ROK, W KTÓRYM NAUCZYŁAM SIĘ KŁAMAĆ Lauren Wolk - What has been seen...

           Koniec dzieciństwa wiąże się z kosztowaniem owoców z drzewa poznania. Od zawsze próbuje się trwałości reguł, zakazo-nakazów, ale w pewnym momencie do małego człowieka dotrze ich umowny charakter i to, że ŚWIADOMIE można wybrać niegodziwość, a wtedy niekoniecznie dla sprawcy otworzy się piekło. Moralność stanie się zatem zbiorem precedensów. Zaistnieją rzeczy – nieodwracalne - których nikt nie będzie umiał naprawić. Nieopisanym wstrząsem będzie spostrzeżenie, że być głodnym miłości nie zakłada, iż się miłość dostanie. Serce pęknie i nikomu nie będzie się chciało go skleić. Ech, czarne te wizje dorosłości, kto chciałby dorastać do czegoś takiego.   



      Ale kiedy czytałam opowieść Lauren Wolk, przypomniało mi się różnopostaciowe zakaźne zło z „Ciemno, prawie noc”. W powieści Bator najbardziej wstrząsający był fatalizm: zło rodzi zło, a ci którzy niegdyś byli ofiarami, z precyzją godną dobrze nakręconego mechanizmu, a nie ludzkiej duszy podatnej na powiewy wszelakie, z dużym prawdopodobieństwem zmienią się w katów. Dziecko wyniesione z pożogi zła jest bombą z opóźnionym zapłonem. Krzywdziciel winny jest więc nie tylko cierpienia swej ofiary; spoczywa na nim odpowiedzialność za wykucie każdego następnego ogniwa w łańcuchu zła. Jednak w mrocznej baśni Bator dorosłość, która oznacza (straszną) wiedzę, napotyka dojrzałość, czyli podjęcie ryzyka i działanie.    
 Annabelle, bohaterka i narratorka historii Wolk, przyznaje, że mówi do nas już zza granicy, którą przekroczyła, poza którą pozostała nieskalana kłamstwem dwunastoletniość i szczęśliwy czas, kiedy nie trzeba było dokonywać wyborów, zaś najpoważniej doskwierającą rzeczą była paskudnie różowa niedzielna sukienka. Zaczyna opowieść od zmiany, jaką w okolicy przyniosło pojawienie się Nowej.     
      Przez chwilę o tej okolicy. To spokojna, prowincjonalna Ameryka lat czterdziestych. Społeczność dobrych, pracowitych ludzi, z której druga wojna raz na jakiś czas wyrywa syna, żeby oddać gwiazdkę na sztandarze chwały. Po jakimś czasie okazuje się, że w tej społeczności są dwa kolce: pan Ansel, Niemiec, współodpowiedzialny, co oczywiste!, za pierwszą i druga wojnę, a także włóczęga Toby, weteran pierwszej wojny, którego ze względu na jego traumę społeczność wchłonąć nie może. Tego rodzaju bohaterowie to, jak wiemy, probierz postaw.   
     Wracając do Nowej: to właśnie nastolatka Betty doznaną krzywdę, owo nasionko zła, rozwinęła w dorodną roślinę, a za cel obrała Annabelle. Oszałamia jej wytrawność w zadawaniu cierpienia, ale tym, co przeraża najmocniej, jest „filozofia" którą wykłada  Annabelle: albo ty trzymasz bat, albo smaga on ciebie. Zaś nasza mało pojętna, czytaj: krnąbrna, czytaj: mięczakowato dobra bohaterka przekonana jest, że możliwe jest bycie poza kręgiem bata. To Betty (którą ja tłumaczę, ale Ty, czytelniku nie musisz) próbując kontrolować Annabelle i całe otoczenie, sprowokuje ciąg zdarzeń prowadzących do tragedii. Razem z młodą bohaterką zstępujemy w gęstniejący mrok, w którym znacznie będą miały najmniejsze decyzje.      
     Akcję powieści Wolk prowadzi tak, że trzewia miałam zaciśnięte w supeł – napięcie utrzymuje się aż do końca, historia angażuje czytelnika jak thriller. To lektura „towarzysząca”: współodczuwamy w strachu i przemożnym żalu. Tu na przestrzeni akapitu możemy dwa razy stracić dech, od tego, co się wydarza i od tego, jak obciążone znaczeniem jest to, co się stało lub co powiedziano. Bo niesłychana gęstość i subtelność opowieści sprawia, że w ciągu kilku zdań potrafi się w czytającym urodzić wiele pytań o postawy jednostki i zbiorowości. O to, komu skłonni jesteśmy ufać i z jakiego powodu odmawiamy wiary (uwierzycie, że długość włosów mogłaby zmienić wasze życie?), o dobrą i niedobrą spójność społeczności, o wierność literze i duchowi. Ale też o to, co utrzymuje nas jako jednostki na powierzchni. 



         Tak, to jest powieść o odwadze, wyborach i postawach w obliczu zła. Betty, Toby ze swym strzaskanym życiem, który doznane i zadane potworności zamknął w sobie, nie pozwalając się im rozpełznąć, Annabelle z jej rozpaczliwymi próbami przywrócenia ładu. Ale na szczęście Rok to nie suchy moralitet, nieprawdziwy przez z góry założone racje i wyjaśnienia, ale pełnokrwista powieść obyczajowa, pokazująca choćby taką prawdę, że świat jest jak rosochate drzewo, tu najlepszym intencjom nie zawsze towarzyszą dające się przewidzieć skutki. Ostatnim zaś, co wolno zrobić, to odpuścić w stawianiu oporu. 
       Określenie „powieść obyczajowa” ma znaczenie dla (mojej przynajmniej) egzegezy mhistorii. Wszystko, co napisałam do tej pory mogłoby sugerować, że powieść Wolk jest zbyt mroczna dla młodzieży. A przecież Czytelnika emocjonalnie ściąganego w dół, na powierzchnię nieustannie wypycha coś: drobne zdarzenia, piękne i nieinfantylne obserwacje, rozmowy, czyli wspaniale złapana codzienność. Lauren Wolk pracowicie tka opowieść o byciu przyzwoitym. Każdego dnia, w wielu działaniach. Bo zło i dobro to nie są tylko spektakularne jednorazowe gesty, to jest siatka codziennych - upartych - wyborów tego, czy podzielić się, przyjąć pod dach, zaufać czy rzucić słowo jak kamień.     
     Tym, co sprawia, że przez powieść płynie się jak przez wodę, delektując krystaliczną czystością, jest język przekładu. Sebastian Musielak, którego poznałam przez fiński Tainaron Leeny Krohn, autorki dwusiostrzanego Pelikana, użył języka, który mnie zadziwia! Syntetyczność rozkwitająca w głowie, prostota, trafność. Aż mnie wzniósł na mistyczny poziom rozmyślań o składni! Ale mam dwa, jak mówi mój dentysta, ukłutka: co to jest „ozdobna haftka” przypinana do damskiego odzienia górnego? A „kozioł ofiarny" w ustach amerykańskich (pobożnych, to prawda) prowincjuszy jest girardowski, skoro to grupa w kryzysie?
      Komu polecam tę piękną książkę? Młodym dorosłym. Z satysfakcją i zadowoleniem zobaczyłabym Rok w kanonie lektur na początku liceum.
     Lektury rownoległe duże i małe: opowiadania Flannery O’Connor zebrane w tomie Ocalisz życie, może swoje własne. Czytałam o tych amerykańskich prowincjuszach i zapierało mi dech. Piramida krzywdy. Zło które jest jak oddychanie. Zło nasze powszednie, nieduże łajdactwo nieważnych ludzi. A opowiadanie Uchodźcy... ku refleksji, powstało tak dawno temu, a jakby z netu kwestie wycięte.               

Komentarze

  1. Fajnie coś nowego i mądrego przeczytać

    OdpowiedzUsuń
  2. If you're trying to lose kilograms then you absolutely need to start using this brand new custom keto meal plan.

    To create this keto diet, certified nutritionists, fitness trainers, and chefs joined together to develop keto meal plans that are efficient, suitable, money-efficient, and enjoyable.

    Since their launch in 2019, thousands of clients have already transformed their body and health with the benefits a proper keto meal plan can give.

    Speaking of benefits: clicking this link, you'll discover eight scientifically-proven ones provided by the keto meal plan.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci