Ale Rzeźnia...
Słoneczne lato. Zieleń w stanie najwyższego nasycenia. Założę się, że wieczorem będzie burza. Dokąd w niedzielę zabłądzić w Poznaniu? Nogi mogą zanieść nas na Rzeźnię. Pisałam o niej kilkakrotnie, a właściwie o łupach z niej wyniesionych. Zainteresowanych szczegółami odsyłam tu. Jeśli człowiek zgodzi się na hałas-tłok i szwendanie wśród niezbyt czystych staroci rozkładanych w kartonach lub na plandece na ziemi, to za kilka złotych będzie miał książki - tyle, na ile akurat kieszeń pozwala. Co do tej pory wyniosłam, wiecie. Za to kilka razy zostawiłam (na później? głupia!) świetne rzeczy - Księgę portretowych zażaleń na przykład, napisaną przez Jerzego Kiersta z genialną oprawą graficzną Bohdana Butenki.
Uwielbiam egalitaryzm Rzeźni. Tutaj wdzięczne wazony Rosenthala stoją obok szkaradnych durnostojek. Możliwe, że owe durnostojki, jelonki, łowickie panienki z wypłowiałą buzią, wazoniki polewane w ciapki i z napisem zdobiły czyjeś salony, dopóki właścicielowi się nie zmarło i nie trafiły pod śmietnik, a stamtąd na Rzeźnię. Aura tych rzeczy jest gęsta jak kisiel. Co jeszcze? Rurki z kremem. Filcowe pokrowce na telefon. Koce ze stosami czegoś i kartkami "wszystko za 1zł" (przekreślone i pod spodem "za 0,3 zł"). Używane buty. Abażury. Kalarepa. Klamki.
Takoż książki. To, co dziś wybrałam, mogło leżeć tam od miesięcy, nieistotne dla nikogo. Mogło wylądować na śmietniku po domowych porządkach i stamtąd przefrunęło na Rzeźnię. W wielu książkach jeszcze tkwią zakładki - papierki od cukierków, zeschłe badyle. Pierwsze strony zdobią dedykacje: dla Marii S.... za bardzo dobre wyniki w nauce i wzorowe zachowanie w roku szkolnym...
Tłamszone w kartonach tkwią tam perełki - moje subiektywne radości, bo bibliofilem nie jestem. Trafiłam raz na Zwierzydełka Roberta Stillera z ilustracjami Daniela Mroza, za które na allegro żądano 50zł, a na Rzeźni - trzy złote. Okazały się zupełnie tego niewarte. Jak na wszystkich pchlich targach przed zapłaceniem ostentacyjnie cieszyć się nie należy, bo wówczas cena skacze w górę - jeśli nie jest wypisana z tyłu.
Aaa! Egalitaryzm pudeł zastępuje czasami tak charakterystyczna dla człowieka próba nadania struktury i przekształcenia kupy w zbiory:
Do rzeczy, oto co dziś znalazłam. Za tekstem Nie płacz, koziołku Michałkowa nie przepadam. Jednak
lubię Boratyńskiego, który tutaj trwoni siły. Zauważcie nocną brzydotę
stworzeń, apokaliptyczne kształty i kolory, znaczącą symetrię obrazów,
ludowość pomieszaną z surrealizmem:
Nasza Księgarnia 1983, ilustracje Antoniego Boratyńskiego |
Tutaj coś dla marzycieli i fanów B.B.Buksa - wymyślacza światów:
Nasza Księgarnia 1988, ilustracje Manfred Bofinger |
A tutaj Preussler, którego obecnie ulubiła sobie Bona i Dwie Siostry, a który przecież jest w obiegu od dziesięcioleci. Radosne letnie kolory i dowcipnie siermiężne kształty Flisaka, zaś treść... uroczo zapobiegliwy Hubert podbija serca.
Nasza Księgarnia 1986, ilustrował Jerzy Flisak, jak widać |
Tutaj niezwykła powieść Davida Almonda, laureata Medalu im. H.Ch.Andersena, wydawana obecnie przez Zyska; sfilmowana - zagrał w niej przemęski Tim Roth. Jedna z niewielu "anielskich" opowieści, które akceptuję, może dlatego, że bezpretensjonalna... Polecam szczerze - sama znam ją dzięki M&M.
Prószyński i s-ka, 1999 |
Tutaj Moominland też laureatki Medalu H.Ch.A. razy dwa - jakby dobrze poszperać, dałoby się na Rzeźni zdobyć komplet; różne formaty, różna jakość wydań (nowsze gorsze, format tak cholernie kieszonkowy, że kartki obcięte niemal równo z tekstem), ale niezmiennie do dziś - Nasza Księgarnia.
...radością i życiem, tutaj edycja z 1969 roku |
Muminki się cieszą... Nasza Księgarnia 1985 |
A poniżej coś, czego szukałam na allegro. Cena tej książki plus koszty transportu to akurat kwota, za którą kupiłam dzisiejsze książki. Z pewnością o niej napiszę, Hauger jest laureatką nagrody polskiej sekcji IBBY za powieść Czarna śmierć. I w tej sekundzie, szukając o niej informacji, dowiedziałam się, że Autorka zmarła dziewięć dni temu...
Piękne skarby! Mam to samo wydanie "Dzikiego konia spod kaflowego pieca". A "Huberta..." możesz któregoś dnia zabrać ze sobą i pokazać :-)
OdpowiedzUsuńMogę :) Najlepsze w tych skarbach jest to, że niespodziewane :D
UsuńJakie piękne łupy :) Muszę w końcu sięgnąć po Hauger, bo wciąż czeka na odkrycie. A Boratyński - uwielbiam, w każdym wydaniu :)
OdpowiedzUsuńBoratyński to jeden z takich ilustratorów, którzy coś z odbiorcą robią. No i na pewno nie myślał o sobie "ilustrator książek dziecięcych". Szkoda tylko, że większość książek z lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych była robiona tak kiepsko, że ilustracje albo wyjściowo traciły większość siły, albo z czasem płowiały. Przecież jak się ogląda oryginały, to one powalają!
Usuń