Noc bez księżyca Shiry Gefen i Etgara Kereta
Znowu September. Nuda. Księżyc w pełni.W nogach plamista strzyga mruczy śpiewnie.Mam pod poduszką kół ciosany, pewny...Tu zdałoby się sznapsu...Josif Brodski
1. Wrzesień. Gdzie się podziało całe letnie ciepło; siedząc przy otwartym oknie, człowiek kostnieje. Dotyka go słodki smutek bez przyczyny, bezprzedmiotowe poczucie utraty. Jego źródła kiedyś szukano nie w odlatujących ptakach czy zapachu wydzielanym przez opadłe liście topoli, ale w nadprodukcji czarnej żółci* Poniżej dekadencki muzyczny kawałek. Czy to ten klarnet na początku? Czy cała sekcja dęta sprzysięgła się, żeby nas osmucić? Jesteśmy w nastroju do rozmowy miękko wyścielonej nostalgią. Nostalgia, siostra melancholii, jak mówi Marek Zaleski. Przecież jesteśmy tworem naszych wspomnień i nasza świadomość jest funkcją naszej pamięci**
Gra z pamięcią (stylów), słodki oldskul, sumowanie drobnych satysfakcji i zgrzytów - w tym poście o nowo wydanej u nas dziecięcej książce Etgara Kereta musi się zmieścić poniżenie, wywyższenie i przyjemność.
2. Popularna kultura żywi się nostalgią, w jej wydaniu będącą wiecznym powoływaniem się na niemożliwe do zweryfikowania wspomnienia szczęśliwego dzieciństwa. Konstrukt, jakim jest "szczęśliwe dzieciństwo", zależny jest od uniwersum przedmiotów, sytuacji należących do wyobraźni wspólnej, filmów, książek. Niemal każdy trzydziesto-czterdziestolatek rozpoznaje ostatnią stronę serii "Poczytaj mi mamo" i określa jako książki swego dzieciństwa (niewielu potrafi wymienić kilka tytułów serii).
Dla wielu ludzi bardzo już dorosłych synonimem dzieciństwa umazanego lukrem nostalgii jest Disney. Czy myśli się wówczas o filmach ckliwych i w złym guście (o Kubusiu Puchatku, żółtym głuptasie i Króliku-neurotyku, cieniach literackiego pierwowzoru) albo o współczesnych produktach koncernu, gwiazdkach żenująco złych, a zarazem bez właściwości? Czy raczej o Królewnie Śnieżce, Dumbo, Myszce Miki, lub ostatecznie - o Królu Lwie lub Mulan? Ten nostalgiczny Disney oznacza, owszem, określoną estetykę (gładkość, ładność, ślizganie się po powierzchni), ale połączoną z określoną sytuacją odbioru (tęsknota za latami 'dziesiątymi, za filmami z łaski TV, książkami wyczekanymi, seansami kinowymi przeżywanymi na wdechu). Czy trzeba najpierw zapomnieć, żeby pamiętać***, zapomnieć, iż te obrazy nigdy nie były bardzo dobre, ale przesłonił je czas i nawał znacznie gorszej pop-produkcji? Klasyczny Disney to już nie tylko lata trzydzieste XX wieku, ale lata dziewięćdziesiąte - tak wyrokuje Internet. Kultura popularna też posługuje się nobilitującym pojęciem klasyki, a kilkadziesiąt lat przyda szlachetności ziarnistemu prymitywizmowi początków.
Ilustracje Davida Polonsky'ego do Nocy bez księżyca Etgara Kereta i Shiry Geffen dorosłego widza mogą ukłuć nostalgią. Jako że zależna jest ona od podmiotowego doświadczenia, skonsultowałam (tak, drogi Fagocie) moje poczucie z kilkoma osobami. Ależ tak, to Disney, stare kreskówki Disneya - taka była reakcja na ilustracyjne kunszta Polonsky'ego. Jest to, przypomnijmy, animator, współtwórca Walca z Bashirem i Kongresu, zrealizowanego na motywach prozy Lema.
3. Ale wróć, jeszcze żeśmy nie zapukali do drzwi, dopiero czytamy nazwiska na tabliczce. Etgar Keret to wydawany u nas przez W.A.B. żydowski pisarz polskiego pochodzenia. Autor opowiadań przesyconych absurdalnym humorem, pisanych krwistym, dosadnym językiem, mieszkaniec najwęższego domu na świecie, czasem tworzy w duecie z rysownikami. Przykład: książka Tata ucieka z cyrkiem, we współpracy z żydowską rysowniczką Rutu Modan, wydana przez wydawnictwo Nisza. Albo Pizzeria "Kamikaze", również w duecie z Modan (o której to książce, w kolejce do stolika na akcji Czytelniska, brawurowo opowiadała Najlepsza Księgarka na Świecie). Keret ma z Shirą Gefen, współautorką recenzowanej opowieści, syna o pięknym imieniu Lew****.
Otwierają się drzwi i jesteśmy w dziecięcym pokoju. Ponieważ jest wieczór i pora spania, tato kończy czytać. Wyprzytulał córeczkę, chce zostawić ją samą, a dziecko prosi o pozostawienie na noc światła. Ależ nie potrzeba, mówi tato, za oknem świeci księżyc w pełni, on powinien rozjaśnić ci noc. Maleńka Zohar zostaje sama, a w pokoju - ciemno. Rezolutna dziewuszka przekonana jest, że księżyc bawi się z nią w chowanego. Czy to się godzi - tak igrać z dzieckiem? Nocą rządzą złudzenia: na trawniku bieleje coś okrągłego, kapryśnego. Jednak to nie księżyc, a pulchny, biały kot. Na uliczce w oddali widać okrąg białego światła i mała Zohar w piżamce i domowych kapciach, z kocykiem-przyjacielem na ramionach, pobiegnie w tamtą stronę. Zwiedzie ją światło policyjnej latarki. Czy księżyc to zaginiony, którego rysopis można podać policjantowi? Ale co właściwie powiedzieć o zbiegu, który inaczej jawi się wilkowi, który ku niemu wyje, zakochanemu i uczonemu, śledzącemu go przez teleskop? Policjant nie pomoże w poszukiwaniach. Małe nóżki Zohar zawiodą ją aż za miasto, przez las zniekształcony ciemnością. Bo w głębi lasu widać coś, jakby znajomy blask.
Zresztą noc zwodzi na wiele sposobów, o tej porze wszystko ożywa. Zohar obserwowana jest przez wiele par oczu, wiele pysków i pyszczków. Jeden z nich ujawnił się dopiero, kiedy zrobiłam mu zdjęcie... A wszystko to znakomicie rymuje się z ludyczną naturą Księżyca - zobaczycie.
Połowę czaru tej figlarnej historii zapewniają ilustracje. Polonsky to współtwórca filmów animowanych, nic więc dziwnego, że ilustracje do opowiastki przypominają kadry z kreskówek albo komiksów. Sugerują, że są wycinkiem (ożywionej ruchem) narracji obrazkowej: przedmioty ujęte do/od połowy - jest świat poza kadrem, dynamiczne postaci, głębia tła, ślizganie się światła po powierzchniach.
Narzuca się staroświecka chropowatość obrazów. Przedmioty są dwuwymiarowe, o miękkich, świetlistych konturach, właśnie takie, jak pierwsze kreskówki Disneya, w których zachwycali pędzący w nieskończoność Mickey i Minnie. Czerń i srebro pełzną łagodnie, wykrawając powierzchnie giętkie i płynne. Jak dobrze te tricki, ta wzbudzana staroświeckość, wzmagają nastrój nocnej tajemniczości! Pamiętacie Boratyńskiego ilustracje do Niekończącej się historii (tu je mam)? Identyczna paleta barw: srebro, błękit, czerń, biel, brąz zamiast czerwonego, zamiast każdego ciepłego koloru. Zaskakujące jest użycie srebrnej farby w nachalnej ilości (srebrem i czernią świetnie operuje Wilkoń). Tutaj srebrne są całe połacie świata, odejmuje im to głębi, ale ta płaska srebrzystość uwydatnia blask. Co jeszcze? Zaskakiwanie perspektywą: świat z punktu widzenia Zohar, z perspektywy Księżyca. Te proste, ale efektowne zabiegi świetnie wspomagają budowanie nastroju. A jednocześnie pierzasta drobiazgowość liści, taka sama technika rysowania chmur, dramatyzm pejzażu, przywodzą na myśl japońskiego Disneya, czyli Hayao Miyazaki.
Właśnie nastrój budowany z połączenia niepokoju, humoru i czułości w opowieści Kereta/Gefen podoba mi się najbardziej. Szczypta absurdu, ociupina współczucia i królewska szczodrość. Ujmująca jest dociekliwa Zohar, która rusza ciemności naprzeciw, mała racjonalistka zanurzająca się w noc, którą rządzi wyobraźnia. Ujmujący są dwaj bohaterowie, którzy z zapierającym dech egoizmem bawią się wbrew reszcie świata. Poruszenie nieba z powodu samotności jednego człowieka? Wspaniałe szaleństwo! Gdyby nuta samotności, na wołanie której odpowiada księżyc, wybrzmiała wyraźniej, opowieść byłaby wręcz porywająca. Ale i tak jest w niej twórczy naddatek niepokoju, wynikający nie tylko z opowieści o strachu i odwadze, ale z gry emocji.
Tutaj przyznam się do pewnej niewiedzy: mam wrażenie, że Ilustrator cytuje określone elementy kreskówkowego świata, a nie zwyczajnie stylizuje. Gwiazdeczki z buziami dzieci, chmury w kształcie słoni, koty, uśmiechnięte samochody - poczucie, iż znam to, jest przemożne. Ale źródła nie potrafię wskazać. Jedynie popiersie Popeye'a na jednym z obrazków daje się rozpoznać. Nostalgia dotknie rodziców, stylizacje rozpoznają oni, natomiast kreskówkowe przerysowanie rozbawi dzieci.
I jeszcze słowo o rymach, gdyż opowieść biegnie mową wiązaną. W polskim przekładzie brak jej płynności. Michał Rusinek zmienia metrum, żeby ożywić narrację, ale tym razem polszczyzna nie jest mu posłuszna. Zdania często tracą rytm, który ratowany jest usilnie, na czym z kolei cierpi zrozumiałość. Cenię jego przekłady wierszy, potrafi spleść sens z melodią języka. Ale nie tutaj.
Polecam, bo opowieść jest wdzięczna, bo książka stylistycznie dopracowana (tytuł i nazwisko autora na grzbiecie książeczki przypomina neon świecący we mgle), bo można czerpać z tej książki treści i doznania różnego rodzaju. Przyjemność z ruchu wyobraźni, przyjemność bycia zwodzonym, ujawnia inną stronę nocy (prężący się kot - księżyc - kot) "Zohar" to blask, zatem rozświetlmy sobie wieczór.
A tym, którzy ciemności jeszcze nie mają dość, polecam ponadto śliczność: Laszlo boi się ciemności duetu Lemony Snicket (tekst) i Jon Klassen (obraz).
Dla wielu ludzi bardzo już dorosłych synonimem dzieciństwa umazanego lukrem nostalgii jest Disney. Czy myśli się wówczas o filmach ckliwych i w złym guście (o Kubusiu Puchatku, żółtym głuptasie i Króliku-neurotyku, cieniach literackiego pierwowzoru) albo o współczesnych produktach koncernu, gwiazdkach żenująco złych, a zarazem bez właściwości? Czy raczej o Królewnie Śnieżce, Dumbo, Myszce Miki, lub ostatecznie - o Królu Lwie lub Mulan? Ten nostalgiczny Disney oznacza, owszem, określoną estetykę (gładkość, ładność, ślizganie się po powierzchni), ale połączoną z określoną sytuacją odbioru (tęsknota za latami 'dziesiątymi, za filmami z łaski TV, książkami wyczekanymi, seansami kinowymi przeżywanymi na wdechu). Czy trzeba najpierw zapomnieć, żeby pamiętać***, zapomnieć, iż te obrazy nigdy nie były bardzo dobre, ale przesłonił je czas i nawał znacznie gorszej pop-produkcji? Klasyczny Disney to już nie tylko lata trzydzieste XX wieku, ale lata dziewięćdziesiąte - tak wyrokuje Internet. Kultura popularna też posługuje się nobilitującym pojęciem klasyki, a kilkadziesiąt lat przyda szlachetności ziarnistemu prymitywizmowi początków.
Ilustracje Davida Polonsky'ego do Nocy bez księżyca Etgara Kereta i Shiry Geffen dorosłego widza mogą ukłuć nostalgią. Jako że zależna jest ona od podmiotowego doświadczenia, skonsultowałam (tak, drogi Fagocie) moje poczucie z kilkoma osobami. Ależ tak, to Disney, stare kreskówki Disneya - taka była reakcja na ilustracyjne kunszta Polonsky'ego. Jest to, przypomnijmy, animator, współtwórca Walca z Bashirem i Kongresu, zrealizowanego na motywach prozy Lema.
3. Ale wróć, jeszcze żeśmy nie zapukali do drzwi, dopiero czytamy nazwiska na tabliczce. Etgar Keret to wydawany u nas przez W.A.B. żydowski pisarz polskiego pochodzenia. Autor opowiadań przesyconych absurdalnym humorem, pisanych krwistym, dosadnym językiem, mieszkaniec najwęższego domu na świecie, czasem tworzy w duecie z rysownikami. Przykład: książka Tata ucieka z cyrkiem, we współpracy z żydowską rysowniczką Rutu Modan, wydana przez wydawnictwo Nisza. Albo Pizzeria "Kamikaze", również w duecie z Modan (o której to książce, w kolejce do stolika na akcji Czytelniska, brawurowo opowiadała Najlepsza Księgarka na Świecie). Keret ma z Shirą Gefen, współautorką recenzowanej opowieści, syna o pięknym imieniu Lew****.
Otwierają się drzwi i jesteśmy w dziecięcym pokoju. Ponieważ jest wieczór i pora spania, tato kończy czytać. Wyprzytulał córeczkę, chce zostawić ją samą, a dziecko prosi o pozostawienie na noc światła. Ależ nie potrzeba, mówi tato, za oknem świeci księżyc w pełni, on powinien rozjaśnić ci noc. Maleńka Zohar zostaje sama, a w pokoju - ciemno. Rezolutna dziewuszka przekonana jest, że księżyc bawi się z nią w chowanego. Czy to się godzi - tak igrać z dzieckiem? Nocą rządzą złudzenia: na trawniku bieleje coś okrągłego, kapryśnego. Jednak to nie księżyc, a pulchny, biały kot. Na uliczce w oddali widać okrąg białego światła i mała Zohar w piżamce i domowych kapciach, z kocykiem-przyjacielem na ramionach, pobiegnie w tamtą stronę. Zwiedzie ją światło policyjnej latarki. Czy księżyc to zaginiony, którego rysopis można podać policjantowi? Ale co właściwie powiedzieć o zbiegu, który inaczej jawi się wilkowi, który ku niemu wyje, zakochanemu i uczonemu, śledzącemu go przez teleskop? Policjant nie pomoże w poszukiwaniach. Małe nóżki Zohar zawiodą ją aż za miasto, przez las zniekształcony ciemnością. Bo w głębi lasu widać coś, jakby znajomy blask.
Zresztą noc zwodzi na wiele sposobów, o tej porze wszystko ożywa. Zohar obserwowana jest przez wiele par oczu, wiele pysków i pyszczków. Jeden z nich ujawnił się dopiero, kiedy zrobiłam mu zdjęcie... A wszystko to znakomicie rymuje się z ludyczną naturą Księżyca - zobaczycie.
Połowę czaru tej figlarnej historii zapewniają ilustracje. Polonsky to współtwórca filmów animowanych, nic więc dziwnego, że ilustracje do opowiastki przypominają kadry z kreskówek albo komiksów. Sugerują, że są wycinkiem (ożywionej ruchem) narracji obrazkowej: przedmioty ujęte do/od połowy - jest świat poza kadrem, dynamiczne postaci, głębia tła, ślizganie się światła po powierzchniach.
Narzuca się staroświecka chropowatość obrazów. Przedmioty są dwuwymiarowe, o miękkich, świetlistych konturach, właśnie takie, jak pierwsze kreskówki Disneya, w których zachwycali pędzący w nieskończoność Mickey i Minnie. Czerń i srebro pełzną łagodnie, wykrawając powierzchnie giętkie i płynne. Jak dobrze te tricki, ta wzbudzana staroświeckość, wzmagają nastrój nocnej tajemniczości! Pamiętacie Boratyńskiego ilustracje do Niekończącej się historii (tu je mam)? Identyczna paleta barw: srebro, błękit, czerń, biel, brąz zamiast czerwonego, zamiast każdego ciepłego koloru. Zaskakujące jest użycie srebrnej farby w nachalnej ilości (srebrem i czernią świetnie operuje Wilkoń). Tutaj srebrne są całe połacie świata, odejmuje im to głębi, ale ta płaska srebrzystość uwydatnia blask. Co jeszcze? Zaskakiwanie perspektywą: świat z punktu widzenia Zohar, z perspektywy Księżyca. Te proste, ale efektowne zabiegi świetnie wspomagają budowanie nastroju. A jednocześnie pierzasta drobiazgowość liści, taka sama technika rysowania chmur, dramatyzm pejzażu, przywodzą na myśl japońskiego Disneya, czyli Hayao Miyazaki.
Właśnie nastrój budowany z połączenia niepokoju, humoru i czułości w opowieści Kereta/Gefen podoba mi się najbardziej. Szczypta absurdu, ociupina współczucia i królewska szczodrość. Ujmująca jest dociekliwa Zohar, która rusza ciemności naprzeciw, mała racjonalistka zanurzająca się w noc, którą rządzi wyobraźnia. Ujmujący są dwaj bohaterowie, którzy z zapierającym dech egoizmem bawią się wbrew reszcie świata. Poruszenie nieba z powodu samotności jednego człowieka? Wspaniałe szaleństwo! Gdyby nuta samotności, na wołanie której odpowiada księżyc, wybrzmiała wyraźniej, opowieść byłaby wręcz porywająca. Ale i tak jest w niej twórczy naddatek niepokoju, wynikający nie tylko z opowieści o strachu i odwadze, ale z gry emocji.
Tutaj przyznam się do pewnej niewiedzy: mam wrażenie, że Ilustrator cytuje określone elementy kreskówkowego świata, a nie zwyczajnie stylizuje. Gwiazdeczki z buziami dzieci, chmury w kształcie słoni, koty, uśmiechnięte samochody - poczucie, iż znam to, jest przemożne. Ale źródła nie potrafię wskazać. Jedynie popiersie Popeye'a na jednym z obrazków daje się rozpoznać. Nostalgia dotknie rodziców, stylizacje rozpoznają oni, natomiast kreskówkowe przerysowanie rozbawi dzieci.
I jeszcze słowo o rymach, gdyż opowieść biegnie mową wiązaną. W polskim przekładzie brak jej płynności. Michał Rusinek zmienia metrum, żeby ożywić narrację, ale tym razem polszczyzna nie jest mu posłuszna. Zdania często tracą rytm, który ratowany jest usilnie, na czym z kolei cierpi zrozumiałość. Cenię jego przekłady wierszy, potrafi spleść sens z melodią języka. Ale nie tutaj.
Polecam, bo opowieść jest wdzięczna, bo książka stylistycznie dopracowana (tytuł i nazwisko autora na grzbiecie książeczki przypomina neon świecący we mgle), bo można czerpać z tej książki treści i doznania różnego rodzaju. Przyjemność z ruchu wyobraźni, przyjemność bycia zwodzonym, ujawnia inną stronę nocy (prężący się kot - księżyc - kot) "Zohar" to blask, zatem rozświetlmy sobie wieczór.
A tym, którzy ciemności jeszcze nie mają dość, polecam ponadto śliczność: Laszlo boi się ciemności duetu Lemony Snicket (tekst) i Jon Klassen (obraz).
* mowa oczywiście o melancholii; w mieście Nieparyżu czarną żółć dodaje się do zaprawy murarskiej!
** Marek Zaleski, Formy pamięci, Warszawa 1996, s. 5
*** paradoksalna myśl Kierkegaarda oddaje naturę nostalgicznej tęsknoty: to, co tęsknione, nie jest dokładnie tym, co było, ale słodko zafałszowanym obrazem pamięci
**** dzieci inspirują; tutaj dwa wspaniałe zbiory Harun i morze opowieści pisany dla synka Zafara oraz Luka i ogień życia dla syna Milana stworzone przez Salmana Rushdie
autor: Shira Gefen, Etgar Keret
tytuł: Noc bez księżyca
przekład: Agnieszka Maciejowska (rymował Michał Rusinek)
ilustracje: David Polonsky
wydawnictwo: WAB
rok wydania: 2013
** Marek Zaleski, Formy pamięci, Warszawa 1996, s. 5
*** paradoksalna myśl Kierkegaarda oddaje naturę nostalgicznej tęsknoty: to, co tęsknione, nie jest dokładnie tym, co było, ale słodko zafałszowanym obrazem pamięci
**** dzieci inspirują; tutaj dwa wspaniałe zbiory Harun i morze opowieści pisany dla synka Zafara oraz Luka i ogień życia dla syna Milana stworzone przez Salmana Rushdie
autor: Shira Gefen, Etgar Keret
tytuł: Noc bez księżyca
przekład: Agnieszka Maciejowska (rymował Michał Rusinek)
ilustracje: David Polonsky
wydawnictwo: WAB
rok wydania: 2013
Nie miałam pojęcia o istnieniu tej książki. Dziwne uczucie ;)
OdpowiedzUsuńWarto zobaczy, mnie urzekła :D
Usuń