Czarodziej, i nie z Hogwartu?

    Pisałam już kilka razy (na przykład tu i tu) o propozycjach książkowych na Rok Korczaka. W WAB wznowiono Króla Maciusia Pierwszego i Króla Maciusia na Wyspie Bezludnej, dalej w tymże wydawnictwie i również z ilustracjami Marianny Oklejak wydano Kajtusia Czarodzieja, którego niedawno czytałam i z którym mam wielki kłopot, i o którym właściwie będzie ten post. Chcą w WAB wydać jeszcze Bankructwo małego Dżeka, za które ja, ha ha! dałam grosze na Rzeźni.

    Dalej: Ezop wznowił Korczakowe Prawidła życia - książkę mediacyjną. Pośredniczy ona w porozumiewaniu się dorosłych i dzieci, opowiada dużym o tych małych, których chcenia były długo lekceważone. Zaś małym mówi o byciu w grupie i samostanowieniu nie jako o zasadach narzucanych przez dorosłych, ale rzeczach, które należy wypracować i przepracować, o których trzeba mówić i które wolno sprawdzać. 










   Do Nike nominowano Korczak-próba biografii Joanny Olczak-Ronikier, również z WAB z serii "Fortuna i fatum". W tejże serii wydano niedawno biografię Igora Newerly (Szkatułki Newerlego), stenografa i sekretarza Korczaka. Autor Chłopca z Salskich Stepów uczył stolarki Mośki, Joski i Srule, współredagował gazetę Domu Sierot, napisał książkę-wspomnienie o Korczaku Żywe wiązanie...
    Pisałam też o książce Ostrowickiej Jest taka historia, napomknęłam o Pamiętniku Blumki. Napomknienie przerodzi się pewnie wkrótce w jakiegoś posta, tym bardziej, że wydawnictwo Wytwórnia podarowało nam jej całkiem zmyślny Kłopot, który zresztą, ach!, był nagrodą za czerwcową recenzję w Rymsie... A ja wielbię Domowe duchy Dubrawki Ugresic ze Znaku, które ona ilustrowała. Niecne zapędy dygresyjne: jedna książka wiedzie do innej.
    Chciałabym, żeby wznowiono Józki, Jaśki i Franki i Mośki, Joski i Srule. Korczak był cudowny jako obserwator dzieci, jego fabuły są dużo mniej pasjonujące od tych reporterskich krwistych kawałków dziecięcego życia. No bo Kajtuś Czarodziej to fabuła, baśń - podobno dla dzieci. 
    Kajtuś Czarodziej, przedziwna książka, irytująca, miejscami porywająca i bardzo smutna. Pisana charakterystycznymi korczakowymi zdaniami, z których każde jest mocno wypowiedzianą i zaakcentowaną całością, zamkniętą w akapicie. Zdania jakby oderwane, kamieniście układają się w opowieść. Niecodzienne pisanie. Rozważne zdania i mądre wielce, ale niestety archaiczny język, przez który dziecko prawdopodobnie będzie się przedzierało z równą niechęcią, jak przez Serce Amicisa (ilustracje Leonii Janeckiej, tak tak :) ) 
   
    A o czym ten zapomniany, choć niby znany Kajtuś Czarodziej? O chłopaku. Jakoś zręczniej i prawdziwiej pisał Pandoktor o chłopcach, niż o dziewczynkach.
     Jest sobie Kajtuś, wisus i marzyciel. Chłopiec, który najpierw działa, później myśli. Czasem spełnia oczekiwania mamy, taty i babci, ale rzadko jest tak wytrwały, by dobry poryw serca uczynić regułą. No i ten Kajtuś spełnia, jakby powiedział Michael Ende, pragnienie swego serca: zostaje czarodziejem. Zaczyna się od spełniania drobnych marzeń: pod poduszkę trafiają nocą czekoladki, na ulicy znajdują się pieniądze. Kajtuś spełnia życzenia siłą woli, ale pilnie ćwiczy swoje czarodziejskie muskuły. Zauważa, że wszelkie działanie ma swoje skutki - prawdziwie dorosła konstatacja. Odchodzi z domu, pozostawiając tam sobowtóra, który żyje za niego chłopięcym (całkiem poprawnym) życiem. Sam chce sprawdzić, co wyrośnie z tej mocy, o której już nie można zapomnieć, której nie można zignorować.
   Drobne czarodziejskie figle ogromnieją, Kajtuś staje się demiurgiem, buduje piękną wyspę i zamek, które udostępnia ludziom, wędruje po świecie, zostaje dziecięcą gwiazda filmu, występuje w cyrku... Zdziwiłam się, ile pasji odkryłam w tym chłopcu, ile niepokoju dojrzewania, rozdrażnienia i głębokiej, wariackiej radości. To właśnie Korczak oddał rewelacyjnie: szaloną radość z czarodziejskiego figla (na zachętę przyszłym czytelnikom powiedzmy: coś jak lot Harry'ego na miotle pierwszy raz ;) ), dławiący wręcz triumf, kiedy zapanuje się nad mocą. I moment, kiedy Kajtuś szalony od poczucia winy i żalu, idzie na cmentarz, żeby ożywić babcię. Przepraszam, ale niech się schowa głęboko pani Rowling opisanie tęsknoty Harry'ego za matką.
     Wielka moc to wielka odpowiedzialność, jak mówił wujek Spidermana. Uważać trzeba nie tylko na to, by ludzi nie krzywdzić mocą, ale żeby nie zaburzyć równowagi dobra i zła - czary, nawet te robione w dobrej intencji, mają nieprzewidywalne konsekwencje. I przede wszystkim - dysponując mocą. już nie można pozostać obojętnym na krzywdę, niedole, brak miłości i dobroci. Kajtuś dojrzewa. Odosobniony od ludzi, dzięki swej mocy, staje się refleksyjny, tytaniczny. I nigdy już nie będzie zwykły, choćby chciał. Najpierw rodzi się jego butny indywidualizm, który nakazuje rozpychać się z własnymi pragnieniami, później Kajtuś dochodzi do zupełnie innego indywidualizmu, takiej romantyczno-judymowej samotności wśród ludzi. 
    Nie uważam Kajtusia za dobrą książkę, w zbyt wielu momentach razi sztucznością i przesadą, Korczakowi okropnie zależało na przedstawieniu przemiany, budzenia się w człowieku świadomości własnych czynów. Niewinność fabuły, jej baśniowa bezinteresowność bardzo na tym ucierpiały. Rzecz nie w tym, że, jak pisał o Korczaku Szulkin, każde jego dziecko kończy nieszczęśliwie, bo tytaniczna odpowiedzialność rozbija się o hipokryzję, obojętność i morze okrucieństwa. Rzecz w tym, że tak literacko Korczak chwyta nas za kark i przygina nam głowy, żebyśmy nie zboczyli z toru jego intencji. 
    Ach, a słowo "murzynisko" wydawnictwo powinno wykropkować tak, jak przekleństwo :) Opis walki z murzynem jest skandalicznie niepoprawny politycznie!
 I przede wszystkim nie wiem, jakim dzieciom, w jakim wieku, dziś można to Korczakowe dziecię polecić. Smutku i brutalności życia jest tam tyle, że dech zapiera. Jest odzieranie ze złudzeń oraz pokornienie zupełnie inne, niż chrystusowe postawy cudownego Harry'ego P. Mnóstwo też radości i wiele jej odcieni, od ekstazy do rzewnego cichego szczęścia.
    Mimo rozlicznych irytacji, czas spędzony z Kajtusiem to nie był czas stracony.

autor: Janusz Korczak
tytuł: Kajtuś Czarodziej
ilustracje: Marianna Oklejak
wydawnictwo: WAB
rok wydania: 2012

Komentarze

  1. bo to chyba ku dojarzalosci pisane
    dziekuje za tyle madrych slow w tym krotkim
    za krotkim
    tekscie
    az chcailo by sie wczytac bardziej

    OdpowiedzUsuń
  2. to ironią trąci mi.
    niestety, szlachetna to zamierzeniach książka nie staje się automatycznie dobrą literatura... jako dziecko odbierałam Kajtusia źle. Teraz pół na pół. Ale za to rozmawiałam z panem, któryConana czytał odbitego na powielaczu i Andre Norton i Mastertona...

    OdpowiedzUsuń
  3. a to nie ironia
    zupelnie nie

    naprawde bardzo ciekawie co glebiej jeszcze

    OdpowiedzUsuń
  4. moje teksty i tak są za długie... fachowości mało, impresji za dużo:-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nieparyżu, nieprawda:) Choć ja codziennie wypatruję nowych wpisów:D Kajtuś mnie zawsze przerażał, a często też smucił. Jednak wolę Kajtusia, niż Harry'ego. Korczaka podziwiam za cierpliwość, szacunek i traktowanie dziecka jak człowieka, a nie jak nieogarniętego dziwologa;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Złota Bramo, miód na moje serce :))O tylu rzeczach chce napisać! Co jakiś czas dochodzą nowe, przypominają się dobre i stare ("Niekończąca się historia"!)
    Nie jest tak, że Harry Potter to totalne dno. Lubię świat Hogwartu i przeplatanie się realności i magii. Ale są lepsze książki :)
    Natomiast Korczak... lubię jego pomysły na działania z dziećmi! Chłopcy rozwiązujący konflikty bójką ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. aaa, a "Niekończąca się..." oczywiście z ilustracjami Boratyńskiego :) Masz rację, że te okrągłe oczy i niebieskości w Panu Bałaganie przypominają ilustracje Boratyńskiego, ale puste wielkie przestrzenie, niepokój - mi trochę Stasysa :)

    OdpowiedzUsuń
  8. "Niekończąca się historia" - do tej pory ukochana książka z dzieciństwa!!!! Ja kiedyś chciałam duszę diabłu zaprzedać, byleby tę książkę mieć!!! I nawet, jeśli Ende odcinał się od ekranizacji, a po latach dostrzegam wiele niedociągnięć (cześć pierwsza oczywiście), to i tak miłością dozgonną darzę:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Kurcze, Złota Bramo, no popatrz, nie mogłam się oprzeć :) napisałaś komentarz, jak ja produkowałam posta :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan