Jak to zachwyca

     Zawirowania wokół wiadomej inicjatywy MEN, marcowa debata o lekturach szkolnych w poznańskim Zamku ("Janko Muzykant czy Harry Potter?", link tu) natchnęły mnie, by przemyśleć motyw szkolnych mąk bohatera literackiego.
     W opublikowanej w 1900 roku powieści J.K. Jerome'a Three Men on the Bummel, znanej polskim czytelnikom jako Trzech panów w Niemczech, Trzech panów na włóczędze, albo po prostu Trzej panowie na rowerach (tym razem bez psa), znajdujemy tłusty kawałek. Rzecz dotyczy lekcji literatury. Przytaczam prawie bez cięć, bo smaczne. Wszelkie skojarzenia mile widziane.

     Była to lekcja literatury angielskiej i zaczęła się od czytania przydługiego, choć nieskazitelnego wiersza. Ze wstydem przyznaję, że zapomniałem nazwiska autora oraz tytułu poematu. Kiedy skończyliśmy czytać, zamknęliśmy książki i nasz profesor, dobry, siwowłosy starszy pan, zaproponował, żebyśmy własnymi słowami opowiedzieli to, co właśnie przeczytaliśmy.
- Powiedz mi - zaproponował nieśmiało profesor - o czym jest ten poemat.
- Tak jest, proszę pana - powiedział pierwszy chłopiec. Mówił spode łba i z oczywistą niechęcią, jakby przedmiot rozmowy był jedynym, o którym nigdy nie słyszał. - To jest o panience.
- Tak - zgodził sie profesor. - Ale chcę, żebyś mi to opowiedział własnymi słowami. Nie mówimy panienka, jak wiesz - mówimy dziewczyna. Tak, to jest o dziewczynie. Mów dalej.
- O dziewczynie - powtórzył chłopiec i to określenie wyraźnie wzmogło jego zakłopotanie - która mieszkała w lesie.
- Jakiego rodzaju był ten las? - zapytał profesor.
Pierwszy chłopiec obejrzał dokładnie swój kałamarz, a potem popatrzył w sufit.
- Słuchaj - odezwał się profesor z rosnącym zniecierpliwieniem - czytałeś o tym lesie przez ostatnie dziesięc minut. Na pewno możesz mi coś o tym powiedzieć.
 - Drzewa sękate, gałęzie ich poskręcane - zaczął chłopiec.
- Nie, nie - przerwał profesor. - Nie chcę, żebyś powtarzał wiersz. Chcę, żebyś mi opowiedział własnymi słowami, jaki to był rodzaj lasu, w którym żyła dziewczyna. 
Profesor tupał niecierpliwie nogą. Chłopiec wyrzucił z siebie:
- Tak jest, proszę pana, to był zwykły las.
- Powiedz mu, co to był za las - powiedział profesor, wskazując następnego chłopaka.
Drugi chłopiec dodał, że był to "zielony las". To rozdrażniło profesora jeszcze bardziej. Nazwał drugiego chłopca głupcem, zupełnie nie rozumiem dlaczego, i przeszedł do trzeciego, który przez ostatnią minutę siedział jak na szpilkach, machając prawą ręką w górę i w dół jak roztargniony semafor. Musiał to powiedzieć w następnej sekundzie, niezależnie od tego, czy profesor go spyta, czy nie; był czerwony na twarzy, powstrzymując w sobie tę wiedzę.
- Ciemny i ponury las! - krzyknął trzeci chłopiec, doznając znacznej ulgi.
- Ciemny i ponury las - powtórzył profesor z oczywistą aprobatą. - A dlaczego był ciemny i ponury?
Trzeci chłopiec nadal korzystał z okazji.
- Bo słońce nie mogło się dostać do wnętrza.
Profesor czuł, że odkrył klasowego poetę.
- Bo słońce nie mogło się tam dostać - albo lepiej - bo promienie słoneczne nie mogły go przeniknąć. A dlaczego promienie słoneczne nie mogły go przeniknąć?
- Tak jest, proszę pana, bo liście były zbyt grube.
- [...] A teraz, co rosło w tym lesie - wskazał czwartego chłopca.
- Tak jest, proszę pana, drzewa, proszę pana.
- I co jeszcze?
- Muchomory, proszę pana - dodał po przerwie.
Profesor nie był całkiem pewien co do muchomorów, ale sprawdziwszy w tekście, stwierdził, że chłopiec miał rację; była wzmianka o muchomorach.
- Całkiem dobrze - zgodził się profesor. - Rosły tam muchomory. I co jeszcze? Co się znajduje w lesie oprócz drzew?
- Krzaki, proszę pana. [...]
- Teraz ty - kontynuował, wskazując chłopca na środku klasy. - Co jeszcze było w tym lesie oprócz drzew i krzaków?
- Tam był jeszcze potok, prosze pana.
- Bardzo dobrze. I co robił ten potok?
- Bulgotał, prosze pana.
- Nie, nie, strumyki bulgoczą, a potoki?
- Huczą, prosze pana.
- Więc huczał - i co powodowało ten huk?
To była zagadka. Chłopiec - przyznaję, nie był najtęższą głową w naszej klasie - zasugerował, że dziewczyna. Aby nam pomóc, profesor zapytał w innej formie:
- Kiedy huczał?
Trzeci chłopiec, przychodząc na ratunek, wyjaśnił, że potok huczał, spadając ze skał. Myślę, że niektórzy z nas mieli niejasne wrażenie, że musiał to być tchórzliwy potok, robiąc tyle hałasu o taki drobiazg. Czuliśmy, że śmielszy potok przepłynąłby, nie wspominając o tym. Potok, który zawsze ryczał, spadając ze skały, wydawał się nam małego ducha. Ale profesor był z tej odpowiedzi zupełnie zadowolony.
- A co żyło w tym lesie oprócz dziewczyny? - zadał następne pytanie.
- Ptaki, proszę pana.
- Tak, ptaki żyły w tym lesie. Co jeszcze?
Wydawało się, że ptaki wyczerpały naszą pomysłowość.
- Słuchajcie - powiedział profesor. - Co to za zwierzęta z ogonami, które biegają po drzewach?
Milczeliśmy przez chwilę, a potem jeden z nas zaproponował koty. To był błąd - poeta nie mówił o kotach. Wiewiórki - oto, co chciał usłyszeć profesor.

Jerome K. Jerome: Trzech panów na włóczędze, przeł. Leszek Muszyński. Poznań Zysk i s-ka 2011.
    

Komentarze

  1. A moje skojarzenie az dla mnie zaskakujace; lekcja plastyki czy tez zpt jak zwał tak zwał :)),
    robimy pajacyka, takiego z tektury, pociaganego sznureczkiem by rece i nogi podskakiwaly; kazdy go wykonywał, a ja chciałem zrobić moją ulubioną Barbapapę, kto to jeszcze pamięta, nauczycielka nie znalazla zrozumienia, choc miałem w dloniach wiewiórkę chyba

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Barbapapie podskakiwały najwyżej rączki, bo nóżek nie miał przecież :D

      Usuń
    2. no to po tylu latach zrozumialem co tak poruszylo maja 60-letnia plastyczke w 3 klasie podstawowki
      no nie bylo nog !!!!!
      marny ze mnie byl obserwator
      i w ogole to podchodzi pod analize psychologiczna, fabia nog czy jednak fetysz :))

      Usuń
    3. a może fakt, że Barbapapa był różowy, a Barbamama czarna? :D

      Usuń
  2. Zapisałem - wypożyczyć Jerome'a :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej części są pyszne uwagi dotyczące nauki języków i życia studenckiego. Zresztą obie części warte czytania!

      Usuń
    2. Wożę w schowku audiobook panów w łódce, ale jakoś tak nie wypada żadna dłuższa trasa. Chyba zrzucę na ipoda i wieczorami poleżę ze słuchawkami :)

      Usuń
  3. a warto, warto :D można nabrać ochoty na podróżowanie z dynamicznym terierem :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Trzech panów uwielbiam, za sarkazm, humor i ... nie, chyba psa najbardziej jednak :)

    M.Ś.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci