ĆWIR! JOKE VAN LEEUWEN - cud zdarza się co dnia?

     Dwie Siostry (były dwie siostry  noc i śmierć, jak pisał Gałczyński) to zdumiewający wydawca. Przez lata zapracowały na prestiż, rozpoznawalność i kredyt zaufania u czytelników, krytyków i księgarzy. Gdzie macie książki/nowości od Dwóch Sióstr? - zdarza mi się słyszeć w pracy. Cenię je, bo podejmują ryzyko z książkami nowatorskimi na polskim rynku i przeważnie wygrywają. Lubiły retro zanim to stało się modne. Ekstrawaganckim Mamoko czy przaśniejszą Ulicą Czereśniową oswajały w Polsce książki z narracją wyłącznie obrazową*. No i mają pewną kategorię książek doskwierających. Takimi są Książka wszystkich rzeczy, Pelikan, Lekkie życie Barnaby'ego Brocketa (gdybym była napisała kiedyś recenzję, nie byłaby lepsza od tej, a wręcz z nią zgodna). Książki, które ujawniają, co się nosi w głowie, traktują o normie i jej przekroczeniu, zaś ich wspólnym mianownikiem jest kształt, jaki przybiera wspólnota. Dołączyła do nich Ćwir! 

Zdjęcie ze strony wydawcy

     Komu mogłabym polecić książkę Joke van Leeuwen? Miewam dramatyczne poczucie, że polecając książki, wkładam ludziom w ręce skarb albo bombę. Albo niewypał, rzecz jasna (precz górnolotność). Jakaś narrację o książce trzeba ułożyć, a nie byłoby sprawiedliwie wobec przyszłego czytelnika, gdyby opowieść o Ćwir! pominęła jej dziwność i melancholię. A kto potrzebuje dziwnych i nieco smutnych książek? Jeśli dzieci, to w jakim to wieku? Wydawnictwo mówi, że plusośmiolatki. Coś mi mówi, że z tej opowieści dorosły przejmie więcej smutku niż dziecko. Bo po prostu inaczej odczuje sytuację ptaka opuszczającego gniazdo.
     A zatem... byli sobie Walter i Tina. Bezdzietni. Walter lubił obserwować ptaki - samotne, spokojne, refleksyjne zajęcie. Kiedyś pod krzakiem znalazł coś. Trochę dziecko, bo widział stópki z rozczulającymi paluszkami, a trochę pisklaka, bo miało skrzydełka zamiast ramion. Nie było nikogo, kto upomniałby się o stworzenie. Nazwali je Ptasia, co z czasem przeszło w Ptyś. Ptyś jadła chlebek z miodkiem, a jeszcze chętniej pajączki z podłogi. Ptasiodziecięce dźwięki: kwilenie i szczebiot były tylko na jedną samogłoskę: i. Mimo to z gardziołka Ptyś wyrywało się upragnione "mimi!" i "titi!". Znamy motyw dziecka-ptaka? Oczywiście. Niedo-dziecko, którym był Piotruś Pan jeszcze w Ogrodach Kensingtońskich. Dzieci rozmawiające z ptakami, póki dorastanie nie pozbawi ich tego daru - u P.L. Travers.
     Tina opiekowała się Ptyś jak córeczką, a Walter jak ptaszkiem. Przybrana mama próbowała ukrócić ptasiość szyjąc pelerynkę na skrzydła i obuwając nóżki w czerwone butki. To były też środki zapobiegawcze przed ciekawskim światem spragnionym aniołków i cudaków. Pewnego dnia w kawiarni Ptyś nieco za długo musiała siedzieć bez ruchu, bez zwracania na siebie uwagi. Niespokojna, skorzystała z otwartego okna w toalecie... a Walter i Tina wyruszyli na poszukiwanie małej uciekinierki. 
     I właściwie reszta książki, mniej więcej dwie trzecie, to wędrówka w poszukiwaniu Ptyś. A ponieważ Ptyś pojawia się tam i tu, są też absurdalne albo tragikomiczne perypetie związane ze spotkaniami z ptakodziewczynką. Walter i Tina nocują pod gołym niebem. Ptyś poznaje Lutkę i zabierają się wzajemnie na włóczęgę. Pewien ratownik jest przekonany, że dziecięce nóżki majtające na dachu w połączeniu z resztą dziecka porwane zostały przez drapieżnego ptaka. 
     Sporo w opowieści na różne sposoby ujętego motywu strachu przed lataniem, którego doświadczają bohaterowie. Ptysia jest upierzonym cudem, który pojawia się na krótką chwilę w ich życiu, prowokując różnego rodzaju zmiany - taki krok w pustkę z intensywnym machaniem skrzydłami. Solipsystyczna samotność przełamuje się. Pojawia się wspaniała, bezpretensjonalna tkliwość, wyrażona zdaniami prostymi, pełnymi humoru.  Bo ta książka jest też śmieszna: bohaterowie, jak w czeskich komediach, są bezbronni, smutno-śmieszni, zabawne są recepty na szczęście, zabawne lęki w ludzkich głowach. Bawiły mnie rysuneczki Autorki "objaśniające" tekst - sami sprawdźcie, jak mają się do słowa.
     To książka w pewien sposób przewidywalna. Recenzent pobłażliwie kiwa głową przy ucieczce Ptyś, zaś dalej, kiedy mamy kino drogi ze zbieraniem doświadczeń, robi się całkiem swojsko. Co jednak z tego - dla dziecka będzie to nowość. I to nowość w dobrym sensie niepokojąca. Bo może pierwszy raz mały czytelnik zetknie się z myślą, że coś może być wspaniałe, nawet jeśli (zwłaszcza jeśli) gości w życiu chwilę.   
     A jednak czułam uszczypnięcie, kiedy czytałam o Tinie, która uczy się wypuszczać dziecko z objęć. 
      

* każda opowieść o Mamoko czy kartach do zabawy z miastem, korkiem lub abecadłem to przyjemność wynalezienia nowego dla nich zastosowania

tytuł: Ćwir!
autor tekstu i rysunków: Joke van Leeuwen 
przekład: Jadwiga Jędryas

wydawnictwo: Dwie Siostry
rok wydania: 2015 
       

Komentarze

  1. Nieparyz kolejne must have i ciekawe pytanie chciałbym zarazić się stylem i wrażliwością pisania czy przez bloga lekturę to możliwe
    głową o objęciach niezwykła
    dziekuje

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy możliwe :) ale jeśli must have i to kolejne, to cieszę się i jestem dumna

      Usuń
  2. GLOSA miało brzmieć nie jestem wirtuozem tableta przepraszam za zasmiecanie

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo spodobała mi się Twoja renzja.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci