Kokokolorum!
Czwarta książka Otfrieda Preusslera wydana przez Bonę, to Przygody małego wodnika - pierwszy raz w tej edycji. Jednak wydania sprzed kilkudziesięciu lat znane są polskim czytelnikom. Przez dziesięciolecia nieubłaganie nabierali wąsów i zmarszczek, jak tatuś i mama Wodnikowie z Młyńskiego Stawu, płynnie przepoczwarzywszy* się w dorosłych. Teraz mogą czytać Preusslera własnym dzieciom.
Pewnego dnia Wodnik z Młyńskiego Stawu wraca do domu i zastaje tam dziecko. Syneczka. Zielonookie maleństwo. Uważnie ogląda chłopaczka - wszystko jest jak trzeba, błona między paluszkami, zielone włosy. Jest to powód do wielkiej uciechy, wiec z żoną spraszają gości na ucztę, na zupę z rzęsy wodnej, na duszoną ikrę, sałatkę z wodnej rukwi. Malec rośnie prędko, co u wodników jest normalne, szybko dom staje się ciasny, więc wodny chłopaczek wypuszcza się na coraz dłuższe rajzy po Młyńskim Stawie. Przewodnikiem i kolegą staje się mu karp Cyprian. Co prawda nie zawsze dysponuje on prawidłowymi informacjami o świecie na powierzchni, ale jest za to opiekuńczy i zawadiacki.
Wodnik jest ciekawski jak zwyczajne ludzkie dziecko, prędko opuszcza bezpieczne wody rodzinne i poznaje świat pod słońcem. Zaczepialski jest i niesyty wrażeń. Skórę ma twardą i trudno go zranić, więc dokazuje w kipieli młyna. Poluje na wędkarza, wyczekuje deszczu, a w końcu poznaje grupkę chłopców. Ci z cudowną naturalnością przyjmują kolejnego rojbra do grupy, nie zwracając uwagi na zieleń jego włosów. Latem baraszkują w wodzie, jesienią jedzą gorące kamienie, czyli pieczone ziemniaki z solą. Rok się toczy i każda jego pora przynosi coś, co zachwyca wodne dziecko.
Przygody małego wodnika czyta się prędko (nieco zbyt prędko!) i dobrze. Zgrabnie i prosto niemiecki pisarz wyczarowuje podwodny świat: łagodne zielonkawe światło, zniekształcenia perspektywy, płynność ruchów jego mieszkańców. Jest rodzinnie i swojsko jak w człowieczej chacie. Jednocześnie w tym malutkim świecie Wodniczkowi prędko robi się ciasno. Jak pięknie wszystkiemu się dziwi! Jak wspaniale jest bezwzględny, kiedy chce się pobawić lub zaspokoić ciekawość! Opowieść ma w sobie to, co lubię u Preusslera: humor, wdzięk i coś nieodmiennie przejmującego: pięknie uchwycone mijanie pór roku. Kilka cudnych zdań wyczarowujących nastrój.
Zachwyca mnie to, jak w każdej swej opowieści Preussler uczy, nie moralizuje. Jednak tutaj nauki jest niewiele. Gdyby chcieć koniecznie ją wydobyć, można byłoby powiedzieć o doświadczaniu. O tym, że młode istoty mają wrodzoną chciwość doznań i że najlepiej uczy doznawanie i padanie na własny, okryty twardą wodnikową skórą tyłek. I że szczęśliwe dziecko to swobodne dziecko.
A jeśli mowa o podwodnych dzieciakach, czy ktoś pamięta to cudo? Tytuł posta to zawołanie wodnych stworzeń - tak mówi mi pamięć.
Zachwyca mnie to, jak w każdej swej opowieści Preussler uczy, nie moralizuje. Jednak tutaj nauki jest niewiele. Gdyby chcieć koniecznie ją wydobyć, można byłoby powiedzieć o doświadczaniu. O tym, że młode istoty mają wrodzoną chciwość doznań i że najlepiej uczy doznawanie i padanie na własny, okryty twardą wodnikową skórą tyłek. I że szczęśliwe dziecko to swobodne dziecko.
A jeśli mowa o podwodnych dzieciakach, czy ktoś pamięta to cudo? Tytuł posta to zawołanie wodnych stworzeń - tak mówi mi pamięć.
* Jest takie słowo? No chyba jest...
przekład: Joanna Borycka-Zakrzewska
wydawnictwo: Bona
rok wydania: 2012
autor: Ottfried Preussler
tytuł: Przygody małego wodnika
Pamiętam:) Nawet pocztówki gdzieś są w szufladzie wśród innych skarbów:)
OdpowiedzUsuńZłota Bramo, chciałabym widzieć te twoje pocztówkowe skarby...
Usuń