Przygody z klasyką - wychodzi TAJEMNICZE DZIECKO E.T.A. HOFFMANNA
Uwaga! Tajemnicze arcydzieło!
Wyobraźcie sobie opowieść, w której
wszystko jest tajemnicze: tytuł, porywająca treść, główny
bohater. Bogatą w wątki i mimo upływu dwustu lat niepokojąco
aktualną. Bez niej nie byłoby waszych ukochanych dzieł
literatury dziecięcej. Przyczyniła się do powstania określonej
kategorii bohaterów. A wy tej historii-matki nie znacie. Czy -
hermetyczna - krążyła wyłącznie w rękopisie, uobecniając się
w jakimś rytuale wtajemniczenia w treść? A może ze względu na
cenzurę funkcjonowała w drugim obiegu? Co to za autor:
Arystoteles, Julian Carax czy Fenoglio? A figa, drodzy państwo.
E.T.A. Hoffmann, Das fremde Kind, czyli Tajemnicze
dziecko.
Nie mogłam sobie odmówić sensacyjnego
początku. Tak prawem kontrastu: rzeczywistość jest mniej
sensacyjna niż fabuła Imienia róży, ale wymaga
staranniejszych zabiegów niż zapał Wilhelma z Baskerville, żeby
uratować książkę. Częściej ocalać trzeba od zapomnienia niż
od ognia*. Ratuje nie Wybraniec, tylko zespół skrupulatnych rzemieślników: rzetelny tłumacz, ilustrator,
zdeterminowany wydawca... A ponadto mam w pamięci ten trzeźwy śmiech
tłumaczki, Elizy Pieciul-Karmińskiej, którą próbowałam
naciągnąć na jakąś sensacyjną opowieść o książce, która u
nas nie zaistniała, choć wielbił ją - jak wynika z recepcji -
cały bajkopisarski świat. Obyło się bez zmowy i bez cenzury. Po
prostu poza granicami naszego kraju, w Niemczech, Szwecji, Francji,
Danii czy Anglii ta baśń Hoffmanna była bardziej popularna. Po polsku pojawiła się dwa razy - w 1923 i 1926 roku, ale... czy ktoś z was zna ten tekst?**
Powiedz mi, kto cię zna, a powiem ci kim jesteś
Trzeba wiedzieć, iż ten niewielki
objętościowo tekst, niesłychanie płodny w idee, zrodził
niesłychane potomstwo. Znała go Astrid Lindgren wymyślając
postaci Pippi Pończoszanki dumnej ze swej marchewkowej rudości i
tłuścioszka Karlssona z Dachu. Znał Spielberg, tworząc swego
cudownego freaka - E.T. A gdyby prześledzić podobieństwa
motywów, pewnie i Barrie, piszący Piotrusia Pana, Ottfried
Preussler z Małym duszkiem, Michael Ende, piszący Momo
czy Szwed Peter Pohl autor powieści Jan, mój przyjaciel.
Niemieckie wydanie Tajemniczego dziecka |
Co łączy te opowieści? Opowiadają o
dzieciach (często rodzeństwie, albo dzieciach różnej płci),
którym przytrafia się znajomość z obcym-dzieckiem-istotą
zmieniającą ich życie. Obcy ten prowokuje innością fizyczną i
zachowaniem, jego pochodzenie jest tajemnicze, jego imię -
zagadkowe. Obcy zwraca uwagę na kondycję dziecka, na jego status
względem dorosłych, na samopoczucie w świecie, na różnicę płci.
Zaskakująco dobrze porozumiewa się tak z chłopcami, jak z
dziewczynkami. Wywraca życie do góry nogami. U początku tych
opowieści stoi właśnie Tajemnicze dziecko Hoffmanna, wydane
pierwszy raz w Niemczech w 1817 roku.
Komu baśń, komu?
Jeśli jest dobry tekst, trzeba go wydać - mówi
Eliza Pieciul-Karmińska o zagubionym Tajemniczym dziecku. Z
filologicznej miłości do pięknego tekstu, którego w języku
tłumaczki brak, i z uporu kilkorga ludzi wziął się ten Hoffmann w
Media Rodzinie. A ponieważ każde pokolenie powinno mieć
swój wzorcowy przekład klasyki, tego Hoffmanna w poznańskim
wydawnictwie niedługo będzie jeszcze więcej.
Okładka zwiastująca ilustracje Aleksandry Kucharskiej-Cybuch |
Ale, jak mówi Tłumaczka, Tajemnicze
dziecko przez samego baśniopisarza uważane było za rzecz mniej
przewrotną, bardziej dziecięcą od Dziadka do Orzechów.
Fenomenalnie łączy fantastykę z humorem, zaskakująco współcześnie
rysuje dziecięcych bohaterów. Dzieci, poza pełną cudów fabułą,
znajdą narrację prowadzoną z ich perspektywy. Ując je może fakt,
że - jak Astrid Lindgren - niemiecki baśniopisarz w kłopotach
staje po ich stronie. I rodzicom także każe ująć się za dziećmi.
Przypomnijmy, pisano to na początku XIX wieku!
Jednak tak, jak wyrafinowane baśnie Salmana
Rushdiego, Tajemnicze dziecko może być odbierane jako
literatura crossover, utwór dwuadresowy, w który Hoffmann wpisał
istotne treści dla rodziców. Tajemnicze dziecko to pamflet
pedagogiczny, twierdzi autorka przekładu, do tego pamflet, w
którym odnajdujemy postawy żywe dzisiaj. Bo Hoffmann
przeciwstawia sobie dwa typy wychowania, reprezentowane przez dwie
baśniowe rodziny: rodzinę Tadeusza von Brakel (który ma poczucie
winy, że puszcza samopas dzieci, Bogumiłę i Feliksa) i światową
familię kuzyna Cypriana, którego mottem mogłoby być "z
dzieci jak z wosku, co zechcesz, ulepisz"***. Zwłaszcza
idealne - sztywne jak oni i wyrachowane - kopie rodziców.
Wierność co do litery, wierność co do ducha
Przypomnieć warto, że jeden z przekładów
Elizy Pieciul-Karmińskiej rozpętał kilka lat temu ważną
dyskusję. Toczyła się ona wokół baśni braci Grimm, które
przetłumaczyła - zaskakujące? - z filologiczną wiernością
oryginałowi, w dodatku zgodnie z duchem Brunona Bettelheima,
broniącego oryginalnej terapeutycznej, niewyzutej z brutalności,
spójności baśni. Pieciul-Karmińska eliminowała więc
niespójności narastające przez dziesięciolecia "urodziwych"
a niewiernych przekładów (tak dodatki, jak samowolne eliminacje
„okropieństw”).
foto archiwum Tłumaczki |
Dyskusja o okrucieństwie w baśniach
Grimmów (tutaj
posułuchać można jednego ze sporów) wpisuje się w
dyskusję szerszą o tym, co w słowie i obrazie dajemy dzieciom do
rąk. Okazuje się, że myśląc o dziecku, tworzymy schematyczny
portret istoty bezbronnej, którą należy chronić przed
brutalnością, przed dziwnością, smutkiem, niespójnością, przed
problemami bez rozwiązań****. Dziecko, wielbiciel łagodnego realizmu.
Odbiorca, którego możliwości stale zaniżamy.
Byłom, robiłom, czyli kłopoty z językiem
Teraz dostajemy tekst, którego tłumaczka
nie obrała z "kolców": archaizmów, charakterystycznej potoczystej składni. Bo przecież to nie teksty klasyczne trzeba
adaptować do możliwości odbiorców, tylko doskonalić kompetencje
czytelników*
(o obieraniu Hoffmanna z hoffmannowości tu). Autorka
przekładu nie wymyśla postaciom przyjaznych imion,
żeby je od razu, Kasie i Jasiów, zbratać z czytelnikiem.
Christlieb staje się Bogumiłą, Felix pozostaje Feliksem.
Translatorskie pułapki wynikały z różnic
między językiem polskim a niemczyzną i były podobne jak w
przypadku baśni braci Grimm. Jak językowo oddać status leśnego
dziecka, które w macierzystym języku zręcznie lawiruje między dziewczęcością a
chłopięcością? W języku niemieckim, co podkreślała Eliza
Pieciul-Karmińska, wiele bohaterek baśni ma w istocie status nijaki
- sprzyja to uniwersalizmowi treści, które doskonale przyswajane są
tak przez chłopców, jak i dziewczynki.
No i jak oddać niepokój niesiony przez
przymiotnik fremd? W jakim słowie zawrzeć obcość, inność,
tajemniczość gościa z lasu? O okolicznościach wydania Tajemniczego dziecka, czyli o przekładzie, a także o pracy ilustratorki Aleksandry Kucharskiej -Cybuch posłuchać będzie można
jutro w krakowskim Instytucie Goethego (tu szczegóły).
Coś na ząb, ale jedzmy pomału
Żył niegdyś pewien szlachcic, który nazywał się pan Tadeusz von Brakel i mieszkał w małej wiosce Brakelheim, którą odziedziczył po swym zmarłym ojcu, starym panu von Brakelu, a zatem była ona jego własnością. W wiosce tej oprócz niego mieszkali jeszcze czterej chłopi, którzy nazywali go łaskawym panem. Nie zważali przy tym, że przecież pan von Brakel na co dzień ubierał się tak samo jak oni, był uczesany na gładko i jedynie w niedzielę, gdy wraz ze swą żoną i dwójką dzieci o imionach Feliks i Bogumiła jechał do kościoła w dużej sąsiedniej wsi, wdziewał zamiast kurtki z grubego sukna – wytworny zielony surdut oraz czerwoną kamizelkę ze złotymi galonami, w czym było mu całkiem do twarzy. Ci sami chłopi, jeśli ich zapytano: „Jak trafić do pana von Brakela?”, za każdym razem odpowiadali: „Ciągle prosto przez wieś aż na wzgórze, gdzie rosną brzozy. Tam jest zamek łaskawego pana!”.
A przecież każdy wie, że zamek musi być rozległą, wysoką budowlą z wieloma oknami i drzwiami, a nawet z wieżami i błyszczącymi chorągiewkami. Tymczasem na brzozowym wzgórzu niczego takiego nie dało się zobaczyć. Przeciwnie, stał tam tylko niski domek z kilkoma okienkami, tak mały, że widać go było dopiero, gdy się podeszło bliżej.
Fragment baśni pochodzi z: E.T.A. Hoffmann, Tajemnicze dziecko, przekład Eliza Pieciul-Karmińska, ilustracje Aleksandra Kucharska-Cybuch, Media Rodzina 2014.
* płonąca biblioteka dla zbieracza motywów: Auto da fe,
Tytus Groan, Imię róży
** dla scisłości: spektakl, ale nie na bazie polskiego przekładu...
*** Stefan Garczyński:
Anatomia Rzeczypospolitej Polskiej synom ojczyzny ku
przestrodze i poprawie tego, co z kluby wypadło, mianowicie o
sposobach zamnożenia Polskę ludem pospolitym, konserwowania dziatwy
wiejskiej, przez niedostatek i niewygody marnie ginącej, i
wprowadzenia handlów i manufaktur zagranicznych, Warszawa
1750
**** warto tu wspomnieć o konferencji Tabu
w sztuce dla dziecka, która zaowocowała publikacją
Książka jest faktycznie ponadczasowa:)
OdpowiedzUsuń