Orzechowo, hrabalowo
Jesień to zespół zmysłowych znaków, wysokie rozbielone niebo, przenikliwy zapach topolowych liści, pajęczyny, otwierająca się przestrzeń, smugi ciepła w zimnym powietrzu. Kasztany i orzechy.
Orzechy najlepsze są właśnie teraz, kiedy po silniejszym wietrze leżą w trawie, świeżutkie, jasnobrązowe. Niektóre, jak ten poniżej - skarby w cierpko pachnącej łupinie. W środku niepokalana, słodko chrupiąca biel ubrana w żółtą skórkę.
Ale ale, ktoś opisał to znacznie piękniej, niż ja; mojemu widzeniu i mojemu jedzeniu orzechów towarzyszy chłopiec, którego niezmiernie lubię:
orzech ciemny |
Orzechy najlepsze są właśnie teraz, kiedy po silniejszym wietrze leżą w trawie, świeżutkie, jasnobrązowe. Niektóre, jak ten poniżej - skarby w cierpko pachnącej łupinie. W środku niepokalana, słodko chrupiąca biel ubrana w żółtą skórkę.
orzech jasny |
(...) ostatni szereg, tuż przy samej słodowni, stanowiły orzechy, które jesienią strącano długimi drągami, im więcej było orzechów, tym bardziej gałęzie były poobijane.
Z największym smakiem zajadałem się orzechami, kiedy były jeszcze zielone, kiedy każdy orzech musiałem otwierać nożem i skorupa wydzielała żółtozielony sok, tak że ręce miałem ciągle jak od tytoniu. Te owoce były najsmaczniejsze, jądra miały na sobie żółtą koszulkę, która dawała się ściągnąć.
Bohumil Hrabal Taka piękna żałoba
przełożył Andrzej Czcibor-Piotrowski
Nieoceniona Złota Brama , przy okazji Carrie, przypomniała mi o Kocim oku Atwood. Co to za świetna, choć dołująca książka! Jak ja lubię social fiction pisane przez Atwood! No i w związku z tymi anglosaskimi latami czterdziestymi/pięćdziesiątymi, lawinowo zapragnęłam książek czytanych bardzo dawno temu: Miasteczka Peyton Place Grace Metalious i opowieści Carson McCullers Serce to samotny myśliwy.Co do tej ostatniej: po tej adaptacji pokochałam Alana Arkina (rany, co za rola dziadka w Little Miss Sunshine!) i Sondrę Locke
ale pieknie po prostu pieknie
OdpowiedzUsuńsloneczno miedziano jesiennie
zgniło-skuro-orzechowo!
OdpowiedzUsuńA Ty mi przypomniałaś późnoletnie zabawy na wsi:) Z orzechów w zielonych kubraczkach powstawaly ludziki, oczy miały z ziarenek pieprzu, kończyny z patyczków i krzywe uśmiechy wyryte nożem. Mieszkały w wielkim dole, w którego ściankach wydłubałam im balkony. Ale za szybko się marszczyły:)
OdpowiedzUsuńBo to byla rasa dotknieta choroba wczesnej starosci, jak ludzie z Gormenghast :) a z kasztanow? W sumie nie lubilam robic tych ludzikow, bo zawsze kaleczylam sie, produkujac je.
OdpowiedzUsuńA wiesz, to całkiem możliwe, bo ich dom z piasku zawiłością i rozbudowanym systemem pomieszczeń przypominał zamek Gormenghast;) Z tymi ludzikami to była i frajda, i kłopot, bo faktycznie częstokroć gwoździe zamiast dziurawic zołędzie i kasztany, dziurawiły palce:/ Ale mimo wszystko lubiłam te ludziki:)I z plasteliny też lubiłam lepić Plastusie i inne takie. Tylko nie każda plastelina dawała się formować, ta chińska lubiła się kruszyć :D
OdpowiedzUsuń