Widziałem pięknego dzięcioła
![Obraz](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgNBSBEiWBoKcyAAj4ng-ABO57tzHN9wlqVvswX118ZkG5ZFqoJ6ONoaO9HW4bkBx70JtOQYuU97xXR_m8Q_M_a_p1E45BW6rsjwdlscsMX8g9ynxpowLpVOwjgVxgg5OVW3U6alKAy5c3l/s640/w.jpg)
Tak nam się w Polsce historia poskładała, że pierwszy września, dzień powrotu z wakacji do szkoły, jest zarazem rocznicą wybuchu wojny wszystkich wojen. Za mojego dzieciństwa tego tematu w dziecięcych książkach nie unikano. Ujmowany był na różne sposoby, przede wszystkim powieściowo. Pamiętam "Na niby i naprawdę" Zofii Lorentz, wakacje, lato, napięcie wyczuwalne nawet dla dziecięcych bohaterów, opis doznań, kiedy nadleciały pierwsze samoloty. Pamiętam wielokrotnie czytaną "Tarninę" Jerzego Szczygła i to, jak mocno mi ta solidarnie budowana tarninowa kryjówka i wzajemne opiekowanie się sobą kilkorga chłopców przypomniało arkę żydowskich dzieci Marcina Szczygielskiego. Śmierć Stefka, nie wiem, czy nie pierwsza śmierć książkowa... A tu mam coś, co jest jednocześnie piękne i niebywale poruszające, koniec świata złapany przez ośmioletniego chłopca, który w wakacje prowadził dziennik, czyli odrabiał kaligraficzne zadanie umożliwiające mu przejście z klasy do kla