Posty

Wyświetlanie postów z kwiecień, 2016

W DOMU, W DZICZY, NA ULICY Fiep Westendorp. Pierwszy słownik to poważna sprawa.

Obraz
    Pierwsze książki. Trudniejsze do rozdarcia, zmiękczenia śliną i podziurkowania wyrzynającymi się pierwszymi zębami. Robi się je coraz staranniej - ostatecznie prócz małych dłoni, które na nich uczą się książkowej anatomii (trudna sztuka przewracania kart!), dzięki nim rozwija się oko. Przy okazji książek całokartonowych, zwłaszcza tych, które obrazem opowiadają jakieś historie, ujawnia się najwięcej dorosłych lęków ( to mu się nie spodoba, poproszę o coś realistycznego ) i niedowierzania ( co ja zrobię z książką bez tekstu ).       W domu, w dziczy, na ulicy. Rozbrykany słownik obrazkowy Fiep Westendorp od Dwóch Sióstr . Przyjaźnie zaokrąglone brzegi. Kwadratowy i niemały - taki poniemowlęcy format! Stron wiele, książka dość gruba i ciężka*. Ale pełna treści. Przecież człowiek lat jeden to osobnik bywały w świecie (który przemierza na własnych nogach) i głodny nie tektury, tylko wrażeń. Jak wiele kartonów, ten słownik sprawdzi się również dla dzieci starszych.       

Karel Čapek WIELKA BAJKA KOCIA

Obraz
     Karel Čapek , Czech, pisał w pierwszej połowie XX wieku. Drobną prozę, felietony, sztuki teatralne, ale też i powieści - antyutopie w których wieszczył Europie nadejście totalitaryzmów. W science-fiction był pionierem. To jemu zawdzięczamy dźwięczne słowo "robot". Siedem razy nominowany do literackiej Nagrody Nobla. Umarł młodo, krótko przed drugą wojną, ale zdążył zauważyć, że zgroza narasta, że satyra jego utworów to już właściwie rzeczywistość. Pisał też dla dzieci. Jako dziecko znalazłam dla siebie Čapka - poetycznego wielbiciela foksterierów, autora przeuroczej Daszeńki . Bo i w moim rodzinnym domu mieszkał foksik, piękna i rozumna Masza*. Widowisko telewizyjne BBC na podstawie RUR wyemitowane w 1938 roku - jedna z pierwszych produkcji science fiction         Przed sobą mam Wielką bajkę kocią, polska edycja pochodzi z tego czasu, który to niby był zdominowany przez płyciutkie teksty i kolorowe kadry Disneya, czyli z lat 90-tych (dokładnie 1997 rok). No i

Hi havia una vegada...

Obraz
     Właściwie to miał być żart - książki przywiezione z kraju, którego języka nie znam. Obrazkowe - bo jest okazja, by przyjąć na chwilę perspektywę dziecka, które reaguje na obraz, tekstu nie mogąc przeniknąć bez pomocy dorosłego. Dwa kwadraty opatrzone znakiem ItsImagical przyjechały z Barcelony w firmowym papierze, z załącznikiem w postaci firmowego lizaka, dodatkowo opakowane w opowieść o bieganiu, szukaniu, wybieraniu. Uwielbiam prezenty, które poprzedza opowieść, obligatoryjnie barwna, fakultatywnie prawdziwa.        Większy kwadrat to La bella Mandarina Laury Pons Vega i Eleny Odriozola, na 4-8 lat (ależ skąd, to nie intuicja, ta informacja podana jest na okładce). Rzut oka i błysk rozpoznania: charakterystyczne kolory, ornament i twarz z wydłużonym nosem. Rysowniczka Elena Odriozola pojawiła się u nas dzięki wydawnictwu Tako, za sprawą pięknej książki O księżniczce, która bez przerwy ziewała (seria OQO).        Hi havia una vegada , tak to się zaczyn