Dziesięć książek na Dzień Dziecka
Mamy książkową klęskę urodzaju, ale nie potrafimy do czytania przekonać nieprzekonanych. Żyjemy na marketingowym haju, ale o to, czym jest dobra książka dziecięca/młodzieżowa, wciąż spiera się wąziutkie grono specjalistów. Język i kryteria krytyki nigdy się na dobre nie wykształciły, a już zastąpił je język promocji. Szczycimy się zauważalnością w Bolonii, a wielu wydawców wciąż oszczędza na procesie tworzenia książki i skraca go do niemożliwości, eliminując redakcję. Młodzież czyta, no owszem, ale nie to, co wybierają im dorośli (drażnią mnie protekcjonalne określenia "pizgacze" i "moneciary") Papier co prawda nie znikł, jak wieszczył Łukasz Gołębiewski, za to znikają sprzedawcy papieru - księgarze kameralni. Ech... Na szczęście żyję w bańce, w której książki "schodzą" w najmilszy możliwy sposób. Pohuczałam jak puszczyk, teraz będą tytuły, równiutka dyszka. Wyszukane, wyczekane i takie, co przyszły do mnie przypadkiem i zaskoczyły... oj, jak miło! Od zaws