NIESAMOWITE PRZYGODY DZIESIĘCIU SKARPETEK (CZTERECH PRAWYCH I SZEŚCIU LEWYCH) JUSTYNY BEDNAREK - przygoda krzepi!

     Dziś Dzień Dziecka. A zatem ostatnie olśnienia - brylantowe książki, które z radością włoży się dzieciom w ręce. Ale zanim będzie sedno - obowiązkowa porcja narzekań.
     Zbombardowana wtórnością, napisałam elaborat o znikaniu tekstów świetnych na rzecz gorszych, zapożyczonych u tych oryginalnych i o degenerowaniu się literatury popularnej, ale rozwiał mi się jak mandala - i dobrze. Było to po niedawnej, drugiej w życiu, lekturze Ziemiomorza. Pewnie wiecie, jak bardzo Rowling zadłużona jest literacko u le Guin. Ale czy wiecie, że pytana o inspiracje, nie przyznała się, że czerpała z Ziemiomorza? Tylko bardzo nieoczytanego krytyka zachwyci oryginalność Harry'ego Pottera. Nic w tym złego z punktu widzenia użytkownika książek - jak mówi David Mitchell, złodziejstwo w literaturze jest powszechne i nosi nazwę inspiracji - jeśli dzieło następne przewyższa oryginał, albo przynajmniej mu dorównuje. Jak Salman Rushdie mówi Lawrencem Sternem, to nie złodziejstwo, tylko ukłon i nowa jakość, rozkoszna rozmowa z klasyką. Ale co przygotuje młodych czytelników do rozczytania intertekstualności będącej czymś więcej niż kalką stylu czy wariacjami na temat nazw własnych*?
    Zaczęłam z wysokiego ce i smętnie, a post będzie radosny, bo trafiła mi się książka, która mnie rozpromieniła. Trochę o inspiracjach jednak będzie, bo Grzegorz Kasdepke rekomenduje Niesamowite przygody dziesięciu skarpetek (czterech prawych i sześciu lewych) Justyny Bednarek wspominając o Niedoparkach**. Nie do końca lubię tę marketingową praktykę sugerowania na okładce w czyim stylu pisarz pisze i komu ma się to spodobać. Najczęściej bywa to karzełek na barkach olbrzyma... choć na szczęście nie tym razem.
     Taka klamra narracyjna: pewnej rodzinie giną skarpety. Do pralki wchodzą dwie, a często wychodzi jedna. Przez lata uzbierał się wór osieroconych i co ważniejsze, bezużytecznych skarpetek - rodzina ma dość. Wezwany hydraulik odkrywa pod pralką dziurę. To tamtędy pierzchają w świat. Bo one, proszę państwa, żyją. I czasem, jedwabni arystokraci, angorowe przytulaski, granatowi liderzy, bure przeciętniaki, mają dość tłamszenia w koszu na brudy albo maszerowania tam, gdzie chce nosiciel. Zwiewają z fasonem i zaczynają drugie życie, niezgodne z przeznaczeniem producenta, zgodne z wewnętrzną, hmmmm, prawdą: 
- pierwsza zostaje gwiazdą seriali, wiedzie życie ciekawe i nieco rozpustne.
- druga będzie mamą osieroconych myszątek
- trzecia zostaje politykiem i zmienia świat
- czwarta ociepla nogę bezdomnego, w istocie będącego...
- piąta, gryząca i wojownicza ratuje...
I zaprawdę każda kolejna opowieść jest pomysłowa i odmienna w nastroju od pozostałych. Ze dwie były słabsze (ta o czarnej celebrytce i polityku), reszta świetna.
     Zachwyciła mnie gawędziarska brawura tych historyjek, olśniła zwięzłość. Justyna Bednarek umie skonstruować kawałek gęsty od emocji, nasycony humorem, w którym dzieje się wiele, a który od tego bogactwa nie traci klarowności. Ile tu taktu! Gdy zaczynamy współczuć choremu dziecku, nie wpadamy w klajster sentymentalizmu. Nostalgia, choć niewątpliwie błyska, nie przytłacza. Czytałam, dziwując się poszczególnym zdaniom - jaka piękna, sensowna polszczyzna, która ma odpowiedni do wieku stopień przejrzystości, bawi, a nie zamęcza aluzjami. Które to aluzje do kultury masowej i pop-życia, do trendów nowoczesności oczywiście gdzieś tam się snują, i z bardzo rzadka tylko drażnią.
     I coś jeszcze: umiejętne przemycanie wartości. Bo jeśli weźmiemy pod uwagę role, które zaczynają pełnić skarpetki, dostrzeżemy, że choć wybierają wolność od rutyny i nudy, wcale nie migają się od odpowiedzialności. Przeciwnie - podjęta rola jest tym chętniej pełniona, że z wełnianego serca wybrana. Nawet gdy oznacza powrót do łazienki i w konsekwencji na stopy innego dziecka. Przypomina się stwierdzenie I.B. Singera o literaturze dla dzieci, która stara się mówić o wartościach dyskretnie, nie przyginając karku odbiorcy, zostawiając mu wolność interpretacji i wyboru - jeśli skorzysta on tylko z przygody... też pięknie! To ten rodzaj wolności, którego sobie jako dorośli czytelnicy bardzo życzymy.
     Jeśli zaś chodzi o wizualną stronę książki, to zajął się nią Daniel de Latour. Którego coraz bardziej cenię za styl nawiązujący figlarnością lapidarnej kreski do Lengrena czy Pokory, a także za antyładną paletę kolorów. Na każdą skarpetę znalazł zwięzły i zabawny pomysł. Podobnie, jak na strony, które w całości sobie zagarnia, wykorzystując, jak to się ładnie mówi, architekturę książki. Mam poczucie lekkiego przeładowania, niemniej wiele pomysłów fajnych, a całość dowcipna:









Minusem jest okładka: rogi zaokrąglone, ale też kolorowe oraz lakierowane, grzbiet imitujący fakturę, logo wydawcy wciśnięte, bo miejsca mało zostało.
      Co tu dużo gadać - mimo drobnych minusów książka, która krzepi!

Psssst! Nasza brygada zobowiązuje się w najbliższym czasie wyrobić pięćset procent normy i napisać trzy recenzje: Rozbójników z Kardamonu Thorbjorna Egnera z Dwóch Sióstr i Legendy o Sally Jones Jakoba Wegeliusa z Zakamarków, a także Dawniej czyli drzewiej Małgorzaty Strzałkowskiej z Bajki. 
     
     

     
    

* garsteczka refleksji jeszcze, po rozmowach z rodzicami dzieci w różnym wieku:
- znany i bardzo dobry autor książek dla dzieci grzmiący na spotkaniu poświęconemu kanonowi lektur, że przecież Pan Tadeusz jest piękny i fajny, że najlepiej karmić dzieci Trylogią!
 - studentom mającym w przyszłości uczyć dzieci polskiego łaskawie zezwala się na użytkowanie popkultury. Na Tolkiena, na le Guin. Jak daleko od tego jest rynek i czytelnicze preferencje! Mało tego, że fajne książki dziadków nie są fajnymi książkami wnuków*. Bywa, że ulubione książki starszego rodzeństwa nie są przyswajalne dla dużo młodszych dzieciaków! Nudno i trudno - straszą słowa-upiory. Brak bazy książek wartościowych u nauczycieli - smętna mantra...
** zaś narzekania na brak oryginalności (które gdzieś tam na fb mignęły) uciąć można wspominając, że Niedoparki mają zacnych antenatów w postaci Pożyczalskich Mary Norton.
    

Komentarze

  1. Harry Potter nigdy mnie nie przekona, nigdy! :D Nie polubiliśmy się do tej pory i na tej przyjaźni nie bardzo mi zależy. A wiesz, ze ilustracje do "Skarpetek..." tez mi się echem dawnych Mistrzów ilustracji odbiły? I Pokora właśnie pierwszy na myśl przyszedł:) A która z historii jest twoja ulubiona? Masz taką?

    OdpowiedzUsuń
  2. No wiesz, Magdo, ja Pottera przeczytałam raz - z zajęciem i właściwie z zainteresowaniem ogromnym. Ale ponownie nie dało się tego czytać - tak, jakby pić herbatę zaparzaną drugi raz z tej samej torebki. Przy czym chrystologiczne zacięcie Autorki raczej denerwowało niż budowało szacunek... Natomiast szacunek ogromny mam do Andrzeja Polkowskiego, tłumacza, z którym zresztą prowadziłam spotkanie i który bardzo fajne rzeczy o książkach dla chłopców mówił (żeby nie dzielić literatury na dziewczęcą i chłopięcą itp).

    Co do skarpet - bardzo lubię historię o skarpecie siódmej, co pływała po morzach i ósmej - tej od wroniego gniazda :)) i przychodzi mi na myśl mnóstwo zabaw na bazie tej książki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm, analogicznie można spróbować z rękawiczkami: pamiętam cudowne, atłasowe rękawiczki z kryształkami, które zostały zafarbowane na bordowy kolor, a potem trafiły do mojego kartonu z zabawkami - pod wpływem spektaklu dla dzieci ożywiłam jedna, wsadzając jej na nos (no palec właściwie;)) okulary przeciwsłoneczne :D A Pottera musiałam przeczytać chcąc nie chcąc, bo na zajęciach z literatury tłumaczyliśmy bardzo ciekawy tekst z "Ogonioka" o rosyjskiej dziecięcej literaturze i o tym, jak wyglądałby ichni Harry Potter. Może uda mi się odnaleźć ten artykuł w czeluściach szaf i skoroszytów :)

      Usuń
    2. Och, Magdo, rękawiczki ożywione - czy to było może w "Bajkach przez telefon" Rodariego w tv?
      Znajdź artykuł, znajdź! Mnie czaruje wiele pomysłów z HP, no i opowiadać też JKRowling umie. To nie jest najlepsza literatura dla dzieci jaką znam, ale przynajmniej nosi znamiona spontaniczności. Nie jest od początku do końca kreacją sztabu specjalistów od rynku i upodobań dziecięcych konsumentów

      Usuń
  3. Czekam/czekamy na swój egzemplarz!

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja, nie tylko z okazji Dnia Dziecka, polecam Przepowiednię Dżokera. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. O Harrym Potterze się nie wypowiem, bo to zupełnie nie moja "bajka". Muszę jednak przyznać, że poruszone w tekście kwestie intertekstualności, zapożyczeń czy inspiracji w literaturze dają do myślenia.
    Książka o skarpetkach zaś wydaje się ciekawa, liczę na to, że dane mi będzie ją przejrzeć, a może i zakupić :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomo, że literatura dla dzieci ma wiele powinności i różni się od tej dla dorosłych. Ale nawet pouczać trzeba mądrze, z wdziękiem i słowami bardzo dobrej jakości :D uczciwie mówiąc wolę książki bez przesłania a dobre literacko niż szmirę, której jedyną wartością jest podjęty temat... Harry Potter w ostatnich tomach jest wybitnie melodramatyczny. Natomiast tym, co szanuję w tej książce jest jej rozwojowość - ona rośnie z odbiorcą i komplikuje się wraz z nim - wyraża to zmieniający się stosunek Harry'ego do Dumbledore'a

      Usuń
  6. 47 year old Human Resources Assistant IV Courtnay Simnett, hailing from Fort Saskatchewan enjoys watching movies like It's a Wonderful Life and Shooting. Took a trip to City of Potosí and drives a Boxster. prosto ze zrodla

    OdpowiedzUsuń
  7. Piekne obrazki i ciekawe przygody! Moja mlodsza corka uwielbia!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan