Jon i Tucker Nichols SZCZĘKA ALFREDA czyli pokaż mi swój bałagan, a powiem ci kim jesteś

     Chodziłam dziś po mieście ze Szczęką Alfreda wystającą z torby na dobre trzydzieści centymetrów. Szczęka jest raczej okazała. Duży format. Ma jedwabistą obwolutę, która okazała się plakatem; można go rozprostować i powiesić, można opakować coś całkiem innego (inną szczękę? inną książkę?). Ma rozkładówkę, która świetnie pasuje do tematu (wielość i rozmaitość rozsadzają formę książki).


     
     Doprawdy, co za pomysł na tytuł. Ale chyba niektóre słowa rodzimego języka mają potencjał absurdotwórczy... Czy to książka o sekretach ortodoncji? O szczątkach prehistorycznych gadów? Taki żarcik-flircik z treścią powstaje, kiedy mówię  ja mam szczękę Alfreda - książkowy Alfred swoją szczękę traci. Bez obawy dzieci, to nie będzie horror stomatologiczny. Szczęka Alfreda to takie ząbki, które na noc wkłada się do szklanki z wodą.
     Książka zawdzięcza tytuł i tekst tłumaczce, Jadwidze Jędryas z Dwóch Sióstr, która przełożyła oryginalnego Crabtree autorstwa Amerykanów Jona i Tuckera Nicholsów. Kapelusze z głów, bo to właśnie poczuciu humoru pani Jędryas zawdzięczamy wdzięk promieniujący od Szczęki Alfreda. Zaczyna się zawiesiście:
Pewnego pięknego jesiennego dnia Alfred Bębenek obudził się i odkrył, że zgubił swoją sztuczną szczękę.
Powiesił na najbliższej poczcie ogłoszenie "ZAGINĘŁA SZCZĘKA", ale stwierdził, że nikt go nie zauważy.
Zaczął więc przeszukiwać wszystkie swoje rzeczy.
     Zaginięcie szczęki ma daleko idące konsekwencje, tak jak niegdysiejsze zagubienie okularów przez pana Hilarego. Alfred nie biega i nie krzyczy jak histeryk, ale zabiera się do przetrząsania swego stanu posiadania:


     Niewiele to daje, ale już orientujemy się, że z Alfreda jest niezły zbieracz i bałaganiarz. Z każdą nową rzeczą wiemy o nim coraz więcej. Jest łakomczuchem, może trochę poetą? Ma siostry. Lubi kaczki. I psy - ma do nich niezwykle osobisty, ciepły stosunek. Lubi świętować.     
     Gdy chaotyczne działania donikąd nie prowadzą i szczęki nadal nie ma, siostra Mira wypowiada radę epokową: posortuj według kategorii, a to, co zostanie na końcu, jest twoją sztuczną szczęką. Dobra rada, ale czy nie jest to przypadkiem porywanie się z motyką na słońce? Próbujemy świat uporządkować, a on uparcie się nie daje. Za dużo go trochę, jest zbyt rozmaity. Wprowadzamy szafy, a w nich szuflady, w szufladach pudełka, a w nich przegródki. Fundament ładu - pojęcia! kategorie! systematyka! Jednak czy same kategorie są na zewnątrz czy w naszych głowach (bo wiedza wymaga wiedzącego)?

  
Wynikają tylko z percepcji? Muszą uwzględniać rozmaite wyjątki przeczące regule? Czy kategorie są obiektywne, czy też zależą od stanu wiedzy, kultury, świadomości?


     
     I czy nasze działania mają w ogóle sens? Skoro i tak zaraz bałagan znów nas ogarnie?




     Widzę w tej obrazkowej książce pewien rodzaj absurdalnego humoru, który lubię u dorosłych autorów: Rabelais, Hurtauta, Borgesa. Przejawia się w tworzeniu zbiorów obelżywie fantastycznych, jak też igrających z ideą nadrzędnej cechy porządkującej. Rabelais zbierał przekleństwa, Hurtaut bąki, a Borges fantastyczne stworzenia, wszyscy zaś opisywali je z namaszczeniem, parodiując styl naukowy. Opisywanie, segregowanie, katalogowanie. O tak, szaleństwo katalogowania! A tutaj kpiarsko świecą te wstydliwe trzecie zęby...
     Coś niesłychanie ujmującego emanuje z tej książki. Każdy przedmiot z bałaganu Alfreda to mikrogram życia. Każdy zahacza o wspomnienie lub emocję, a wszystkie razem mówią wiele o właścicielu. Jakie to bliskie - w dziecięcej szufladzie wszystko jest najważniejsze. Skrawki gazet, rysunki spiętrzone w kupę, nakrętki, kulki plasteliny, papier od prezentów, zagryzmolone zeszyty. Nad wszystkim można się pochylić - to dlatego porządkowanie trwa czasem cały dzień. Bo gdy otworzymy naszą szufladę z różnościami, wpadają nam w dłonie stare bilety kolejowe, kartki od przyjaciół, drobne pamiątki z wyjazdów. Przeglądać to oznacza przeżywać jeszcze raz. 
     Co mówią o nas te szuflady? Czemu Leopold Bloom siedział nad swoimi szufladami wieki całe, a Joyce uznał za ważne pokazać te marności, zanudzić nas tą nieistotnością?* 


     Po wewnętrznej stronie plakatu widnieje COŚ z opisem "nie mam pojęcia, co to jest". Pyszna kpina z celowości, prztyczek w nos dla dorosłych! Po co jest ta książka? Czy ma nauczyć dziecko porządku, albo nie daj Boże, filozofowania o porządku? Przypominam sobie kpiący ton Grzegorza Leszczyńskiego mówiącego: o dorośli hipokryci, sami czytacie książki po postu żeby czytać (idzie się, żeby iść), a dzieciom tego odmawiacie. I jeszcze: książka, która podoba się dorosłemu, to najgorsza książka dzieciństwa. Oczekujemy, że książka będzie coś robić z małym czytelnikiem, coś mierzalnego, co uchwyci dorosły wtrącający się nieustannie między dziecko i tekst/obraz. I czujemy rozczarowanie, nie widząc natychmiast efektów. 
     Zamiast dalej dawać książce alibi w postaci sposobów użycia, dam najmocniejsze: szczerze polubiłam Alfreda. Której to przyjaznej zażyłości i wam życzę (ale jako książka dla dzieci do poczekalni gabinetu dentysty Szczęka Alfreda nada się koncertowo).
     Na deser animacja do Crabtree:


* "Co zawierała pierwsza szuflada, którą otworzył kluczem? kawałek czerwonego, częściowo stopionego laku (...) pudełko zawierające pozostałości grosa złoconych stalówek typu "J", pochodzące z tego samego źródła w tej samej firmie: stara klepsydra, która odwracała piasek (...) bilet z kiermaszu N° 2004, pochodzący ze sprzedaży dobroczynnej na św. Kevina, cena 6 pensów. 100 nagród: dziecinny list, datowany, małe pe poniedziałek, treść: duże pe Papli przecinek duże Jot Jak się masz znak zapytania duże jot Ja mam się bardzo dobrze kropka nowy wiersz podpis z esami floresami duże em Milly bez kropki: broszka z kameą, własność Ellen Bloom (z domu Higgins) (...) wycinek z angielskiego tygodnika Społeczeństwo Współczesne, temat, kara chłosty w szkołach dla dziewcząt: różowa wstążeczka, która ozdabiała jajko wielkanocne w roku 1899" James Joyce, Ulisses



autor: Jon i Tucker Nichols
tytuł: Szczęka Alfreda
przekład: Jadwiga Jędryas
wydawnictwo: Dwie Siostry
rok wydania: 2016

Komentarze

  1. Piszesz "szczerze polubiłam", niebezpiecznie wcześniej zaznaczając "książka, która podoba się dorosłemu, to najgorsza książka dzieciństwa." ;)

    Sugerujesz filozofowanie o porządku i negatywnie wartościujesz "alibi w postaci sposobów użycia" ;)

    Pewnie, że miło jest iść dla samego chodzenia, ale jednak zawsze dokąd dochodzimy (albo wracamy)...

    Super, że pojawiają się kontrargumenty :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, bo widzisz, ja jestem tym wyjątkowym dorosłym :))
    Oczywiście to, o czym pisze Leszczyński to jest prowokacja, przejaskrawienie, ale takie, które skłania do myślenia o tym, czego jako dorośli oczekujemy od książek dla dzieci i od dzieci jako czytelników. Zdanie Leszczyńskiego, cytat zresztą, uzupełnia poprzednie, o hipokryzji - książka która podoba się dorosłemu to w tym kontekście książka służebna, z której coś trzeba wyciągnąć (najlepiej naukę), taka, której nie czyta się jedynie dla przyjemności czytania, bez konieczności dawania świadectwa, co tam w środku, w człowieku, się zdarzyło. Mądra, piękna, wartościowa - nie po prostu fajna. Książki dla dorosłych mogą być fajne, a dla dzieci muszą być mądre :)

    Sugerujesz filozofowanie o porządku i negatywnie wartościujesz "alibi w postaci sposobów użycia" ;) - o, mój chleb powszedni to wymyślanie książkom sposobów użycia i czyhanie na feedback ;))
    Nie ma to jak pisać recenzję na tyle akapitów, żeby pod koniec sobie zaprzeczyć :D
    Tak naprawdę to i nauka i filozofowanie mogą być i bywają bardzo przyjemne. Ale dopuszczam możliwość zredukowania tej książki do bardzo prostych rozkoszy: szczerego chichotu z kulturalnych zdań pani Jędryas połączonego ze zdziwieniem, ileż to rzeczy można mieć w domu. Albo przyjemności rekonstruowania Alfreda na podstawie przedmiotów (to się chyba nazywa profilowanie :) )
    Chodzenie dla chodzenia chyba nazywa się flanerowanie i jest postawą przyjemności z przechadzki bez obsesji miejsca docelowego :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan