Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2017

52 TYGODNIE Anne Crausaz

Obraz
      Mam przed sobą 52 tygodnie Szwajcarki Anne Crausaz z Widnokręgu. W oryginale zatytułowane po prostu "L'oiseau sur la branche" czyli Ptak na gałęzi . Na 52 rozkładówkach mamy identyczny kadr: konar i cieńsze gałązki jabłoni. W tej monotonii, podobnie jak w projektach artystycznych, gdzie aparat lub sztalugi ustawiano zawsze w tym samym miejscu, oczywiście jest zamysł - uchwycić zmianę. 52 tygodnie, czyli rok. Każdego dnia inna pogoda, inny ptak i zmieniająca się jabłonka.          Kiedy wertuję internet i oglądam książki publikowane przez Crausaz, uderza mnie, że one przeważnie dotyczą przyrody. Ujmowanej w charakterystycznie uproszczone, zgeometryzowane kształty, w płaskie plamy koloru z "syntetycznym" cieniowaniem. Nie ma realistycznego dziergania lotek, czułego cieniowania puszystych piórek na piersi, jak w Ilustrowanym inwentarzu ptaków czy Animalium . To sprawia, że książka w pierwszym odbiorze może się ja...

Mała czcionka W Nieparyżu

Obraz
Pisanie o książkach cieszy. Ale blog to monolog i człowiek trochę wpada w kanał solipsyzmu. Cieszy więc gadanie z kimś, kto otwiera te same książki! U każdego żyją nieco inaczej, można podzielić się "hurra" i można wymienić sceptycyzmem. Zalążek wspólnoty czytelników.  Obie z Zosią Gwardyś czyli "Małą czcionką" wierzymy, że przy rozmowach o dziecięcych książkach potrzebne jest doświadczenie, oczytanie,  entuzjazm i sceptycyzm. I autentyczne głosy dzieci i rodziców, równoważące to, o czym mówią "mądre głowy" i co daje rynek . Z tego przekonania wzięła się pierwsza rozmowa. Nie ma konkluz ji i zakończ enia . Dołączcie do niej. Alicja Szyguła (W N ieparyż u)        Książka czy czytelnik? O książkach z dzieciństwa, przestarzałych przekładach i "dociąganiu" dziecka do książki. W Nieparyżu: Wszyscy dookoła mówią o książkach chcianych, wyczekiwanych. Zosiu, a może warto porozmawiać też o takich, które przez dorosłych u...

NIKT NAS NIE UPOMNI Agnieszka Wolny-Hamkało i Ilona Błaut

Obraz
      Jest piękna scena w tej książce. Troje bardzo młodych - osiem? dziesięć lat? - ludzi, Adelka, Julek i Franek, spotyka się w parku. Są sami. SAMI! Adelka: dziewczęcość narwana i swobodna, eksperymentatorka, bałaganiara, jest raz tym, raz kimś innym, zbiera różności (konie i wymięte rajstopy - kogo teraz widzicie?). Franek wskazującym palcem zatrzymuje świat, kiedy za bardzo mu doskwiera. Julek: sypia na Księżycu, kiedy nie czuje się za dobrze i gubi telefon, bo komórka to smycz rodziców. Trudno oprzeć się wrażeniu, że to Adelka jest nakręcaczką i poruszycielką historii. Brodzą w liściach i kałużach i bluzgają na jesień, bo przyszła, a im to się wcale nie podoba. Żadnych konformistycznie drobnych kroczków żeby się zbratać z rzeczywistością. Dzieci mówią światu stanowcze "dupa" i "spalić go". Ach, jakże konstruktywne działanie, powiemy. Czy ktokolwiek zawrócił jesień, kiedy już się zdecydowała nadejść?      A w ogóle ta jesień. Nie zło...