Cukierek albo cytat!

     Październik przełamuje się w listopad. A co, jeśli cienka skórka normalności pęknie dzisiaj i na świat wyleje się wszystko, przed czym umysł się broni i czemu odmawia zgody na istnienie? Jeśli grząska ziemia otworzy się i wypluje to, na czym żyjemy - rzeszę nieboszczyków? A co będzie, kochani, jeśli wieczorem zajrzy do was przemarznięty gość i poprosi o wpuszczenie do domu?

W głuchą północ, w snów tumanie,
 gdy znużyło mnie dumanie
Nad księgami zapomnianej magii,

 znanej w dawnych dniach,
Chyląc głowę nad foliałem,

 niespodzianie usłyszałem
Chrobot, jakby ktoś nieśmiałym palcem

skrobał znak na drzwiach.

(...) By nad tętnem rozszalałem
 zapanować, powtarzałem: To gość jakiś tym sygnałem
 daje znać, że stanie w drzwiach;
 Tak, to późny gość – szeptałem – 
stanie wnet w otwartych drzwiach;
 Po cóż ten dziecinny strach?
Czując, że znów głos mi służy,
 nie wahałem się już dłużej (...)
Pchnąłem okno. I - ...
E.A. Poe Kruk
     A gdy otworzycie okno i wpuścicie gościa, możecie następnego ranka poczuć się trochę nieswojo. Poniżej fragment powieści Kinga Miasteczko Salem, mroczny, melancholijny i zabawny:

Rankiem 6 października nikt nie ogłosił, że miasteczko Salem jest martwe, bo nikt o tym nie wiedział. Podobnie jak świeże zwłoki zachowywało jeszcze wszelkie pozory życia.
Ruthie Crockett, która, blada i dręczona nudnościami, spędziła cały weekend w łóżku, rano w poniedziałek zniknęła bez śladu, lecz nikt nie zwrócił na to uwagi. Jej matka leżała na posadzce w piwnicy za półkami z domowymi przetworami, nakryta zwojem malarskiego płótna, Larry Crockett zaś, obudziwszy się tego dnia wyjątkowo późno, pomyślał, że jego córka po prostu wyszła już do szkoły. Postanowił, iż nie pójdzie do biura. Czuł się słaby, wymięty i miał zawroty głowy. Pewnie grypa albo coś w tym rodzaju. Światło raziło boleśnie oczy. Wstał z łóżka i zaciągnął zasłony, o mało nie krzyknąwszy z bólu, gdy promienie słońca padły bezpośrednio na jego odsłonięte ramię. Któregoś dnia, jak się już lepiej poczuje, po prostu wymieni to okno. Musiało być coś nie w porządku z szybami, a gdyby doszło do pożaru, to te smutne fiuty z firmy ubezpieczeniowej powiedziałyby, że to był samozapłon i nie wypłaciłyby ani centa. Tak, zrobi to, kiedy minie ta choroba. Pomyślał, czy nie byłoby dobrze napić się filiżanki kawy, lecz natychmiast chwyciły go nudności. Przez chwilę zastanowił się przelotnie, gdzie też może być jego żona, lecz niemal natychmiast przestał tym sobie zaprzątać głowę. Wrócił do łóżka, podrapał się ostrożnie po dziwnym zacięciu tuż pod szczęką, naciągnął prześcieradło aż na blady policzek i natychmiast zasnął.
Tymczasem jego córka spała wraz z Dudem Rogersem w emaliowanej ciemności panującej we wnętrzu ogromnej zamrażarki wywiezionej na wysypisko - pogrążona w mrocznym świecie swej nowej egzystencji przyjęła z zadowoleniem jego zaloty wśród pnących się ku niebu stert śmieci.
Zniknęła także prowadząca miejską bibliotekę Loretta Starcher, ale w jej staropanieńskim życiu nie było nikogo, kto mógłby to zauważyć. Obecnie znajdowała się na drugim zakurzonym i zaniedbanym piętrze swej biblioteki. Było ono zawsze zamknięte (jedyny klucz do drzwi nosiła osobiście na szyi), chyba że znalazł się klient, który potrafił ją przekonać, iż dysponuje wystarczającą inteligencją, a przede wszystkim siłą moralną, żeby otrzymać specjalne zezwolenie.
Teraz spoczywała tam ona sama, niczym pierwsze wydanie zupełnie nowego rodzaju książki, równie lśniąca i czysta jak wtedy, gdy dopiero co wyszła spod prasy drukarskiej. Spowijająca ją folia, jeśli można użyć takiej przenośni, nigdy nie została rozerwana.
Również zniknięcie Virgila Rathbuna nie zwróciło niczyjej uwagi. Franklin Boddin obudził się o dziewiątej, zobaczył, że wyro Virgila jest puste, ale nic specjalnego na ten temat nie pomyślał i spróbował wstać z łóżka, żeby poszukać jakiegoś piwa, lecz natychmiast z powrotem opadł na posłanie, czując watę w nogach i potworny mętlik w głowie.
Boże, zdążył jeszcze pomyśleć przed zaśnięciem, co myśmy wczoraj pili? Benzynę?
A pod podłogą ich chałupy w chłodzie dwudziestoletnich liści i wśród nieprzeliczonego mnóstwa zardzewiałych puszek po piwie, wepchniętych tam przez dziury w deskach, leżał Virgil, czekając nadejścia nocy. Przez ciemne, oblepiające jego mózg błoto przebijały się wizje płynu bardziej ognistego od najwspanialszej whisky i lepiej kojącego pragnienie od najlepszego wina.

Jeśli karnawał pełnił funkcję wentyla bezpieczeństwa, był czasem wywracania na opak porządku, odświeżającym, usankcjonowanym chaosem, to taką samą rolę pełni Halloween, święto kontrolowanego przerażenia. Nasza codzienność jest racjonalna, świat, jak sobie przedstawiamy, kręci się właściwie dzięki solidności, precyzji, starannemu oddzieleniu rozumu i nierozumu, żywego i gnicia. Oczywiście, napędzają go też momenty przesileń, transgresje, a czasem trzeba pohulać z czernią, która wypełnia nasze głowy, wypuścić ją na zewnątrz. 

A tu przypomnienie animacji, przy których można spędzić dzisiejszy wieczór. Oto Nightmare before Christmas duetu Burton/Selick:




A tu moja ulubiona animacja Selicka, która daleko w tyle zostawiła książkowy oryginał Gaimana: Koralina i tajemnicze drzwi, kondensacja wdzięku i strachu:




Jeśli pamiętacie, Selick reżyserował również film na podstawie książki Roalda Dahla Jakubek i brzoskwinia olbrzymka.

Komentarze

  1. odkad uslyszalem to chyba w 1983 roku czyli prawie 7 lat po nagraniu
    kiedy czytam kruka czytam poego to w uszach brzmi
    nevermore
    http://www.youtube.com/watch?v=YAE1XTvKLXA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anonimie, w orbicie takich utworów ostatnio jestem :)

      Usuń
  2. Nawet nie wiesz, ile radości (takiej strasznej!) sprawiłaś mi tym postem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę uprzejmie :) W Nieparyżu stawiamy też na dobrą rozrywkę i radość z dzieł (pop)kultury! Lubię animację lalkową, uwielbiam plastelinową - polecam szczerze znany film "Mary and Max" oraz "Harvie Krumpet" :))

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci