryga jest niesłychanie wyrafinowana, zjeży włos i wywoła salwy śmiechu. Zaczyna się tuż za progiem szkoły, a wiedzie aż... do Szwecji, a nawet wyżej i dalej! Bulek, który od swego pojawienia się w szkole toczył słowne potyczki z  panią Strobe, przekona się, że surowy nauczyciel potrafi mieć całkiem inną twarz. Dwa oblicza muzyki dla wapniaków, norweski król ratujący poddanych w najbardziej niesamowity sposób oraz superbohater inny niż się spodziewacie. u często zdarza się przybrać maskę jednomyślności, media mogą służyć do manipulowania - to świetne obserwacje Nesbo, dobrze uzasadnione fabularnie. Jednym ze źródeł komizmu są też antagonizmy między Szwedami i Norwegami, piętrowe aluzje - tutaj wielce zabawnie o nich
     Bardzo lubię energię, jaka bije z tych książek. Wynika ona oczywiście z rozpędu fabuły, ale też z pozafabularnych zalet. Nesbo pokazuje, jak śmiech pomaga rozwiązywać konflikty (pod warunkiem, że ludzie znajdą ociupinę dystansu do siebie). Dzieci rozumieją więcej, niż się dorosłym zdaje, a i dorośli nie są li tylko wapniakami, jak często dzieci myślą. W tych powieściach duzi przypominają sobie swe umiłowanie przygody i odwagę, które wcale nie zostały utracone, a jedynie schowane pod pancerzem codziennego konformizmu. Jo Nesbo umie wyczarowywać niesamowity nastrój oczekiwania na coś niesłychanego, mroczną atmosferę, nieco podobną do tej z powieści o Harrym Hole'u. Bo świat nie jest bezpieczny i uporządkowany. Szkolny świat to dżungla, rodzinny - czasem odbiega od ideału, a ten szeroki... Wspaniałe jest szaleństwo Bulka, jego wigor i urok. To naprawdę jedna z moich ulubionych postaci literackich. Jego przemowy kierowane do pani Strobe, dosłownie prowokującej anarchiczne zapędy chłopca, są arcyzabawne!
     A dlaczego przypomniał się Rabelais? Bo w powieści Nesbo sporo jest wulgarności. Grubych żartów prosto z trzewi. Anarchicznego wywracania świata do góry nogami. Badania wytrzymałości autorytetów. Ale jest też pochwała radości, dworności i zwykłego, kochanego bycia razem. Wulgarność nie jest celem sama w sobie, ale przypomina, że ludzie w tym samym stopniu składają się z mięsa, co z pneumy. Dzieci o tym pamiętają, dorośli niekoniecznie.
     A do tego rysunki Pera Dybviga, zrobione rwaną, rozchwierutaną kreską, śmieszne i brzydkie. Polecam.










* jedno z tych słów, których  brzmienie tak świetnie łączy się ze znaczeniem...


autor: Jo Nesbo
tytuł: Doktor Proktor i proszek pierdzioszek, Doktor Proktor i wanna czasu, Doktor Proktor i koniec świata... być może
ilustracje: Per Dyvbig

wydawnictwo: Czarna owieczka

rok wydania: 2012, 2103

Komentarze

  1. Jestem wielbicielka Jo Nesbo, wiec moze moje dziecko też dostanie w prezencie jego książki ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci