PRZYGODY STASIA I ZŁEJ NOGI Tomasz "Spell" Grządziela

     Tomasz "Spell" Grządziela jest autorem wydanego przez Kulturę Gniewu Ostatniego przystanku, opowieści graficznej dla dorosłych, rozgrywającej się wyłącznie w/pośród tramwajów. Lubię hipnotyczne kołysanie poznańskich helmutów i oglądanie świata przez tylną szybę, więc kilkoma kadrami Grządziela podbił moje serce. Olśnił mnie odlot od obyczajowej satyry w stronę fantastyki, speszył wulgarny humor. Człowiek-kasownik, z jakiego koszmaru niedospanego pasażera to wylazło? W kolejnej książce mamy podobnie absurdalny humor, ale mocno wymieszany ze smutkiem i ciepłem.




     Czytałam ją w pociągu wiozącym mnie na Kongres Kultury, gdzie jednym z panelistów Joanny Olech był Szymon Holcman, szef szefów w Kulturze Gniewu. Staś, zła noga i mama z tej historii do tej pory żyli w internecie, gdzie co kilka dni autor prezentował (jak najstarsza  tradycja gatunku nakazuje) kolejne paski. W tym roku dzięki Kulturze Gniewu byt wirtualny przeszedł w książkowy* i Przygody Stasia i złej nogi dostały namacalny, kwadratowoczerwony format. Turkotało do taktu, a historia się snuła, tragikomiczna, czasem szokująca, w której komiks jest i tworzywem, i treścią.


 
     Historia bohaterów ma dwoje: chłopca i jego mamę. Staś lubi gry i komiksy, jest nieco pulchny, przeważnie radosny. Jego najwierniejszą towarzyszką jest Zła Noga, ta właśnie prawa, chora, nieposłuszna noga, przez którą jeździ na wózku inwalidzkim. Więcej! Zła Noga jest (jakby to dobrze ująć?) złym superbohaterem i wnosi w życie Stasia sporo emocji i bałaganu. Jest zaczepialską figlarą, żądną przygód i agresywną, jej opinie przeważnie skrajnie różnią się od Stasiowych. Często bierze fajtłapowatego Stasia w obronę. Artefaktem mamy, nieodłącznym, jest papieros. Kiedyś mama powzięła decyzję, że zostanie zimną superbohaterką. Bo ojciec Stasia, jak sarkastycznie wyjaśniła, umarł przy porodzie. Ubocznym skutkiem tej decyzji był całkowity zanik uśmiechu. Samotny rodzic kalekiego dziecka to jest superbohater robiący to, co konieczne, mamie Stasia wychodzi to bardzo dobrze, ale "wyłączenie" bólu i cierpienia skutkuje ogólnym emocjonalnym spustoszeniem. Świetna, świetna obserwacja.  




     Noga jako towarzyszka - surrealizm, prawda? Ten surrealizm (więcej o sytuacji Stasia sobie dopowiadamy niż mówi się nam wprost) daje efekt piorunujący, co więcej, ratuje historię przed popadnięciem w sentymentalny banał. Czytając, najpierw się śmiałam, a pół sekundy później docierało  do mnie, co właśnie się zdarzyło. Zmuszając nas do szczerego śmiechu, Grządziela nie tylko udobitnia sytuację bohaterów, ale dba o ich godność. Każe widzieć zabawnego, szalonego chłopaczka, a nie tylko skrajnie samotnego inwalidę. Trudno w pisaniu o chorym dziecku i jego mamie unikać emocjonalnego szantażu, wpychania czytelnika w skrępowanie i litość, instrumentalizowania inwalidztwa dla edukacji, umoralnienia czy nadania życiu sensu. Grządziela imponująco zręcznie omija te pułapki. Dzięki temu podczas lektury nie zamieniamy się w psychologów, nie analizujemy dramatu kaleki i matki pozbawionej pieniędzy na rehabilitację,  ale pozostajemy wiernymi towarzyszami Stasia - zaangażowanymi czytelnikami.
     Zresztą dobrą historię da się odczytać na więcej niż jeden sposób. Ja cenię fantastykę i nie zgadzam się na to, żeby redukować ją do "ewazji", "kompensacji" lub "halucynacji". Tym bardziej więc podoba mi się, jak historię nogi poprowadził Grządziela. 




     Jednak w tragikomedii śmiech podsyca smutek, a smutek nadaje śmiechowi inny smak. Staś zawsze siada w szkolnej ławce obok wyśmiewanej Złej Nogi, żeby nie było jej przykro, że nikt nie chce z nią siedzieć. Najbardziej lubi X-menów, bo to komiks o takich ludziach, jak on. W dodatku słowo obrazowi kłamie, przeważnie między sytuacjami, które widzimy, a naiwną pogodą myśli i wypowiedzi Stasia jest wielkie pęknięcie. Na przykład wtedy, kiedy Staś przypomina sobie, jak superzdolna mama zrobiła mu w prezencie grę planszową. Hipsterski prezent hand made? Nie, oczywiście, że nie. 
     Podczas lektury przychodziło mi do głowy, że to właśnie forma skrajnie prostych czterokadrowych odcinków, opatrzonych naiwnym tekstem relacjonującym myślenie Stasia, pozwoliła unieść temat. Prostota i mowa pozornie zależna zamiast dialogów, mają wielką siłę. Skupiamy się na nielicznych a dobitnych detalach, . Grządziela intuicyjnie wie, co powiedzieć, co pozostawić w zawieszeniu - i to świadczy o dojrzałości twórczej. Nie bez znaczenia jest fakt, że komiks swobodnie rozwijał się z odcinka na odcinek, nad autorem ani nie stał zleceniodawca, ani wewnętrzny cenzor nie modyfikował treści choćby ze względu na wiek odbiorców. Pozwoliło to opowiedzieć historię zręcznie dosadną i bogatą w niuanse, wyzyskującą wszelkie możliwości tej formy, uznawanej wciąż za niezbyt stosowną dla historii ciężkich. Teraz my, dysponenci książek, wyszukajmy dla niej czytelników odpowiednich wiekiem i dojrzałością.      
     Słowo o odbiorcy: komu, prócz dorosłych, taki bezkompromisowy i mocny komiks dać. Na pewno nastolatkowi (young adult, 16+) mocno lekturowo zaimpregnowanemu przed smutkiem, to jest oczytanemu. Takiemu, który już rozumie, że książka - najbardziej poruszająca - jest (tylko i aż) jednym z wielu artystycznych przetworzeń rzeczywistości. Dojrzałemu na tyle, że mroku Mamy Stasia i nieodłącznego dymka przy jej twarzy nie będzie nihilistycznie naśladować. Za to zobaczy, jak piękne jest to, co się w tej rodzinie wydarza.  
     I jeszcze coś o komiksowych bohaterach. Niedawno, w powieści Jasper Jones Craiga Silveya, przeznaczonej dla starszej młodzieży,  przeczytałam rozmowę dwóch chłopców spierających się o to, który z (super)bohaterów jest najlepszy. Batman pokonał tam Supermana.  Jak sądzicie, czemu? 




* nawet przy niewysokich nakładach książek/komiksów w Polsce miarą sukcesu wciąż jeszcze jest wcielenie w papier    

autor komiksu: Tomasz "Spell" Grządziela
tytuł: Przygody Stasia i złej nogi
wydawnictwo: Kultura Gniewu
rok wydania: 2016
wiek: +/- 16

Komentarze

  1. Jestem pod wrażeniem. Chroma noga jako zaczepialska figlara, ojciec, który „umarł przy porodzie” (trzy słowa, a w nich wszystko) i emocjonalnie spustoszona matka… Ciekawe, skąd pomysł na taki zestaw? I jeszcze ten pełen goryczy humor. Muszę przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, skąd pomysł, może z głowy, ale wrażliwość u Grządzieli wielka i umiejętność operowania środkami wyrazu duża. Dydaktycznie rzecz biorąc, można ją wykorzystać do rozmów o rodzinie, o radzeniu sobie z kłopotami. I jako kontekst do rozmowy o superbohaterze. Bo dzisiejsi młodzi dorośli przenoszą umiłowanie superbohaterów z dzieciństwa w dorosłość.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci