CZARY NA BIAŁYM Magdalena Mrozińska i Maria Dek

     Pisząca Magdalena Mrozińska i rysująca Maria Dek, skradły moje serce Paskudkami słowiańskimi. Pasjami lubię współczesne wcielenia słowiańskich wierzeń i rodzimych legend, a Paskudki to rzecz wyjątkowo wdzięczna (o, tu się nazachwycałam). W tym roku panie zrobiły opowieść Czary na białym wydaną przez Warstwy, rekomendowaną jako "poetycka".  

 
     Zaskoczył mnie duży format (185-255mm). Krój pisma - Unna - subtelny. Matowy papier o dużej gramaturze kojarzy się raczej z picturebookami niż z powieścią - świetnie za to prezentują się na nim przybrudzone kolory kredek i farbki/tusz Marii Dek. Nietypowy jest sposób łamania tekstu: czasem na kolejnych stronach jest go niewiele, a wyodrębnione są raczej obrazy poetyckie niż dalszy ciąg historii. Oczywiście są rozkładówki tylko z ilustracjami, całe połacie papieru służą temu, żeby Maria Dek mogła pięknie szaleć (czasem rozkładówki z ilustracjami zwyczajnie wybijały z rytmu czytania!). Ta książka śle dyskretne wizualne sygnały "jestem inna niż wszystkie". I na pewno jest wyczekanym dzieckiem Autorek.
    Trudno streścić tę fabułę, mimo wszystko spróbuję. Szkolna stołówka. Niejaka Zuzka, dziewczę raczej mniej sympatyczne, palcem zdejmuje kożuch ze swego kakao. Spłukuje go w zlewie i - w tym momencie trach, przestajemy zwracać uwagę na Zuzkę, uwaga kieruje się na kożuch. Jednak teraz to już jest Kożuch przez duże Ka, główny bohater tej historii. Myśli, mówi, czuje, zyskuje wyobraźnię i dokądś dąży. Los, w asyście ryby w zielonym surducie, miota nim przez mleczne morze na pewną wyspę. Tam mieszka kilkoro innych bohaterów, tak jakby życiowych rozbitków. 
      Lubię historie niestandardowe, ale mam spory kłopot z tym ekstrawaganckim tekstem. Wydaje mi się, że Magdalena Mrozińska nie tyle uwolniła wyobraźnię, ile postanowiła realizować eksperyment kompletnego zerwania z przewidywalnością. Pozytywnym aspektem tego zerwania są "śmieciowi" bohaterowie (znów piątka, jak u Alemagna i Erlbrucha!). Kożuch, czyli bleee. Koralik, co miał być na szczęście w dziecięcej kieszeni, a teraz kolekcjonuje buty. Laleczka, już nie z zestawu, pielęgnująca ogród. Kafelek, kanciasty, skądś odłupany. No i Szypułka, która strasznie się rządzi. Każde z nich trochę się boi być bohaterem we własnym życiu, czyli przeżywać przygody, słuchać i być słuchanym.
     Razem Piątka przeżywa przygody nadzwyczajne i codzienne: odkrywają cuda jaskini w skałach, depczą purchawki (uwaga przy okazji, jako ze sama pasjami deptałam: kapelusze purchawek są dość trudne do wyodrębnienia, nie bez kozery Mickiewicz porównał je do pieprzniczek...) urządzają konkurs talentów będący też festiwalem akceptacji.  Bohaterowie są bezbronni i ujmujący, ale chwilami sztucznie teatralni. I nie jest to senna manieryczność Kapelusznika czy Morsa od Carrolla.   



     Odkrywanie logiki przygód bohaterów Czarów na białym jest, niestety, zajęciem pracochłonnym. Bo te przygody nie mają tradycyjnej hierarchii. Wyprawa do tajemniczej jaskini jest tu tak samo ważna jak opowieść przy herbatce. Nic w tym złego! Przeciwnie - to Autor jest bogiem powieści i on nadaje przygodom znaczenie, lekceważąc czytelnicze uwarunkowania! Ale kazać bohaterom odkryć jaskinię, prowadzić ich przez błoto, kazać oglądać monumentalne podziemne drzewa, prowadzić dalej, pozwolić odnaleźć skarb, zabronić pazernego zbierania po to, żeby się wykąpać, wyjść i wykąpać się ponownie? Banalizuję celowo, streszczając w ten sposób. A jednak...



     ...jednak piętrzące się ekstrawagancje z jednej strony, a z drugiej zaś moje problemy z rozpoznaniem ważności i chronologią zdarzeń sprawiały, że zastanawiałam się: co ja właściwie widzę? Jakie znaczenie ma dany element dla całości opowieści? Co się kiedy odbyło? Po co się to stało? Ile czasu potrzebowali bohaterowie na niektóre rzeczy? Pokornie chylę głowę, może historia jest nowatorska, a ja niekumata. Wolałabym to drugie niż poczucie, że autor nadrabia poetyckością kłopoty z opowiedzeniem spójnej i klarownej historii. 
     Recenzentce "Rymsa" bohaterowie przypomnieli o towarzystwie z Alicji w krainie czarów. Ja tu widziałam lśniące powidoki Muminków. Osobność bohaterów. Dom Kożucha na końcu pomostu jak dom Too-tiki. Ilustracje jak akwarele Tove do Niebezpiecznej podróży. Jest w tych obrazach coś bardzo uwodzicielskiego i zaskakująco dobrze pasują do historii.



     Podsumowując. Od strony formy książka piękna. Ilustracje różnorodne, pięknie grają z tekstem. Historia pociąga humorem, ujmuje bohaterami, ale jest ostentacyjna w pracowicie robionej poetyckości. Poleciłabym dziewięcio-dziesięciolatkom, które ocenią jej odmienność. Bo książki przecież czyta się na tle, obok, w nawiązaniu... Czekam na kolejną książkę Magdaleny Mrozińskiej, kredyt zaufania wciąż ma. 
    

autor: Magdalena Mrozińska
tytuł: Czary na białym
ilustracje:
Maria Dek
wydawnictwo: Warstwy
rok wydania: 2016

   
    

 

Komentarze

  1. Nieparyżu, Nieparyżu, znowu zostawiasz mnie biednego czytelnika, w grypie, w rozdarciu, wyjść z łóżka i kupić czy może poczekać. Wiesz jak działa na mnie metafora Muminków :)) I przekonują mnie Twoje zdania o formie i ta zaczepność, że nie rozumiesz. Więc tak jak kupiłem Mapy, widziałem w ub. tygodniu nowe gdzieś, tak poddaję się Twojej zaczepności i kupię choć dla formy, bo skoro dajesz kredyt zaufania, to dla mnie jasne, można się wczołgać do tej jaskini. I kiedyś nauczę się Twojej wiedzy Nieparyżu, łapania kontekstów, skojarzeń. Wyrzucałaś kiedyś kożuch za kakao?, ja na talerzyk, wiedziałem że żyje :)
    Nieparyżu, powinni Cieę wpisać na listę polecacza książek dla najlepszych ich odbiorców, bo wiele rzeczy przelatuje obok i tak bym nawet nie wiedział o kożuchu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niech wpiszą na listę, nie mam nic "naprzeciwko" :)

      Usuń
  2. Ta książka to niestety dowód na to, że nawet mając dobrego ilustratora nie tak łatwo stworzyć dobrą książkę dla dzieci. Jest tu tak dużo finezji i epitetów, że aż niewiadomo o co w tym wszystkim chodzi. Raczej nie odważę się czytać tej książki swoim dzieciom, niech ewentualnie spróbują kiedyś same..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Samodzielna lektura to w tym przypadku słowo-klucz. Gust wyrabia się przygarniając i odrzucając książki :)

      Usuń
    2. Choć, a propos jeszcze jakości książek, ponoć najwięcej wrogów książek robią sami pisarze, pisząc złe i nieciekawe książki.Zwłaszcza na młodego czytelnika trzeba więc uważać, bo starszy nawet jak się zrazi, to jeszcze kilka razy szansę da..

      Usuń
    3. To prawda, ja myślę często kategoriami mojego pokolenia, to jest pokolenia czytającego dużo. Dla mnie i rówieśników słaba książka nie była traumą, po prostu nie zasługiwała na zapamiętanie. A dziś, kiedy o czytelnika walczy się (choć w mojej pracy mam wiele cudownych dowodów na to, jak działa edukacja lekturowa), miałka książka to może być przekreślenie szansy na czytanie w ogóle.

      Usuń
  3. Ciekawe... Poszukam w bibliotece za jakiś czas. Mleczny kożuch i poetyckość to dla mnie uderzająca sprzeczność! Straszliwy wstręt do kożuchów pielęgnuję w sobie od wczesnego dzieciństwa ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja do kożuchów jako takich nie mam nic, a tu sprzeczność celowa była i efekt szoku zamierzony...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci