ROBIĄC PORZĄDEK W PAMIĘCI - KSIĄŻKI O WIOŚNIE DLA KILKULATKÓW
Kalendarz mi mówi: JUTRO. Niby widziałam krzak gorejący listkami w szczerym polu burej trawy. Niby widzę na ulicach dziewczęta w wiosennych płaszczach, ale temperatury bliskie zera każą w nich widzieć cudowne wariatki. Serce pragnie, przyroda nie nadąża. Może zbiorowy wysiłek coś da, może przeczytanie książek o wiośnie będzie rytuałem wzywającym ją tak, jak spalenie marzanny...? Robiąc wiosenny porządek w głowie, przypominam książki o wiośnie dla tych czytelników, którzy dopiero zaczynają postrzegać zmianę i dla tych, którzy już nauczyli się czekać na kolejną wiosnę.
1. Dla trzylatków, ale i młodszych nieco, jeśli zaakceptują ten gąszcz, jest Wiosna na ulicy Czereśniowej z cyklu pięciu książek Rotraut Susanne Berner o ulicy Czereśniowej, wydanej przez Dwie Siostry.* Wielkoformatowy karton bez tekstu z planszami, które można oglądać niezależnie od siebie, ale też linearnie. Młodsze, oglądające klarownie zbudowane rozkładówki, nazywają, rozpoznają i wyszukują, uczą się kolorów, kształtów, relacji między obiektami. Jeśli oglądać książkę od początku do końca, jak tradycja każe, plansze wiodą nas od przedmieść do centrum, pokazując różne aspekty miasta i bohaterów, którzy idą dokądś i którym się coś przytrafia. Starsze dzieci snują więc coraz bogatsze narracje, rozpoznając związki przyczynowo-skutkowe. A jeśli są posiadaczami więcej niż jednej części...
... zauważą, że od poprzedniej książki, czyli zimy, coś się na niezmiennym układzie kadrów z ulicy Czereśniowej zmieniło! Na drzewach, przykrytych do niedawna śniegiem z powodu golizny, widać zieleń i kwiaty, coś zielonego zaczyna też wychodzić spod ziemi na grządkach w ogrodach. Ludzie zrzucili ciepłe ubrania, kupują kwiaty i owoce z ryneczku, malują mieszkania i porządkują. Szeroko otwierają okna. Bocianom w gnieździe pojawiło się coś, co wymaga ich uwagi. Czy to samo dzieje się w rzeczywistości otaczającej dziecko?
2. Dla plustrzylatków, w każdym razie dla dzieci, które wysłuchają jednolitej dłuższej opowieści, jest Wiosna w Bullerbyn Astrid Lindgren (tekst) i nieocenionej Ilon Wikland (ilustracje). Trzy dziewczynki i trzech chłopców z małej wioseczki Bullerbyn plus nieokiełznana Kerstin na doczepkę cieszą się wiosną! A ona przychodzi powolutku, z delikatną młodą trawą, z kałużami i błotem, z tym cudownym pomieszaniem piekącego słońca i chłodu. To wiosna, jaką pamiętam z dzieciństwa.
Prosty tekst Astrid przekazuje zawiesistą radość wiosny. Tyle życia dookoła! Rodzą się jagnięta, kwitną narcyzy w ogrodzie. A w dzieciach wzbiera szaleństwo, które każe garściami rwać kwiaty, skakać z dachu drewutni i tańczyć do upojenia wokół ogniska. Wspaniałe są realistyczne ilustracje Ilon Wikland, uwielbiam zestaw: spodenki, sweterek, kalosze i rumieniec! I tę delikatną chłodną przejrzystość nieba.
3. Przenieśmy się na inną ulicę Czereśniową i zapukajmy do innych książkowych drzwi: do książki Pameli Travers Mary Poppins wraca. W drugim tomie cyklu o zadartonosej niani znalazłam jedno z najwspanialszych opowiadań o nadejściu wiosny, jakie czytałam. To opowieść zatytułowana Noasia. W tej historii wiosna uparcie nie chce nadejść. Śnieg, który miesiąc wcześniej ucieszyłby powieściowe dzieci, teraz je irytuje. Mary zarządza nagłą wyprawę do parku.
A tam na trawniku spoczywa wielki drewniany statek. Zamieszkuje go znajoma Mary - Noasia. Statek (czyż nie byłoby stosowniej nazwać go arką?) wypełniają przedmioty misternie wyrzeźbione z drewna, które Noasia maluje farbą. Dzieci, słyszące, jak Noasia umawia się z Mary na tajne nocne spotkanie, po kryjomu idą za swoją nianią. Są świadkami działań niezwykłych i trudnych do wytłumaczenia:
4. Urzekający motyw "robienia wiosny pędzlem" z zachwytem odkryłam po latach w pięknej, klasycznej opowieści o porach roku Dzieci korzeni Niemki Sibylle von Olfers z 1906 roku, a więc w książce starszej niż Mary Poppins (znanej dzieciom na świecie, więc może również Pameli Travers?). Opowieść o dzieciach ziemi, w której jednemu obrazowi towarzyszy jedna strofa wierszyka, czytać możemy już trzylatkom, bo wypełniają ją czynności proste i codzienne, które tutaj mają jednak głęboko symboliczny wymiar: sprzątanie, szycie nowych ubrań, odnawianie, pielęgnowanie.
Książka wsączy dzieciom do głów obrazy utrzymane w stylu secesyjnym, ciemnawe, symetryczne, w subtelny sposób akcentujące mistykę tej pory roku. To mistyka głęboko zakorzeniona w doznaniach ciała - kto ją lepiej odczuje niż dzieci, które korzenie i ziemię mną w rękach i z bliska obserwują? Książkę wznawia młodziutkie krakowskie wydawnictwo Przygotowalnia, tekst przełożyła Marta Woszczak. Premiera jutro - w pierwszy dzień wiosny!
Prosty tekst Astrid przekazuje zawiesistą radość wiosny. Tyle życia dookoła! Rodzą się jagnięta, kwitną narcyzy w ogrodzie. A w dzieciach wzbiera szaleństwo, które każe garściami rwać kwiaty, skakać z dachu drewutni i tańczyć do upojenia wokół ogniska. Wspaniałe są realistyczne ilustracje Ilon Wikland, uwielbiam zestaw: spodenki, sweterek, kalosze i rumieniec! I tę delikatną chłodną przejrzystość nieba.
3. Przenieśmy się na inną ulicę Czereśniową i zapukajmy do innych książkowych drzwi: do książki Pameli Travers Mary Poppins wraca. W drugim tomie cyklu o zadartonosej niani znalazłam jedno z najwspanialszych opowiadań o nadejściu wiosny, jakie czytałam. To opowieść zatytułowana Noasia. W tej historii wiosna uparcie nie chce nadejść. Śnieg, który miesiąc wcześniej ucieszyłby powieściowe dzieci, teraz je irytuje. Mary zarządza nagłą wyprawę do parku.
A tam na trawniku spoczywa wielki drewniany statek. Zamieszkuje go znajoma Mary - Noasia. Statek (czyż nie byłoby stosowniej nazwać go arką?) wypełniają przedmioty misternie wyrzeźbione z drewna, które Noasia maluje farbą. Dzieci, słyszące, jak Noasia umawia się z Mary na tajne nocne spotkanie, po kryjomu idą za swoją nianią. Są świadkami działań niezwykłych i trudnych do wytłumaczenia:
Ze stosu malowanych drewnianych przedmiotów Noasia i Mary zaczęły wydobywać długie gałązki, z których strzelały listki, i obydwie, wznosząc się w powietrze, przymocowywały je szybko do nagich, oszronionych gałęzi drzew. Gałązki o zielonych listeczkach zdawały się z łatwością przylegać do drzew, gdyż wystarczała jedna chwila, aby je przytwierdzić. (...) I w jednej chwili każde drzewo pokrywało się od góry do dołu drewnianymi gałązkami obsypanymi liśćmi, a wszystko to było delikatnie spryskiwane zieloną farbą ze słoika, w którym wuj Kręciołek raz po raz zanurzał pędzel.A następnego dnia, po nocnych działaniach Mary, Noasi i wuja Kręciołka, wszyscy w mieście widzą Wielką Zmianę. Sześciolatkowie i starsze dzieci, którym zechcecie to przeczytać, albo te, które samodzielnie spotkają Mary Poppins, zapamiętają instrukcję na drzwiach arki: PUKAĆ TRZY RAZY I PÓŁ.
4. Urzekający motyw "robienia wiosny pędzlem" z zachwytem odkryłam po latach w pięknej, klasycznej opowieści o porach roku Dzieci korzeni Niemki Sibylle von Olfers z 1906 roku, a więc w książce starszej niż Mary Poppins (znanej dzieciom na świecie, więc może również Pameli Travers?). Opowieść o dzieciach ziemi, w której jednemu obrazowi towarzyszy jedna strofa wierszyka, czytać możemy już trzylatkom, bo wypełniają ją czynności proste i codzienne, które tutaj mają jednak głęboko symboliczny wymiar: sprzątanie, szycie nowych ubrań, odnawianie, pielęgnowanie.
Książka wsączy dzieciom do głów obrazy utrzymane w stylu secesyjnym, ciemnawe, symetryczne, w subtelny sposób akcentujące mistykę tej pory roku. To mistyka głęboko zakorzeniona w doznaniach ciała - kto ją lepiej odczuje niż dzieci, które korzenie i ziemię mną w rękach i z bliska obserwują? Książkę wznawia młodziutkie krakowskie wydawnictwo Przygotowalnia, tekst przełożyła Marta Woszczak. Premiera jutro - w pierwszy dzień wiosny!
5. Żabek i Ropuch - te dwa płazy znam od niedawna, ale polubiłam je z całego serca! Arnold Lobel, Amerykanin historyjki napisał i zilustrował, zaś Wojciech Mann z wielką swadą dla Wydawnictwa Literackiego je przełożył. Opowiadania Lobela są dla mnie przykładem alchemii słowa: na przestrzeni krótkiego tekstu potrafi on narysować wyrazistych bohaterów i tło, opowiedzieć historię dowcipną, o sporym ładunku myśli, działającą na różnych wiekiem odbiorców. Czterolatkowie się tym uraczą (czytający na głos rodzice też) ale i starszaki - dzieci od niedawna czytające samodzielnie - dzięki prostocie i dużej czcionce będą mogły zgłębiać słowny staw Arnolda Lobela.
W zbiorku zatytułowanym Przyjaźń mamy jedno akurat na teraz - Wiosnę. Leniwy i nieco depresyjny Ropuch nie chce się we właściwym czasie obudzić. Żwawy Żabek musi więc wymyślić podstęp. Jako że Ropuch bardziej ufa kalendarzowi niż pogodzie, Żabek będzie musiał... Może od tej pory każda zimna żabka i każda ospała ropucha z ogrodu wzbudzą dziecięcą czułość.
Tytuły można by mnożyć. Jednak kalendarz mówi mi coś jeszcze. Jutro Światowy Dzień Poezji. A polszczyzna ma w sobie wiośniany potencjał. Zachwycam się homonimem "pęd" z pewnego poetyckiego zdania. Pęd jest zielony jak gałązka. Pęd to jest też niebywała moc wyciągania się w górę, anarchistycznego rozbijania jajek od środka. Z okazji dnia poezji oddam głos komuś znacznie bardziej ode mnie kompetentnemu, mistykowi literackiemu, który z prozą robił czary:
Cieszcie się słowami Schulza, sięgnijcie po więcej i zróbcie sobie oprócz święta wiosny dzikie święto języka! Jako bonus zajawka z tegorocznej wiosny, potwierdzona własnym telefonem przez Małgosię. Każda wiosna tak się zaczyna, od tych horoskopów ogromnych i oszałamiających, nie na miarę jednej pory roku, w każdej - żeby to raz powiedzieć - jest to wszystko: nieskończone pochody i manifestacje, rewolucje i barykady, przez każdą przechodzi w pewnej chwili ten gorący wichr zapamiętania, ta bezgraniczność smutku i upojenia szukająca nadaremnie adekwatu w rzeczywistości.
My zdjęłyśmy z półki wiosenną Lottę. :)
OdpowiedzUsuńW tym roku początek kalendarzowej wiosny zbiegł się ze świętami Wielkiej Nocy! A mój siostrzeniec nie wie, że dostanie Astrid Lindgren w prezencie :D
OdpowiedzUsuń