"Zielony, Nikt i ktoś"
Lato, chłopie czy babie, spaździerniczyło tym razem na dobre. Znów pod drzewem orzechy, w sklepach takie małe, krągłe dynieczki, pająki, czarne i grube, uciekają do domów. Książka dziś będzie stosowna do pogody: trzecia część Zielonego i Nikta Małgorzaty Strzałkowskiej.
Tutaj drobne intermezzo z blogerskiego życia. Zakiełkowała kiedyś komentarzowa rozmowa, inspirowana wpisem doświadczonej czytaczki o tych książkach dla dzieci, które nie są doraźne, nie pomagają pokonywać poszczególnych trudów dnia codziennego, takich jak przedszkole/szkoła, nowe wyzwania/umiejętności, natłok emocji, problemy życia rodzinnego (gdy, powiedzmy, idziemy do księgarni i mówimy: urodzi się nam dziecko, co ma pani/pan, żeby starszego z tym oswoić?). Chodziło o książki dotykające abstrakcji, o strukturze przypowieści lub celowo wieloznaczne, a w związku z tym niełatwe w odbiorze. Wieloznaczność wiąże się z podwyższeniem progu skupienia, ale i z czytelniczym niepokojem: czy ja to dobrze odczytam? Kult właściwej odpowiedzi przeważa nad pożytkami ruchu myśli, wytrącenia z automatyzmu odbioru. Bo czytanie powinno być konkluzywne/ostateczne/uspokajające, tak?
I kolejne intermezzo: historii odbiegających od jednoznaczności jest... zastraszająco wiele. Rynek książek dziecięcych reaguje tak samo, jak tenże książek dla dorosłych: gdy książka określonego kształtu i o jakiejś tematyce odniesie komercyjny sukces, rynek wybucha klonami. Mnożą się historie o królikach, co to nie są królikami, tylko everymenami, bajki o ptaszkach-znikaszkach, poetyckie opowieści o śmierci (na jednym biegunie Gęś śmierć i tulipan Erlbrucha, na drugim Kiedyś kiedyś Mikołajewskiego), historie o szczęściu, o smutku, domagające się alegorezy. Nie razi mnie sytuacja, w której kolejny wydawca rzuca na rynek książkę, co tematem i kształtem nawiązuje do produktu, który już znamy. Pod tym wszakże warunkiem, że dostajemy coś lepszego, niż to, co gościło na księgarskich półkach do tej pory. Lubię rozmaitość, obfitość, nie przeraża mnie nadmiar i tempo ukazywania się książek, bo to do czytelnika należy czerpanie z tej rzeki i właściwy stosunek do książek modnych. Nawet jeśli klient zwany dzieckiem (poprzez rodzica) jest dziś ważniejszy i przynosi więcej zysków niż kiedykolwiek, to wciąż do nas należy wybór.
Mam właśnie w ręku książkę przystającą swą formułą do drugiego akapitu. Małgorzata Strzałkowska kojarzy mi się ze stale utrzymującą się wysoką rymotwórczą formą. Jej ultrakrótkie, zabawne Wyliczanki z pustej szklanki opisywałam tutaj. Przed oczyma mam tomiki wydawane przez Media Rodzinę: Zielony, żółty, rudy, brązowy, Gimnastyka dla języka, Wiersze że aż strach (cztery jędze ze Swarzędza...). Jak również Rady nie od parady, Raj na ziemi, O wartościach wypuszczane przez Czarną Owieczkę - nieco mniej szlachetne użycie rymów do tworzenia jednoznacznych w wymowie, dydaktycznych historyjek propagujących określone postawy. A dlaczegóż by nie - rymy mogą też umoralniać (byle nie kończyć przygody z mową wiązaną na tej łatwiźnie).
A Bajka wydaje też prozę Strzałkowskiej. I w odróżnieniu od komunikatywnych książeczek nachylonych ku młodszemu odbiorcy, wymagającemu jasnych przekazów językowych i ostrożnych gier ze świeżo nabytymi przyzwyczajeniami*, Zielony i Nikt nie otwierają się tak łatwo przed czytelnikiem, nie odpowiadają na potrzebę jasności, rozlewności, akcji (bo przecież proza). To ten rodzaj książki abstrakcyjnej, która jest wewnętrznie spójna, konsekwentna, niewymuszenie poetycka, zwarta i prosta. A przy tym zahaczająca o nasze emocje drobnymi konkretnymi szczegółami.
Zielony i Nikt zamieszkują trzy książki, zszyte ze sobą fabułą (trzecia zaczyna się tam, gdzie się druga skończyła). Jak opisać bohaterów? Zielony (a co to za imię, które jest przymiotnikiem?) właściwie jest rudy. To radosny poszukiwacz (głównie wyjść z patowych sytuacji). Jest postacią niosącą otuchę, łagodną, ale aktywną i do aktywności zachęcającą. Spotkanie z nim krzepi, bo pokazuje, że problemy można rozwiązywać. Za to Nikt** (imię zręcznie symboliczne; można oszukać świat Polifemów, że istnieje się w stopniu zbyt nikłym, by stanowić zagrożenie) jest kimś, kogo jeszcze nie ma, kto się dopiero formuje, otwiera, orientuje we własnych celach, uczy wyrażać zdanie.
Pierwsza część, Zielony i Nikt, opowiada o spotkaniu bohaterów, spotkaniu, które jest właśnie otwarciem się: Nikt wychodzi ze studni, w której mieszkał, na świat i zyskuje przyjaciela. Studnia to, jak zauważa Paweł Jasnowski, czytelny symbol ponurego bezpieczeństwa, odcięcia od wrażeń dobrych i niedobrych. Natomiast wyjście z niej to sygnał, iż Nikt jest gotów doświadczać. Część druga (Zielony, Nikt i gadające drzewo), w której pojawia się motyw wędrowania-wybierania, opowiada o szukaniu swego miejsca w przestrzeni fizycznej i w przestrzeni społecznej. Nikt uczy się tam samookreślania. O ile druga część zakończyła się nabraniem oddechu i radosną intonacją wznoszącą (Nikt zajął się zagospodarowywaniem przestrzeni, tworząc ogród), to część trzecia - Zielony, Nikt i ktoś - zaczyna się niepokojem.
Zielony ma sen, w którym Nikt woła o pomoc. Po przebudzeniu spieszy mu z pomocą. Formuje się niepokój o przyjaciela, który potwierdzenie zyskuje w stanie ogrodu Nikta. Prywatna przestrzeń Nikta, odbijająca jego samopoczucie, dramatycznie zmarniała. Zaś sam Nikt ukrywa się w jądrze domu, ciasnym i ciemnym schowku na parasole. Okazuje się, że ta szczuplutka przestrzeń ma chronić go przed tym, co skrywa się w jego wnętrzu, przed powtarzającym się koszmarem. Kto jest w stanie wejść do głowy Nikta i rozpędzić chmury?
Sednem tych opowieści jest dialog, jak w terapii albo filozofowaniu. Rozwiązania formują się w trakcie pytań-odpowiedzi, poprzez które Nikt dochodzi do wiedzy o sobie. Druga i trzecia część opowieści pięknie opowiadają o motywie szukania rozwiązania, o przyjęciu postawy refleksyjnej. Dzięki Zielonemu, komuś, kto z uwagą i życzliwością słucha, Nikt formułuje problem, wypowiada swoje emocje. Drobne, krzepiące sygnały mówią o tym, że Nikt uporał się z problemem: pozwala przyjacielowi odejść, nie uzależnia swego dobrostanu od jego nieustającego wsparcia.
Język jest prosty, słów zbędnych nie ma. Strzałkowska używa czytelnych opozycji i symboli, w które jesteśmy z dzieckiem w stanie wlać naszą osobistą treść. Przestrzeń otwarta - przestrzeń zamknięta, reflektor ze snu - światło księżyca, schowek na parasole - ciemny i otwarty na oścież nocny świat. To są rzeczy, których doświadcza się skórą, a później intelektem. Mimo że książka jest nie podgrzewa temperatury emocji przez mnożenie "gorących" słów, radość i smutek są w niej wyraziste. Sporo wątków do poruszenia z dzieckiem błądzi mi po głowie.
Opowieść jest surowa, więc zilustrowana jest przez Piotra Fąfrowicza oszczędnie. Grają płaszczyzny wypełnione kolorem, barwy są monotonne (tutaj to zaleta), elementów jest niewiele. Zastanawiam się, co to za kolor na ostatniej ilustracji: niebieskawy, czy szary? Obojętnie, jaki jest, pięknie "robi" noc. A Zielony i Nikt, przytuleni na drzewie, wysoko nad ziemią, to widok kojący. Znów na wierzchu soft-touch z elementami lakierowanymi, które lśnią przy poruszaniu okładką. Kolory pyszne, lubię połączenie pomarańczowego i fioletu.
Pierwsza część, Zielony i Nikt, opowiada o spotkaniu bohaterów, spotkaniu, które jest właśnie otwarciem się: Nikt wychodzi ze studni, w której mieszkał, na świat i zyskuje przyjaciela. Studnia to, jak zauważa Paweł Jasnowski, czytelny symbol ponurego bezpieczeństwa, odcięcia od wrażeń dobrych i niedobrych. Natomiast wyjście z niej to sygnał, iż Nikt jest gotów doświadczać. Część druga (Zielony, Nikt i gadające drzewo), w której pojawia się motyw wędrowania-wybierania, opowiada o szukaniu swego miejsca w przestrzeni fizycznej i w przestrzeni społecznej. Nikt uczy się tam samookreślania. O ile druga część zakończyła się nabraniem oddechu i radosną intonacją wznoszącą (Nikt zajął się zagospodarowywaniem przestrzeni, tworząc ogród), to część trzecia - Zielony, Nikt i ktoś - zaczyna się niepokojem.
Zielony ma sen, w którym Nikt woła o pomoc. Po przebudzeniu spieszy mu z pomocą. Formuje się niepokój o przyjaciela, który potwierdzenie zyskuje w stanie ogrodu Nikta. Prywatna przestrzeń Nikta, odbijająca jego samopoczucie, dramatycznie zmarniała. Zaś sam Nikt ukrywa się w jądrze domu, ciasnym i ciemnym schowku na parasole. Okazuje się, że ta szczuplutka przestrzeń ma chronić go przed tym, co skrywa się w jego wnętrzu, przed powtarzającym się koszmarem. Kto jest w stanie wejść do głowy Nikta i rozpędzić chmury?
Sednem tych opowieści jest dialog, jak w terapii albo filozofowaniu. Rozwiązania formują się w trakcie pytań-odpowiedzi, poprzez które Nikt dochodzi do wiedzy o sobie. Druga i trzecia część opowieści pięknie opowiadają o motywie szukania rozwiązania, o przyjęciu postawy refleksyjnej. Dzięki Zielonemu, komuś, kto z uwagą i życzliwością słucha, Nikt formułuje problem, wypowiada swoje emocje. Drobne, krzepiące sygnały mówią o tym, że Nikt uporał się z problemem: pozwala przyjacielowi odejść, nie uzależnia swego dobrostanu od jego nieustającego wsparcia.
Język jest prosty, słów zbędnych nie ma. Strzałkowska używa czytelnych opozycji i symboli, w które jesteśmy z dzieckiem w stanie wlać naszą osobistą treść. Przestrzeń otwarta - przestrzeń zamknięta, reflektor ze snu - światło księżyca, schowek na parasole - ciemny i otwarty na oścież nocny świat. To są rzeczy, których doświadcza się skórą, a później intelektem. Mimo że książka jest nie podgrzewa temperatury emocji przez mnożenie "gorących" słów, radość i smutek są w niej wyraziste. Sporo wątków do poruszenia z dzieckiem błądzi mi po głowie.
Opowieść jest surowa, więc zilustrowana jest przez Piotra Fąfrowicza oszczędnie. Grają płaszczyzny wypełnione kolorem, barwy są monotonne (tutaj to zaleta), elementów jest niewiele. Zastanawiam się, co to za kolor na ostatniej ilustracji: niebieskawy, czy szary? Obojętnie, jaki jest, pięknie "robi" noc. A Zielony i Nikt, przytuleni na drzewie, wysoko nad ziemią, to widok kojący. Znów na wierzchu soft-touch z elementami lakierowanymi, które lśnią przy poruszaniu okładką. Kolory pyszne, lubię połączenie pomarańczowego i fioletu.
* upodobanie do rytmu, do dźwiękowych zabaw językiem, jak mówił Tadeusz Peiper, mamy we krwi, żadne to poetyckie wyrafinowanie :)
autor: Małgorzata Strzałkowska
tytuł: Zielony, Nikt i ktoś
ilustracje: Piotr Fąfrowicz
wydawnictwo: Bajka
rok wydania: 2013
I'm Nobody! Who are you?
Are you – Nobody – too?
** I/m nobody! Who are you? / Are you - Nobody - too? autor: Małgorzata Strzałkowska
tytuł: Zielony, Nikt i ktoś
ilustracje: Piotr Fąfrowicz
wydawnictwo: Bajka
rok wydania: 2013
I'm Nobody! Who are you?
Are you – Nobody – too?
Then there's a pair of us!
Don't tell! they'd advertise – you know!
How dreary – to be – Somebody!
How public – like a Frog –
To tell one's name – the livelong June –
To an admiring Bog! - See more at: http://www.poets.org/viewmedia.php/prmMID/15392#sthash.TxpiwDjw.dpuf
I'm Nobody! Who are you?
Are you – Nobody – too?
Then there's a pair of us!
Don't tell! they'd advertise – you know!
How dreary – to be – Somebody!
How public – like a Frog –
To tell one's name – the livelong June –
To an admiring Bog! - See more at: http://www.poets.org/viewmedia.php/prmMID/15392#sthash.TxpiwDjw.dpuf
I'm Nobody! Who are you?
Are you – Nobody – too?
Then there's a pair of us!
Don't tell! they'd advertise – you know!
How dreary – to be – Somebody!
How public – like a Frog –
To tell one's name – the livelong June –
To an admiring Bog! - See more at: http://www.poets.org/viewmedia.php/prmMID/15392#sthash.TxpiwDjw.dpuf
I'm Nobody! Who are you?
Are you – Nobody – too?
Then there's a pair of us!
Don't tell! they'd advertise – you know!
How dreary – to be – Somebody!
How public – like a Frog –
To tell one's name – the livelong June –
To an admiring Bog! - See more at: http://www.poets.org/viewmedia.php/prmMID/15392#sthash.TxpiwDjw.dpuf
przepraszam ze nie w atmosferze tematu
OdpowiedzUsuńale wlsnie znalazlem
i ufam ze nieparyz podejmie moje radosne zaskoczenie
http://www.youtube.com/watch?v=FTWT5GSc_Tw
w tej jesiennej bezradnosci
No proszę :) Bardzo dziękuję za newsa!
Usuń