WIRUSY Ewy i Natalii Karpińskich oraz Joanny Lenart

     Wirusy z krakowskiej Przygotowalni, podobnie jak lubiana przeze mnie seria "Na sygnale" Wojciecha Feleszki i Ignacego Czwartosa (Hokus-Pokus) oraz Cholera i inne choroby Łukasza Kaniewskiego (Poradnia K), mówią o rzeczy w największym stopniu nieprzyjemnej, czyli o chorobach. Rozmawianie z dzieckiem o chorobach jest w najwyższym stopniu właściwe, gdyż...    
     ...gdyż mały człowiek często jest przerażony tym, co się dzieje w jego ciele. Organizm, którego przecież jeszcze dobrze się nie zna i nie kontroluje, nagle odmawia posłuszeństwa, a ciało nie tylko boli, ale nawet wygląda inaczej. Wiwat edukacja! Pomysł znakomity, dać dziecku książkę edukacyjną, która wyjaśni, co się z człowiekiem w chorobie dzieje. Wyjaśnienie pomoże oswoić lęk, a dodatkowo, dzięki upartemu powtarzaniu określonych informacji, mamy szansę wsączyć do małych głów ważne zasady dotyczące higieny i postępowania w walce z chorobami. 




     Maleńka formatem książka Wirusy Ewy i Natalii Karpińskich, zilustrowana akwarelkami Joanny Lenart, przedstawia siedem popularnych wirusów wywołujących: ospę, odrę, różyczkę, grypę żołądkową, świnkę, bostonkę i opryszczkę. Wirusy, tutaj sympatyczne, wygadane i przyjazne, przedstawiają się dziecku, opowiadając o swoich dokonaniach w jego ciele: gorączce, wypryskach, biegunce i innych sensacjach. Brawa za okulary przeciwsłoneczne na pyszczku odry - bezbłędnie koduje się światłowstręt.



     Każdy rozdział opatrzony jest ilustracją dziecięcego ciała, na które - i to niewątpliwie atrakcja książki - można nałożyć folię z objawami: wysypką taką i siaką, opuchlizną, opryszczkowymi strupkami. Oglądanie "ciała przed" i "ciała w trakcie" to niezła zabawa, oswajanie tematu bądź co bądź drastycznego, a poza tym oczywiście instruktaż, na co zwracać uwagę (szczęście z folii byłoby pełne, gdyby wysypki był bardziej zróżnicowane). 




     I tutaj brawa za nieustanne powtarzanie przedszkolakom i młodszym szkolniakom słów kluczowych: szczepienia, mycie rąk, osobne naczynia i sztućce, izolacja. Tak, moi drodzy, chorych izolujemy dla dobra zdrowych (przenoszenie chorób!) i dla dobra chorych (infekcja osłabia i czyni podatnym na dalsze zakażenia). Wirusłownik, który mieści się na początku książki i zawiera pojęcia związane z chorobami, mógłby tę informację uwzględnić. Izolacja nie powinna być natomiast kojarzona ze staniem w kącie za karę. Dziecięca perspektywa nie powinna dominować w książce bądź co bądź edukacyjnej.



      
      Teraz do głosu dochodzi popsuj-zabawa. Próbuję oszacować wartość konwencji "przyjaznej" książki, w której do dzieci mówią uczłowieczone zadziorne wirusy we własnej osobie. Trochę straszą, a trochę się  przyjaźnią, trochę są dumne ze szkód, a trochę pomagają - instruując. Generalnie są milusie i proszą "przygarnij mnie!" Zastanawiam się, w jakim wieku musi być dziecko, żeby złapać konwencję, czyli żeby nie pozwolić wywieść się w pole, naiwnie utożsamiając miłe z dobrym. Wirusy przypomniały mi o giantmicrobes, które kilka lat temu pojawiły się na rynku. HIV, ebola, trąd, cholera czy dżuma zyskały milusią, pluszową postać. Ale to były zabawki dla dorosłych, przewrotność pomysłu doceniało się, zestawiając łagodną bliskość pluszowej przytulanki i skrajnie niszczycielski charakter wirusa.
     Unikanie drastyczności powoduje, iż efekty działania wirusów przedstawiane są jako uciążliwe, ale, poza powikłaniami, niegroźne brojenie. Cóż, biegunka wówczas jest niegroźna, jeśli się nie odwodnimy. Opryszczka atakująca oko może doprowadzić do ślepoty. Ospa może się jednak powikłać i doprowadzić do...* 
     Ej! Rzetelne edukowanie nie musi być straszeniem. Można uczłowieczać wirusy z bezbłędnym edukacyjnym skutkiem - pamiętacie serial "Było sobie życie"? Tak często obcowaliśmy tam z dwójką bęcwałów-zarazków, która starała się zepsuć organizm, że traktowaliśmy te działania jako ich życiową misję, a ich samych jako pełnoprawnych, ale jednak złych bohaterów. I przecież i tak kibicowaliśmy limfocytom!    
     
     Podsumowując: brawa za intencję oswajania tematu, za folie odczarowujące objawy, za próby stworzenia wirusłownika i podkreślanie znaczenia higieny - dzięki przyjemnej książce dziecko koduje więcej. Minus za nierzetelności (biegunka, izolacja) wynikające z przyjęcia dziecięcej perspektywy. Wolę perspektywę dziecko kontra wirus niż dziecko kontra dorosły...

* konsekwencją lekceważącego stosunku do "niegroźnych wirusów" pomysły takie, jak ospa party.


autor: Ewa i Natalia Karpińskie
tytuł: Wirusy
ilustracje:
Joanna Lenart
wydawnictwo: Przygotowalnia
rok wydania: 2016
wiek: +/- 6
 


      

Komentarze

  1. I taką Cie Nieparyżu lubię najbardziej; i zachwyt, i racjonalność, nic tylko wsłuchiwać się w Twoje podpowiedzi i przy odrobinie talentu można napisać naprawdę dobrą książkę. I se, a co odrobina balansu na języku, kupię Wirusy i powiem Ci jak tam moje Wirusów odbieranie, trochę w szpitalu pobyłem :) Dziękuję za trop i wskazówki

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci

Dziesięć książek na Dzień Dziecka