Posty

Wyświetlanie postów z 2013

Żegnamy rok

Obraz
A tak, ulice Nieparyża pełne confetti, strzelają korki (cicho, żeby nie obudzić kotów), na miejskim rynku stół zastawiony dla wszystkich chcących świętować. No i jednak sylwester to książkowe podsumowania, olśnienia i zawiedzione nadzieje. Nieparyż ma własny rytm książkowego życia, więc będą tu rzeczy nowe i stare, a jędrne. Dziś maleńkie podsumowanie, jutro oczekiwania W 2013 roku podobały się (kolejność niehierarchiczna, ponadto lista nie jest wyczerpana): Wszystkie moje mamy Renaty Piątkowskiej, Wydawnictwo Literatura - holokaust relacjonowany dziecku bez niepotrzebnej brawury, oszczędnym stylem, w serii, która zmusza dorosłych do zadawania pytań sobie  O tych, którzy się rozwijali Iwony Chmielewskiej, Wydawnictwo Media Rodzina - w 2013 roku w Polsce wydała ona trzy książki, w czym dwie w Media Rodzinie; ta urzekła mnie najbardziej i mam ogromną nadzieję, że jej czas nadejdzie i odkryją ją czytelnicy, bo jest w niej to, co u Chmielewskiej cenię najbardziej: migota...

Autor, rysownik, tłumacz, czyli wiersze wyborne

Obraz
     1. Na samym początku by ł Kubuś Puchatek . To pierwsza książka, którą dziecko poznało, zresztą czytanie Puchatka przez matkę odrywaną od prania to jedno z najstarszych wspomnień, jak brzask wyłamujący z nocy fragmenty świata. Stosunek dziecka do książki był niebywale zachłanny. Uważne studiowanie ilustracji doprowadzało do zaskakującego wyodrębniania pojedynczych kresek, które, przy nastawieniu wzroku na inną ostrość, z powrotem stawały się lasem, misiem, pszczołą. Cuda, prawda? A tekstu Milne'a nigdy nie było dosyć. Kubuś Puchatek, Prosiaczek, Królik, Sowa, Tygrysek, najmilszy Kłapouchy, Kangurzyca i Maleństwo. Imiona, które najpierw były brzmieniem, daleko później zaczęły znaczyć coś innego, niż uwielbiana nazwa własna i być nadawane więcej niż jednemu stworzeniu. Od tego momentu na jakiś czas na wszystkich prosiaczkach w dziecięcym świecie położył się cień delikatnej lękliwości, wszystkie króliki zaczęły być zapobiegliwe i gderliwe, a sowy - fruwać z ci...

Dziesięcioro małych pingwinków uciekło kiedyś z ZOO... - "Gdzie jest pingwin?"

Obraz
     Obraz włożony między okładki książki spełnia dziś znacznie więcej funkcji, niż zwykłe illustratio : objaśnienie, unaocznienie. Przestaje służyć tekstowi w książkach dziecięcych, a mimo to uczy. I to nie tylko najmłodszych odbiorców, ale i kilkulatki*. Po okresie lęku i bezradnych pytaniach rodziców "Ale co ja zrobię z książką bez tekstu?", wielkoformatowe (kartonowe) książki obrazkowe utorowały sobie drogę do dziecięcych rączek. Utorowały oczywiście za pośrednictwem rodziców, którzy w księgarniach, u blogerów i na warsztatach przekonywani są, że: - brak tekstu nie oznacza, iż książka obrazkowa to produkt jednorazowego użytku - natłok szczegółów nie zaplącze dziecku oczu i nie namiesza w głowie - rodzic nie zagada się na śmierć - i kardynalne: dziecko wiele się nauczy.      Ci, co spróbowali, wiedzą, o co chodzi. Nieprzekonanym mówię: warto zaryzykować przygodę z wielkimi planszami; dzieci, dorośli, uwaga, to wciąga! Nieparyskie dziecko ...

Wywietrzyć wietrznicę, oświetlić świecka - "Paskudki słowiańskie"

Obraz
     Słowo "mitologia", dla dziecka kształconego w polskiej szkole, jest niemal synonimem zespołu mitów Greków i Rzymian. Ewentualnie starożytnych Egipcjan. Jaki był atrybut Zeusa? Piorun. A Peruna? A kto to jest Perun? Dziecko dowie się w szkole, że tysiące kilometrów na południe, w starożytnym Rzymie, domami opiekowały się lary i penaty. A u nas - pusto. O, przepraszam, od zawsze polatują nad nami Aniołowie Stróże. Piszę "u nas", mając na myśli tę przedziwną lukę, którą ma w wiedzy dziecko przekonywane, że data 966 r. n.e. zapoczątkowała nie tylko polskie państwo, ale cywilizację na naszych ziemiach. Przed tą datą - biało, jakby świat się dla nas dopiero wtedy zaczął, jakbyśmy od stadium czworaków i zwierzęcego porykiwania przeszli do etapu zorganizowania, mowy, et cetera . Ze świadomością słowiańskich korzeni dość krucho, nastawieni jesteśmy na budowanie tożsamości europejskiej.      Kiedy przeglądamy kanon lektur z języka polskiego*, nie...

"The game is afoot!" - Agencja z o.o.

Obraz
     Pamiętam z mego późnopeerelowskiego dzieciństwa grube księgi na gazetowym papierze, wypełnione łamigłówkami. Labirynty, rebusy, zadania typu "znajdź dziesięć różnic między obrazkami", może też (pamięć zawodzi) proste krzyżówki. Mimo grubości księgi nie starczały na długo, ale gwarantowały dobry czas - prawdziwe fontanny satysfakcji. Razem z ostatnią stroną "Świata Młodych" były ukłonem w stronę młodego czytelnika, któremu należy się porcja rozrywki. Pamiętam ordynarny papier i marny druk, pamiętam rozkoszne iskierki zadowolenia, gdy znajdowałam rozwiązanie. Oczywiście dziś też kupimy niepięknie wydane, ale za to spore tomiszcza, które na jakiś czas wciągną nam pociechy. Nie mają one określonej konstrukcji, ich zaletami są grubość i niska cena. Nic dla snobów, żadne arcydziełko...      Jednak na rynku sporo jest publikacji wielotorowo działających na dziecięce umysły i dłonie, kształtujących poczucie estetyki, rzucających garście wiedzy. S...

Cukierek albo cytat!

Obraz
     Październik przełamuje się w listopad. A co, jeśli cienka skórka normalności pęknie dzisiaj i na świat wyleje się wszystko, przed czym umysł się broni i czemu odmawia zgody na istnienie? Jeśli grząska ziemia otworzy się i wypluje to, na czym żyjemy - rzeszę nieboszczyków? A co będzie, kochani, jeśli wieczorem zajrzy do was przemarznięty gość i poprosi o wpuszczenie do domu? W głuchą północ, w snów tumanie,  gdy znużyło mnie dumanie Nad księgami zapomnianej magii,  znanej w dawnych dniach, Chyląc głowę nad foliałem,  niespodzianie usłyszałem Chrobot, jakby ktoś nieśmiałym palcem skrobał znak na drzwiach. (...) By nad tętnem rozszalałem  zapanować, powtarzałem: To gość jakiś tym sygnałem  daje znać, że stanie w drzwiach;  Tak, to późny gość – szeptałem –  stanie wnet w otwartych drzwiach;  Po cóż ten dziecinny strach? Czując, że znów głos mi służy,  nie wahałem się już dłużej (...) Pchnąłe...

"Zielony, Nikt i ktoś"

Obraz
     Lato, chłopie czy babie, spaździerniczyło tym razem na dobre. Znów pod drzewem orzechy, w sklepach takie małe, krągłe dynieczki, pająki, czarne i grube, uciekają do domów. Książka dziś będzie stosowna do pogody: trzecia część Zielonego i Nikta Małgorzaty Strzałkowskiej.      Tutaj drobn e intermezzo z blogerskiego życia. Zakiełkowała kiedyś komentarzowa rozmowa, inspirowana wpisem doświadczonej czytaczki o tych książkach dla dzieci, które nie są doraźne, nie pomagają pokonywać poszczególnych trudów dnia codziennego, takich jak przedszkole/szkoła, nowe wyzwania/umiejętności, natłok emocji, problemy życia rodzinnego (gdy, powiedzmy, idziemy do księgarni i mówimy: urodzi się nam dziecko, co ma pani/pan, żeby starszego z tym oswoić? ). Chodziło o książki dotykające abstrakcji, o strukturze przypowieści lub celowo wieloznaczne, a w związku z tym niełatwe w odbiorze. Wieloznaczność wiąże się z podwyższeniem progu skupienia, ale i z czytelnicz...