Dopadł mnie maj - 35 maja Erich Kastner

      Dokończenie tegoż
      Nadszedł najpiękniejszy miesiąc wyrażający swą urodę zwięzłą, miękką nazwą. Żadnej drżącej głoski w tym słowie - czy małżeństwom zawieranym w maju źle to wróży Nie mam w sumie pojęcia, dlaczego "r" miałoby cementować małżeństwo... Anyway, now is May, nawet gdy pochmurnie - jest promiennie. 
     A mi, za każdym razem, kiedy mam pisać o Kastnerze, pod ręce nawija się inna książka, która natychmiast chce być opisana. Ale kończenie posta o 35 maja szczęśliwie przeciągnęło się do teraz; czasowa i przestrzenna exorbitancya przydarzyła się Konradowi i Rabarbarowi właśnie w maju! A zatem ciąg dalszy pisania o wyprawie podjętej przez mężczyzn z rodu Rabarbarów i cyrkowego konia w celu zbadania zagadnienia mórz południowych (tutaj wstęp) Które to zagadnienie należy zgłębić, by móc napisać szkolne wypracowanie. A następnie kolejna opowieść tego Pisarza - Mania czy Ania.
      Trójka podróżników (tak, konia też liczymy) dotrze wreszcie nad morza południowe. Będą kangury i słonie, szare wieloryby pełznące przez ląd, dzikie plemiona, a także kraciasta dziewczynka Pietruszeczka - zaskakujący owoc miłości Holenderki-maszynistki* i wodza egzotycznej wyspy. Napatrzą się na niezwykłości, których wystarczyłoby, żeby zainspirować tomy opowieści dla dzieci, a nie jedno skromne wypracowanie. A gdy powrócą, zeszyt Konrada wzbogaci się o relację rzetelną, choć nie całkiem poprawną ortograficznie. Co zaś rodzice na takiego opiekuna? A co wy byście powiedzieli, gdyby wujek dziecka zasunął opowieść o wyprawie na Antypody - przez szafę, z mówiącym koniem?
     Erich Kastner wznieca przygodę w samym środku miasta. Jej inicjatorem robi człowieka spokojnego, na pozór przewidywalnego, który oprócz dozy ścisłej, "aptekarskiej" wiedzy o świecie, dysponuje, hmm, czyżby dziecięcą gotowością do zabawy? W pełen taktu, czuły sposób opisuje Autor relację bratanka i samotnego stryja. Opiekują się sobą, dzielą wiedzą i robią złośliwości. Jaki wspaniały efekt daje zderzenie drobiazgowego miejskiego realizmu z ekscentryczną Przygodą!
     A śmiech płynie szerokim strumieniem. Jak elegancja wysłowienia i precyzyjny tok opowiadania oraz zabójcza ścisłość rozumowania kapitalnie grają z treścią wypowiedzi i materią przygody! Wyobraźcie sobie, że w grę literacką ogrywa was koń - co prawda cyrkowiec, ale wciąż zwykła kara szkapa, która wyżera z doniczek kwiaty! Kiedy tenże koń galopuje, upaja się deklamowaniem Króla Olch. A w egzotycznej krainie kangurzyce robiące na drutach, trzymają w torbach na brzuchu motki wełny. Natomiast przybysze zamiast człowieka z rożna tylko dlatego dostają mus ze ślimaków, że "człowieczyna** właśnie wyszła".
     Ale nie ma jednego źródła śmiechu u Kastnera. Wiedzie on swoich bohaterów przez podobne krainy, przez które Swift prowadził Guliwera, każe się spotykać z podobnymi bufonami, z jakimi Mark Twain zderzał kapitana Stormfielda***. Niewinny śmiech u Kastnera rodzi się z przemierzania utopii i krain "na opak", ale w 35 maja jest też bardzo dorosła satyra (zresztą wspaniała beztroska Kukania miała swój satyryczny negatyw w postaci niemieckiego Schlaraffenlandu). Kastner-pacyfista kazał swoim bohaterom zawędrować do zamku "Pod wielką przeszłością", w którym wodzowie, bohaterowie i królowie szlachetnie igrają i toczą rozmowy. Na trawniku leżą sobie Hannibal z księciem Wallensteinem, rozgrywając potyczkę:
[...] Wallenstein bombardował pułki jazdy ziarnkami grochu z małej armatki i jeźdźcy padali pokotem. Hannibal był wściekły. Wyjął z pudełka, stojącego obok, nowe rezerwy i umocnił nimi swoją przetrzebioną awangardę. Wallenstein zaś miotał jeden groch po drugim na afrykańskie wojska. 
Wodzowie bez litości miotają ołowianym mięsem armatnim, na co zwraca im uwagę stryj. W zamian słyszy o żądzy sławy, której nie pojmie ciasny aptekarski umysł. Walka do ostatniego żołnierza przerwana zostaje dopiero przez obawę przeziębienia się na wilgotnej murawie...
     Konrad ze stryjem przemierzają różne utopie. Jest Kraj Pasibrzuchów - tutaj nieudaczni marzyciele z prawdziwego świata sprawują władzę. Tłustość jest obowiązkiem, a wszystko, o czym się pomyśli, materializuje się (albo ktoś; w wesołej wersji jest to zmarły dziadek, w upiornej Lemowej - Harey). Wysiłek jest zabroniony, a przyjemność jest obowiązkiem. Nic dziwnego, Panie Freud, że czasem produkuje się lwa, który już, już pożera marzyciela. W Świecie na Opak dzieci sprawują władzę, nauczając dorosłych. Ten najstarszy adynaton, pierwotne horrendum, ma tutaj korczakiańską postać: dorośli wchodzą w rolę krzywdzonych dzieci, odczuwających lęk w szkole, niekarmionych w domu, bitych i straszonych. Uśmiech zastyga na ustach, kiedy czekamy na odpłatę Niewinnych...
     Ale oto modernistyczny raj: miasto marzeń! Wszystko zautomatyzowane (o zdalnym sterowaniu i telefonach komórkowych już wspominałam). Brak ludzi upadlających się pracą ponad siły i za nędzną płacę. W stalowo-szklanym Metropolis ludzie pracują dla przyjemności - czyżby nawiązanie do wypędzenia z raju? Co prawda, prostota życia stryjaszkowi i Negro wydaje się idiotyczna, ale zgadzają się, iż dobrze, kiedy czas można poświęcić na spacery, uprawę ogrodu i uprawę własnej duszy. Jednak błysk-miasto w paroksyzmie produkcji zaczyna zjadać samo siebie...
     Dorosłe raje i antyraje przemierzane są lekko i prędko - dziecko zdąży się zdziwić, ale jeszcze nie wie, dlaczego wizje mogłyby budzić gorycz. Jest fantazja i oczarowanie przygodą. 
     A tutaj coś a propos, Carmina Burana, z której wszyscy znamy monumentalny motyw O Fortuna. Pojawiają się tu, bo Carmina zawierają przecież motyw Ego sum abbas Cucaniensis ("Jestem przeorem nad Kukanią"). U mnie jednak utwory In taberna ("W tawernie") oraz Olim lacus colueram, czyli "Niegdyś po stawie pływałem", śpiewane przez łabędzia na rożnie... 
     A na samym dole zapowiedź przyszłego posta, fragmencik obrazu z książki Gdzie jest moja siostra? Svena Nordqvista, która jest cudownie narysowanym "na opak", przelewającym się bogactwem i rabelaisowską kpiną! Wypatrujcie zakonników :)

 
      
  



 
* kobieta-maszynistka i mężczyzna-maszynista, od razu widzimy, które jaką maszynę oswaja!
** jak wieprzowina, baranina
*** dorosłym polecam jajcarską Captain Stromfield's visit to Heaven Marka Twaina...


autor: Erich Kastner
tytuł: 35 maja
przekład: Stefania Baczyńska
ilustracje: Bohdan Butenko
wydawnictwo: Nasza Księgarnia
rok wydania: 1986

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci