Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2012

My Sławianie, my lubim kiszonki

Obraz
Powyżej w poście zamieściłam abstrakcję ze śledzia. Tutaj prasłowiańskie, arcypolskie kiszonki, zainspirowane "Bestiarium" Różyckiego.    Mniejsza kamionka, użyczona przez Martę, zawarła w sobie kiszony czosnek. Dałam mu wszystko to, co wrzucilam do większej kamioneczki. Wymieniam: łodygi koprowe, korzeń i liść chrzanu, gorczyca, liść dębu. Do ogórków poszedł czosnek. Do czosnku nie dodałam ogórków. Zaznaczam, że liście dębowe zdobyłam z narażeniem życia w Wyprawie w Kąt Ogrodu, przedzierając się przez pokrzywy i pajęczyny.     Dla kompozycji obrazu dodałam miskę truskawek, na które chwilę później napieniłam nieprzyzwoicie dużo śmietany. Czy znacie książki, w których opowieści nastrój kucharki wpływa na smak potraw? W "Trzech grubasach" ciocia Ganimed płacząc, przydaje soli i pieprznej goryczy smażonej jajecznicy. Niebezpieczną kucharką była bohaterka "Przepiórek w płatkach róży" Laury Esquivel. Tita, płacząc nad weselnym tortem dla swej sta

Zabawy ze śledziem

Obraz
Śledź w oliwie z cytryną, cebulą, gorczycą, pieprzem, zielem angielskim, liściem laurowym amen.

Ekstrawagancka baśń o rewolucji - Jurij Olesza "Trzech grubasów"

Z majowej wyprawy o książki do Zamku (tutaj ponownie pozłociste i brylantowe podziękowania dla księgarskiej pary M&M) przytargałam między innymi wielką knigę, wydaną w 1986 roku przez Książkę i Wiedzę we współpracy z moskiewską Radugą. Tri tołstiaka, czyli Trzech grubasów Jurija Oleszy, pierwszy raz ukazało się w 1928 roku. Jedenaście lat wcześniej lud przejął władzę. W 1928 roku dogasał NEP, pięciolatki i kołchozy nadciągały wielkimi krokami.      Trzech grubasów nazywana jest baśnią groteskową, alegoryczną, symboliczną. W sumie prawda, ale to za mało. "Trzech grubasów" to opowieść, która wyraźnie i misternie przechodzi od baśni ku opowieści awanturniczo-obyczajowej, powiedzmy - taka baśń świadomie modernizowana. Jakby napór nowych czasów naciskał na ramy baśni. Ach, jak mocno to czuć, jakie to ekscytujące! Jednak to wciąż baśń, czyli opowieść o sprawiedliwości, porządku i karze.      Mamy więc scenerię – miasto. Jakie to miasto? Och, miasto z pogranicza czasów.

Przytargałam do domu książki

Rano w sobotę zadzwoniła najlepsza na świecie księgarka i zaproponowała wspólny popołudniowy posiłek i wjazd na majówkę z książkami, organizowaną przez CK Zamek.  Posiłek piknikowo zjedliśmy w parku przy fontannie, wdzięcznie podany na papierowych talerzykach. Szumiały platany, pryskała fontanna, słońce dawało z siebie wszystko. Snuła się błyskotliwa konwersacja, przerywana dokładkami równie błyskotliwej zapiekanki mięsno-warzywnej z ryżem i soczewicą.  Następnie Michał dal mi książki na wymianę, coby mnie tam w ogóle wpuścili. Ale co on dał! Nieopatrznie przeczytane w dzieciństwie "Zwierciadło piekieł", horror z piekielnym małym Boofulsem (ożeż, a już udało się wymazać to imię z pamięci). Wróciły wspomnienia malutkiej wiejskiej biblioteki w latach dziewięćdziesiątych i mnie czytającej w kącie "Dżina", "Las", "Demony Normandii" i o klasę lepszą "Carrie". W kącie, bo dzieciom nie pożyczano horrorów. Ba, pani nie chciała wypożyczyć

Jeszcze jedno zwierzę

Obraz
Ja twierdzę, że to niedźwiedź, Marta, że leniwiec z "Epoki lodowcowej". W sumie ona go zna dłużej w końcu :-)

Ten wydaje się trochę nieśmiały

Obraz
Młodziutki jeszcze, na razie nie myśli o opanowaniu Ziemi.

Zamieszkał u mnie nadzwyczaj pogodny kosmita

Obraz
Przyjazny, czy nie?

Dla konserwatystów, wielbicieli kiszenia

     Jestem wielbicielką Tomasza Różyckiego. Mógłby równie udatnie, jak nasze objawienie ostatnich tygodni, zmarła noblistka, zaspokajać apetyt poetycki pożywnym i dobrym chlebem swoich wierszy. Czytam "Dwanaście stacji" kiedy mi źle, ta książka fenomenalnie poprawia nastrój. Sięgam do "Kolonii", do "Księgi obrotów" też. Lubię bohatera, który od jakiegoś czasu zamieszkał w tych wierszach, człowieka z prowincji wychylającego się do świata, intelektualnie od dawna obywatela Europy, ale w kwestii rozmaitych unijnych udogodnień troszk ę może nieoblatanego...      Mam w ręku "Bestiarium", prozę Różyckiego, ponoć powieść. Póki co, widzę prozę poetycką, skłębioną i niejasną. Pisanie prozy to nie łatwizna. Duże całości mogą powalić konstruktora zmyślnych sonetów. Ale bohater jakby podobnie nieśmiały. Dlatego wiernie przy nim trwam. Póki co, zachęcam takim wizyjnym fragmentem. Dlaczego dla konserwatystów - trzeba samemu zobaczyć. Konserwatyzm i

Rozkosze szaberku

Obraz
Tym razem głóg. Pachnie słodko. Zbyyyyszku... Kwiecie pachnie... Lato nadciąga.

Ilustracje Dusana Kallay do Alicji

Obraz
    Na półce Marty znalazłam wydanie Alicji w krainie czarów  i Po drugiej stronie lustra  z wydawnictwa Alfa, z 1990 roku, przekład Roberta Stillera.      Ach, butny Stiller, jego Lolitę przedkładam nad Lolitę Kłobukowskiego, Alicję mimo wszystko wolę czytać poprzez Słomczyńskiego. Ale nie ze względu na przekład o książce wspominam - choć szacowny i wówczas dość świeży (Stiller rzucił swoje tłumaczenie Carrolla w 1986 roku), piszę o książce, bo ma piękne ilustracje Dusana Kallay. A jakie, już pokazuję. Zwłaszcza pierwsza ilustracja mnie urzeka:     Nawiasem, najlepsza księgarka na świecie lubi Alicję zilustrowaną przez Ingpena. Chyba się nie obrazi, że tak jej upodobaniami po internecie sobie szafuję :)      Podobno Terry Pratchett nie lubi Alicji . Ha, a ja nie przepadam za Terrym Pratchettem.  autor: Lewis Carroll tytuł: Alicja w Krainie Czarów i Po drugiej stronie Lustra ilustracje: Dusan Kallay przekład: Robert Stiller wydawnictw

Ogórek sznurek róża bez

Obraz
Spacer zakończył się dziś rwaniem bzu. Nie było to tuwimowe tarmoszenie i darcie, choć bez bzowy. A ogórki, cóż. Są już mętne, a zaledwie wczoraj wylądowały w kamionce. Pachną koprem i czosnkiem. Kto chce odę do kiszoniaków, musi przeczytać Stenki piosenkę . Tutaj moja studnia ogórkowa: Kamioneczka luba: A oto, dla odmiany, ogórek egzystencjalny, przepity, znaczy przekiszony Emilii Dziubak, o której pisałam już tu . Najgorzej, jak byt uzyska świadomość. Natychmiast popada w depresję i robi się żółtawy i marudzący:  A żeby nie było tylko zgnile i zielonkawo, dodaję dzisiejszy bez. Pachnie oszałamiająco, jednak mniej skomplikowanie, niż czarny bez i głóg. Dzieckiem będąc przynosiłam mamie nieprzyzwoicie wielkie bzowe bukiety. Inne chabazie zresztą też. Wyłaziły z nich wielokończynowe stwory. 

Majowe ciąg dalszy

     Czytałam ultrapopoularny "Baśniobór", który poleciła najlepsza księgarka na świecie, podobał mi się, ale czegoś mi brakowało: konsekwencji poczynań i utraty. Książka mówi, że każdy czar można odwołać. Więc groza, ale i radość zwycięstwa nie jest bardzo potężna. Kilka sprytnych myków, przypomnienie po niewczasie o jakiejś prastarej magii, o której nie było mowy, gdy bohaterowie robili głupoty i proszę - dobro zwycięża. Szaleństwo, zamiana w posąg, bestię - nic nie jest ostateczne. Rezurekcja na każdym kroku. Cytat z recenzji Magdy Świtały: Jaki jest przepis na dobrą powieść dla dzieci? Trzeba wysłać rodzeństwo (obowiązkowo brat i siostra o przeciwstawnych charakterach) na wieś, gdzie stoi stary dom z dziwacznymi mieszkańcami (introwertyczny dziadek, enigmatyczna służąca), w tajemniczym ogrodzie żyją mitologiczne stworzenia, a w lesie roi się od nierozwiązanych zagadek. Należy to wszystko zmiksować w odpowiednich proporcjach, doprawić szczyptą magii i już mamy go

Majowe

     Piąta po południu, w kościółku trąbią na majowe. "Ave, ave, ave Ma-ry-ja!". Kiedy ja za swojej kilkuletniości chodziłam do figury , rej tam wiodła Ewka-kurzypatrz-wiecznie-dziewica*. Ona sygnalizowała, co śpiewać i kiedy, identycznie jak żona w filmowej Konopielce wywodziła litanijne frazy. Ona popędliwie nas ustawiała i karciła. To jej "mod-sie-za-namie" pamiętam. Oraz kwiaty u figury, oraz podkolanówki ubierane pierwszy raz w roku, bo czas ich nastawał. Jakoś mi te dzwony dzieciństwo przypomniały. Łagodna i posłuszna Maryja nigdy nie budziła pytań. Wówczas raczej zawiłości Trójcy Świętej.      Czytam "Rozalkę Olaboga" Anny Kamieńskiej. Dobrze się bawię. Kamieńska potrafiła  pisać poetycko i z humorem; oklepane, co napiszę, ale żeby tak pisać, trzeba mocno czuć w sobie dziecko. Jej żwawa, nieładna Rozalka od zjawienia się, robi ferment w mieście, trochę jak bohaterki Makuszyńskiego. Wyzwala w ludziach energię, budzi złość, sporo radości. Jej mama