Lipiec w Nieparyżu

W Nieparyżu duszno-lipcowo i pochmurnie, spróbuję wywołać burzę z ulewą siłą woli... Dwa miesiące z haczykiem minęły od ostatniego wpisu*. Czy ktoś czekał? Tęsknił? Trawniki w Nieparyżu wyschły, kolejne kwiaty rozkwitały i marniały, włoskie orzechy, w maju ledwo zawiązane, teraz są już duże, mamy urodzaj na wiśnie i czarne porzeczki. Miejski biuletyn notuje, że mieliśmy w Nieparyżu plagę owadów, które żywiły się ledwo zaczętymi postami, na szczęście udało się je wytępić. 
Jeśli czekaliście, serdeczne powitalne huknięcie w plecy, przy wtórze dźwięcznego jak dzwon zdania Jaroslava Haska:
Najgorszą rzeczą, jaka może spotkać człowieka, jest dostanie się w ręce miłośniczki literatury, która w swym salonie gromadzi wokół siebie bibliofilów i urządza pogawędki literackie, w czasie których podaje się herbatę, przy czym na każdego miłośnika literatury przypadają po dwa ciastka.
Że o mnie? Owszem, gawędzę o literaturze, przy jedzeniu również, zdarza się, że z pełnymi ustami i przekrzykując się...
W salonie zastałem dwanaście uprzejmych twarzy, poprzez które spoglądała na mnie cała literatura światowa.  
... raczej w kuchni, nie w salonie. Ale zanim wrócimy do pełnego miłości dręczenia literatury, pajęczyny dwumiesięczne trzeba obmieść.

     Literatura zaś światowa... Nad Orkanem na Jamajce Richarda Hughesa pochodzącym z 1929 roku - wznowionym przez WAB w serii Nowy Kanon, nie skwaśniałym na ocet - siedziałam przez cały czas na tak zwanym wdechu. Brylantowa lekkość i wdzięk, zjadliwość, dowcip i otchłań grozy. Dzieci to inny gatunek - tak powiedział jakiś pisarz s-f, bodajże Henry Kuttner. A tutaj komedia pomyłek z dziećmi i kidnaperami w rolach głównych, która zamienia się w horror, zdania, których początek jest sielski zaś zakończenie drapieżne, brutalnie rozprawiające się z czytelniczymi uwarunkowaniami. Język zwodniczo poczciwy, a czasem fenomenalnie ostry. Szukajcie, jeśli chcecie przeczytać powieść, która inspirowała autora Władcy much.

    
     Niedawno przeczytałam Mistrza z Petersburga J. M. Coetzee, też o rodzicach i dzieciach. Ojcem w żałobie jest Fiodor Michajłowicz Dostojewski, zaś synem - Paweł Isajew, pasierb, którego od początku książki nie ma, obcujemy ze wspomnieniem po synu, które ulega brutalnemu przeformatowaniu. Kilka fundamentalnych sytuacji: dziecko umierające przed rodzicem, aberracje buntu młodych przeciwko starym (buntu na wszystkich płaszczyznach, od wstrętu wywołanego uwiądem ciała, do ohydy konformizmu), w Rosji XIX wieku dotkliwie odczuwanego, plątanina motywacji, prywatne bagno w głowie pisarza, z którego wyłania się coś istotnego dla wszystkich - Coetzee lokuje czas tego osobliwego kryminału na trzy lata przed wydaniem Biesów. Powieść, co oczywiste, jest jednocześnie hołdem oddanym Dostojewskiemu, polegającym nie tylko na uczynieniu go ośrodkiem fabuły, na wskrzeszeniu głosów z jego powieści, ale i na nadpisywaniu nad nim siebie, bo Dostojewski bez Coetzeego (i bez nas) już sobie nie poradzi. 



     O dziecięcych książkach, których stos od ostatniego zdjęcia apetycznie i zobowiazująco urósł, będę pisać stopniowo. Mamy lipcowy okrągły księżyc, upały saharyjskie, odkurzmy filtrfraki. Do przeczytania wkrótce.
    



Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Tak, książek na grzbiecie cała masa, pisac jest o czym... o szwedzkiej literaturze również ;)

      Usuń
  2. Może nie tęsknił jeszcze - bo dopiero poznaję, gdy Cię tu nie było... ale rozgaszczam się powoli, więc dobrze, że wróciłaś...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci