Dziesięcioro małych pingwinków uciekło kiedyś z ZOO... - "Gdzie jest pingwin?"

     Obraz włożony między okładki książki spełnia dziś znacznie więcej funkcji, niż zwykłe illustratio: objaśnienie, unaocznienie. Przestaje służyć tekstowi w książkach dziecięcych, a mimo to uczy. I to nie tylko najmłodszych odbiorców, ale i kilkulatki*. Po okresie lęku i bezradnych pytaniach rodziców "Ale co ja zrobię z książką bez tekstu?", wielkoformatowe (kartonowe) książki obrazkowe utorowały sobie drogę do dziecięcych rączek. Utorowały oczywiście za pośrednictwem rodziców, którzy w księgarniach, u blogerów i na warsztatach przekonywani są, że:
- brak tekstu nie oznacza, iż książka obrazkowa to produkt jednorazowego użytku
- natłok szczegółów nie zaplącze dziecku oczu i nie namiesza w głowie
- rodzic nie zagada się na śmierć
- i kardynalne: dziecko wiele się nauczy.
     Ci, co spróbowali, wiedzą, o co chodzi. Nieprzekonanym mówię: warto zaryzykować przygodę z wielkimi planszami; dzieci, dorośli, uwaga, to wciąga! Nieparyskie dziecko żywym dowodem. 
     
     Książka nazywa się Gdzie jest pingwin?, stworzyli ją Sophie Schrey i Chuck Whelon, wydała oficyna IUVI, zaś premierę miała na początku grudnia tego roku. Zaczyna się od przedstawienia grupy dziesięciu pingwinów. Przyjrzyj się im dokładnie, użytkowniku książki, zapamiętaj imiona, fryzury, plamkę na brzuszku, gogle na łebku, pucołowate policzki i wielki zadek. Za chwilę te rozczulające ptaki, wzorem pingwinów z Madagaskaru, namieszają. 


 




 
     Dziesięcioro pingwinków mieszka w ZOO, jednak marzą o powrocie na Antarktydę. Dają nogę z klatek i... trzeba je odnaleźć. Och, one nawet niespecjalnie starają się przed tobą ukryć, po prostu w ZOO spacerują tłumy, niemiernie dużo się dzieje, z klatki, na przykład, zwiał nosorożec, który odwraca uwagę od czarno-białych malców... Kochani! Dokąd mogą zabłąkać się pingwiny w drodze na Antarktydę, mimo że jeden z nich to nawigator? Otóż na dziecięce przyjęcie w ogrodzie. A później na upiorną imprezkę w nawiedzonym domu. Do restauracji, do parku wodnego, zawieje je w przestworza, a nawet wyżej! I tak przez siedemnaście stron.
     Brwi unosiły mi się z niedowierzania: narysować TYLE? Nawymyślać TYLE? Psychotycznie kolorowe plansze są bardzo gęste i wypełnione dzianiem się. Przedmioty mnożą się w oczach, różne istoty łażą i ciągną ku sobie wzrok szukającego. Co za satysfakcja - wyłowić z tłumu maszkar na upiornym przyjęciu pingwini łepek! To tak, jakby się go uratowało. Z pięcioletnim chłopięciem liczyliśmy z zapałem, pilnując, by nikogo nie pominąć, zwłaszcza  szarego pingwiniego dzieciaka.
     Ale na liczeniu pingwinów się nie skończyło. Później był etap oglądania tego, co właściwie dzieje się na kartach - tutaj można snuć narracje, fantazjować, dopowiadać początki i dalsze ciągi do tego, co się na obrazach dzieje. Pięciolatek radośnie wyławiał pojazdy. Liczenie pingwinów to jedna z możliwości zabawy w spostrzegawczość, bo do każdego obrazka autorzy wymyślili zadania kolejne: znajdź różową ropuchę, odszukaj cztery pary kosmicznych trojaczków itp. Możemy naturalnie zadawać sobie własne zagadki, co też robiliśmy. Ale najlepszą zabawą okazało się nazywanie stworzeń. Książka już otwiera się sama na obrazku z kosmiczną zgrają i teraz jest czas na nadawanie imion. Kaszląco-charczące imiona typu Grzdylk-Krzylk, Chrum-chrum-tuk-tuk, przeplatają się z tymi codziennymi (fontanny śmiechu, gdy się potworka nazwie tak, jak siedzącego obok malca!). 
     
     Czy książka działa? O tak. Dała wiele radości. Sądzę, że młodszym dzieciom, trzy-czterolatkom, również sprawi satysfakcję. 

* a nawet kilkunastolatki, jak Dym Concejo 

autor: Sophie Shrey
tytuł: Gdzie jest pingwin?
ilustracje: Chuck Whelon
wydawnictwo: IUVI 
data wydania: 2013

Komentarze

  1. Rozbawił mnie ten argument, że rodzic nie nagada się na śmierć;) bo u nas moja dwuletnia córka zmusza mamę do tworzenia wymyślnych elaboratów językowych i zawiłych historii dla każdego odnalezionego bohatera w takiej ksiazce

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, to nie najlepszy argument :) jeśli ktoś czytał kilkulatkowi książkę, wie, że nie ma to wiele wspólnego ze spokojnym czytaniem partii tekstu :)) a pingwiny niedługo będą mi się śnić po nocach!

      Usuń
  2. a co ma zrobic prosty anonim niewrazliwoscia na kolory dotkniety nieopacznie tylko mu poszukiwac ksztaltow bo zupelnie nic nie widze na komputera ekranie :)))))))))))))))))))))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci