Zamiast
W Nieparyżu po kilku miesiącach pisania wciąż prawie nie ma dorosłej literatury. Ktoś mógłby odnieść wrażenie, że nie czytam książek dla dorosłych, nie sprawiają mi przyjemności albo nie znajduję nic, o czym warto by mówić. Ale to rzecz bardziej skomplikowana. Jeśli chodzi o dorosłe książki, łatwiej pisać o takich, które podobają mi się umiarkowanie. Często mam wrażenie, że nie potrafię mówić jednocześnie precyzyjnie i pięknie, że słowa nijak się mają do książki, o której piszę, nie są - tu termin z prywatnej mistyki lektury - adekwatne, przystające, nie oddają jej sprawiedliwości. Ta nieprzystawalność to stałe wrażenie, że szczególnie udana książka wymyka się opisowi. To zupełnie subiektywne poczucie - moje praktyczne przeżuwanie teorii niewyrażalności. W rezultacie pisanie jest dla mnie okrążaniem, tęsknieniem, próbowaniem. Taktownym, by nie popaść w sentymentalizm i nie zakrzyczeć tego, co się czyta. Lubię czytać recenzje precyzyjne i zwarte, ale jednak najmocniej inspirowało mnie pisanie rozchwiane i rozgałęziające się: Bachelard, Barthes.
A więc czego w Nieparyżu nie ma, a co się może pojawi?
A więc czego w Nieparyżu nie ma, a co się może pojawi?
Zawsze chciałam napisać o cyklu Gormenghast, fenomenalnych książkach, u nas znanych słabo, wydawanych onegdaj w "białej serii" Wydawnictwa Literackiego, później przez Zysk i s-ka, które to książki WL przypomniało w stulecie urodzin Mervyna Peake. Przeczytałam je w dzieciństwie i pojedynek pana Flaya z kucharzem Swelterem wstrząsnął mną bardziej, niż przygody Bilbo Bagginsa w Mrocznej Puszczy. Miniserial BBC obejrzałam i nie spodobał mi się, jest przerysowany nie w tę stronę, co trzeba. Groteska, sarkazm i czułość Peake'a w stosunku do własnych bohaterów zamieniły się w żonglowanie dziwnościami. W serialu ten, kto jest najmniej groteskowy, jest zarazem najbardziej sympatyczny. A u Peake'a to przecie tak nie było. Wywiało gdzieś poetyckość i piękno.
Chciałam napisać o motywie zniszczenia biblioteki: tej z Gormenghast, tej z Imienia róży, z Auto da fe Canettiego. W ogóle bohaterowie Canettiego i Peake'a są podobni (dziwadła), choć Canetti ze swoich szydzi; tragiczni nieudacznicy, co do jednego.
Chciałam napisać o Lemie, szczególnie o Wysokim Zamku, który pełen jest obcych Lemowi artykulacji niemocy pisania, przy jednoczesnej doskonałości tego, co czytamy. Ta książka jest nielemowa, bo piszący wierzy w porozumienie dwóch subiektywności: pisarza i czytelnika, zamiast tworzyć transparentny, jasny, nieuwodzicielski przekaz. Jest ewokowaniem, piętrzeniem pytań.
Ostatnio chciałam pisać o kilku książkach: Takiej pięknej żałobie Hrabala, Życiu dużym i małym Macha, Konstelacjach Mitchella, Strasznie głośno niesamowicie blisko Foera, To Kinga.
Zachwycił mnie Arthur i George Barnesa. Precyzja tej książki, spokojny tok narracji i bogactwo pytań, jakie stawia.
Wciąż wierzę, że napiszę o Tomaszu Piątku. Lubię łobuza. Cieszy mnie każda jego książka. Poza Antypapieżem.
Wpadła mi w ręce książka Sylvie Courtine-Denamy Trzy kobiety w dobie ciemności. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie, bo sobie wiele po niej obiecuję.
A na koniec posta, który nie powinien powstać: chcę pisać o pisarzu, którego lubię niesamowicie. Mam do niego osobisty, narkotyczny stosunek. Kilka jego powieści przechodzi z powodzeniem próbę kilkukrotnego czytania, choć suspens u niego - rzecz arcyważna. Popularny, po wielokroć tandetny, momentami błyskotliwy - Stephen King. Uosobienie przyjemności lektury.
Tak więc... go on! Na początek będzie cholernie dorośle - hm - Pamiętnik Blumki :) Moja nagroda za miesiąc ciężkiej pracy!
Chciałam napisać o motywie zniszczenia biblioteki: tej z Gormenghast, tej z Imienia róży, z Auto da fe Canettiego. W ogóle bohaterowie Canettiego i Peake'a są podobni (dziwadła), choć Canetti ze swoich szydzi; tragiczni nieudacznicy, co do jednego.
Chciałam napisać o Lemie, szczególnie o Wysokim Zamku, który pełen jest obcych Lemowi artykulacji niemocy pisania, przy jednoczesnej doskonałości tego, co czytamy. Ta książka jest nielemowa, bo piszący wierzy w porozumienie dwóch subiektywności: pisarza i czytelnika, zamiast tworzyć transparentny, jasny, nieuwodzicielski przekaz. Jest ewokowaniem, piętrzeniem pytań.
Ostatnio chciałam pisać o kilku książkach: Takiej pięknej żałobie Hrabala, Życiu dużym i małym Macha, Konstelacjach Mitchella, Strasznie głośno niesamowicie blisko Foera, To Kinga.
Zachwycił mnie Arthur i George Barnesa. Precyzja tej książki, spokojny tok narracji i bogactwo pytań, jakie stawia.
Wciąż wierzę, że napiszę o Tomaszu Piątku. Lubię łobuza. Cieszy mnie każda jego książka. Poza Antypapieżem.
Wpadła mi w ręce książka Sylvie Courtine-Denamy Trzy kobiety w dobie ciemności. Mam nadzieję, że mnie nie zawiedzie, bo sobie wiele po niej obiecuję.
A na koniec posta, który nie powinien powstać: chcę pisać o pisarzu, którego lubię niesamowicie. Mam do niego osobisty, narkotyczny stosunek. Kilka jego powieści przechodzi z powodzeniem próbę kilkukrotnego czytania, choć suspens u niego - rzecz arcyważna. Popularny, po wielokroć tandetny, momentami błyskotliwy - Stephen King. Uosobienie przyjemności lektury.
Tak więc... go on! Na początek będzie cholernie dorośle - hm - Pamiętnik Blumki :) Moja nagroda za miesiąc ciężkiej pracy!
a ja z niecierpliwoscia canettiego wypatrywal bede
OdpowiedzUsuńi jak wiesz rozy imienia brzmien twoich
Czekam na wrażenia po lekturze "Blumki." A jakoś jesienią ma się ukazać "Ostatnie przedstawienie Panny Esterki." Kinga też lubię, bo chyba większość z nas lubi się bać...;)
OdpowiedzUsuńLubię Kinga, bo porusząjąco łączy strach ze smutkiem. Uwielbiam jego postaci kobiece: pięćdziesięciolatki, które rozpoczynają nowe życie, młode dziewczyny walczące o godność.
OdpowiedzUsuńPróbowałam obfotografować Blumkę po swojemu :D A wczoraj była premiera "Bezsenności Jutki" - ten cykl też lubię!
Anonimie, ale wiesz, że to żadne literaturoznawcze lotności nie będą... choć smęcę coraz osobiściej i chyba czas z tym skończyć :D
A niedawno przeczytałam o pannie Esterce z domu sierot Korczaka, jak przyjechała na pomoc pani Stefie i juz nie odjechała.
OdpowiedzUsuń