Co ma piernik do wiatraka? Idy Pierelotkin
Skończyło się panowanie króla Popielca. Marzannę już żeśmy topili wielokrotnie, niestety bezskutecznie. Nawet prima aprilis arcywyjątkowo połączony z lanym poniedziałkiem nie sprawił, że zima poszła tam, gdzie na nią czekają. A u mnie nastrój wiosenny, bo mam przed sobą Co ma piernik do wiatraka? Idy Pierelotkin. Późno przeczytane - książka ukazała się w 2011 roku. Aż strach pomyśleć, że mogła mnie ominąć!
Ida Pierelotkin ma nieco ponad trzydzieści lat, publikuje od lat ośmiu, głównie w Akapit Pressie. Jej debiutancka powieść Ala Betka nagrodzona została przez Fundację ABC "Cała Polska Czyta Dzieciom" w pierwszym konkursie im. Astrid Lindgren. Książkę, która przede mną leży, wydała warszawska Bajka.
Najpierw materialna postać tekstu. Format publikacji zbliżony do kwadratu. Kwadratowe książki - kilkakrotnie to podkreślałam - sprawiają mi osobliwą przyjemność. To sprawa subiektywna, jednak ile razy jest tak, że otwierając książkę, już jestem uwarunkowana tą pierwszą przyjemnością? Straszna piątka z Hokus-Pokus, Anastazy z Formatu, maleńki kieszonkowy Tristram Shandy - a tu na zmysły nakłada się kultura (obraz intelektualisty, który książki nosi poręczne i pokieszenne).
Najpierw materialna postać tekstu. Format publikacji zbliżony do kwadratu. Kwadratowe książki - kilkakrotnie to podkreślałam - sprawiają mi osobliwą przyjemność. To sprawa subiektywna, jednak ile razy jest tak, że otwierając książkę, już jestem uwarunkowana tą pierwszą przyjemnością? Straszna piątka z Hokus-Pokus, Anastazy z Formatu, maleńki kieszonkowy Tristram Shandy - a tu na zmysły nakłada się kultura (obraz intelektualisty, który książki nosi poręczne i pokieszenne).
Zdjęcia pochodzą z Polskiej Ilustracji dla Dzieci |
Ilustracje
stworzyła Aleksandra Kucharska-Cybuch. Wiatrak, w którym dzieje się coś
niezwykłego, to sugestywny obraz, prawda? Nie Krabatowy młyn, nie ten
od Szczygielskiego, nie latający Afanasjewów, tylko wiatrak czarownicy
Fo.
Na północny wschód od antypodów, na Oceanie Spokojnym, leży kraina zwana Mirbibelią. Ach, mówimy sobie, to przecież niedaleko mórz południowych, do których jechali Konrad wraz ze stryjem Rabarbarem dokładnie 35 maja! Mirbibelii nie można odnaleźć na mapach - wyspa zawsze chowa się gdzieś pod ich legendami. Globalna wioska, w której żyjemy, nijak się ma do Mirbibelii, bo to kraina na obrzeżach komunikacji i cywilizacji. Kontrast Mirbibelia a reszta świata jest subtelnie wygrywany; w tej krainie żyje się analogowo, z namysłem. Jest czas na smakowanie ciast, upajanie się zapachem kwiatów i czystego powietrza. Czas na esencjonalne rozmowy i opowiadanie bajek. Na wszelki wypadek (jaki?) mieszkańcy uczą się esperanto. I praktykują magię. Ba, czarodzieje zrzeszają się w cechy i mają czeladników. Ale tak naprawdę Mirbibelczycy nie chcą być odnalezieni...
W stolicy, mieście o dźwięcznej nazwie U, mieszka Pim, czeladnik cukierniczy. Do niedawna uwielbiał piec ciasta, ale od kiedy chciwi wujostwo zwietrzyli, że ich brzydki, nerwowy siostrzeniec to kurka znosząca złote jaja (dobrze, kogucik), zaczęły się dla Pima ciężkie czasy. Pracuje ponad siły, ciąży na nim ogromna odpowiedzialność. Wujostwo, właściciele cukierni Słodko i Jeszcze Słodziej, podsycają w nim poczucie winy i osamotnienia, przyczyniając się do tego, że chłopiec, z natury wyjątkowo nieśmiały, staje się dziwakiem. Ach, jak zjadliwie portretuje Pierelotkin słodkich wyzyskiwaczy! Ale razu pewnego, oddaliwszy się samowolnie na jarmark, Pim wygrywa nagrodę na loterii: podróż u boku prawdziwej wiedźmy. Nie wie, że jego niespodziewane szczęście to przegrana tejże czarownicy - wredna Fo przegrała z koleżankami partyjkę tałapaja i musi teraz w ramach "kary dla przegranej" zaprzyjaźnić się z jakimś dzieckiem. A że w dodatku zbliżają się okrąglutkie urodziny siostry, której Fo nie widziała od dobrych kilku lat, postanawia połączyć obie niezbyt przyjemne rzeczy i zabrać Pima do Fe, z którą jest skłócona.
Dla niej ta wyprawa to kara, a dla niego - prawdziwy cud. Oschła, popędliwa samotniczka będzie musiała znosić towarzystwo nadpobudliwego chłopca, mając w perspektywie spotkanie z siostrą, niegdyś utalentowaną wiedźmą, która porzuciła magię na rzecz posady kury domowej. Ach, jak diablo drażniący potrafi być nieustanny dziecięcy zachwyt światem! Będzie to dla Fo prawdziwa próba cierpliwości - bo czarownica nie przywykła do taktu i delikatności wobec kogokolwiek. Podróż przez Mirbibelię wpłynie na oboje bohaterów - mamy tu zatem prawdziwą powieść drogi, ze swobodą wędrowania, z łowieniem wrażeń, i przede wszystkim - ze ścieraniem się charakterów. A charaktery bohaterów odmalowuje Autorka tak, że czasami chcielibyśmy zmaterializować się na mirbibelskiej drodze i powiedzieć im co nieco, raz czule, kiedy indziej dosadnie. Pisarka niczego nie ułatwia, nie studzi ani nie cukruje.
Wspaniałą cechą pisania Idy Pierelotkin jest połączenie językowej finezji, inteligencji i cudownej wyobraźni. Czytelnicza uwaga skupia się na zdaniach jednocześnie poetyckich, precyzyjnych i pełnych humoru, żeby po chwili "zmienić ostrość" i przeskoczyć do malowanych w wyobraźni obrazów. Autorka krok po kroku, z koronkową dokładnością buduje obraz tej krainy. Ta czułość i pietyzm mają niesamowite uzupełnienie w postaci potężnej dawki nostalgii - ale to sekret narratora, który on sam wam zdradzi.
Na koniec - niezwykły jest ideał wychowania i obywatelskiej wolności obowiązujący w Mirbibelii. Wszystko to tworzy kapitalną nowoczesną baśń, która u poważnych podstaw mogłaby mieć teorie Rousseau! A ja mam nadzieję, że będę miała okazję spotkać kiedyś Idę Pierelotkin.
Nostalgiczna czułość narratora z opowieści Idy Pierelotkin wiedzie mnie do słowa ricordare - pamiętać, wspominać. Bicie serca wewnątrz słowa i ukłucie bólu. A to słowo prowadzi do innej książki - z uwielbianego cyklu opowieści Andreasa Steinhofela o Rico i Oskarze. Istotnie - Rico(rdare) Doretti to chłopiec o bardzo małym rozumku, który z pamięcią ma kłopoty, ale serce ma wielkie. Prostolinijny, porywający. A na sam koniec doroślej: piosenka z pięknego filmu, wyśpiewana krótkim głosem, który załamuje się. I to jest w nim najpiękniejsze. Ricordare Ennio Moricone zaśpiewane przez wielkiego, niezależnie od życiowych decyzji, aktora Gerarda Depardieu.
autor: Ida Pierelotkin
tytuł: Co ma piernik do wiatraka
ilustracje: Aleksandra Kucharska-Cybuch
wydawnictwo: Bajka
rok wydania: 2011
Na północny wschód od antypodów, na Oceanie Spokojnym, leży kraina zwana Mirbibelią. Ach, mówimy sobie, to przecież niedaleko mórz południowych, do których jechali Konrad wraz ze stryjem Rabarbarem dokładnie 35 maja! Mirbibelii nie można odnaleźć na mapach - wyspa zawsze chowa się gdzieś pod ich legendami. Globalna wioska, w której żyjemy, nijak się ma do Mirbibelii, bo to kraina na obrzeżach komunikacji i cywilizacji. Kontrast Mirbibelia a reszta świata jest subtelnie wygrywany; w tej krainie żyje się analogowo, z namysłem. Jest czas na smakowanie ciast, upajanie się zapachem kwiatów i czystego powietrza. Czas na esencjonalne rozmowy i opowiadanie bajek. Na wszelki wypadek (jaki?) mieszkańcy uczą się esperanto. I praktykują magię. Ba, czarodzieje zrzeszają się w cechy i mają czeladników. Ale tak naprawdę Mirbibelczycy nie chcą być odnalezieni...
W stolicy, mieście o dźwięcznej nazwie U, mieszka Pim, czeladnik cukierniczy. Do niedawna uwielbiał piec ciasta, ale od kiedy chciwi wujostwo zwietrzyli, że ich brzydki, nerwowy siostrzeniec to kurka znosząca złote jaja (dobrze, kogucik), zaczęły się dla Pima ciężkie czasy. Pracuje ponad siły, ciąży na nim ogromna odpowiedzialność. Wujostwo, właściciele cukierni Słodko i Jeszcze Słodziej, podsycają w nim poczucie winy i osamotnienia, przyczyniając się do tego, że chłopiec, z natury wyjątkowo nieśmiały, staje się dziwakiem. Ach, jak zjadliwie portretuje Pierelotkin słodkich wyzyskiwaczy! Ale razu pewnego, oddaliwszy się samowolnie na jarmark, Pim wygrywa nagrodę na loterii: podróż u boku prawdziwej wiedźmy. Nie wie, że jego niespodziewane szczęście to przegrana tejże czarownicy - wredna Fo przegrała z koleżankami partyjkę tałapaja i musi teraz w ramach "kary dla przegranej" zaprzyjaźnić się z jakimś dzieckiem. A że w dodatku zbliżają się okrąglutkie urodziny siostry, której Fo nie widziała od dobrych kilku lat, postanawia połączyć obie niezbyt przyjemne rzeczy i zabrać Pima do Fe, z którą jest skłócona.
Dla niej ta wyprawa to kara, a dla niego - prawdziwy cud. Oschła, popędliwa samotniczka będzie musiała znosić towarzystwo nadpobudliwego chłopca, mając w perspektywie spotkanie z siostrą, niegdyś utalentowaną wiedźmą, która porzuciła magię na rzecz posady kury domowej. Ach, jak diablo drażniący potrafi być nieustanny dziecięcy zachwyt światem! Będzie to dla Fo prawdziwa próba cierpliwości - bo czarownica nie przywykła do taktu i delikatności wobec kogokolwiek. Podróż przez Mirbibelię wpłynie na oboje bohaterów - mamy tu zatem prawdziwą powieść drogi, ze swobodą wędrowania, z łowieniem wrażeń, i przede wszystkim - ze ścieraniem się charakterów. A charaktery bohaterów odmalowuje Autorka tak, że czasami chcielibyśmy zmaterializować się na mirbibelskiej drodze i powiedzieć im co nieco, raz czule, kiedy indziej dosadnie. Pisarka niczego nie ułatwia, nie studzi ani nie cukruje.
Wspaniałą cechą pisania Idy Pierelotkin jest połączenie językowej finezji, inteligencji i cudownej wyobraźni. Czytelnicza uwaga skupia się na zdaniach jednocześnie poetyckich, precyzyjnych i pełnych humoru, żeby po chwili "zmienić ostrość" i przeskoczyć do malowanych w wyobraźni obrazów. Autorka krok po kroku, z koronkową dokładnością buduje obraz tej krainy. Ta czułość i pietyzm mają niesamowite uzupełnienie w postaci potężnej dawki nostalgii - ale to sekret narratora, który on sam wam zdradzi.
Na koniec - niezwykły jest ideał wychowania i obywatelskiej wolności obowiązujący w Mirbibelii. Wszystko to tworzy kapitalną nowoczesną baśń, która u poważnych podstaw mogłaby mieć teorie Rousseau! A ja mam nadzieję, że będę miała okazję spotkać kiedyś Idę Pierelotkin.
Nostalgiczna czułość narratora z opowieści Idy Pierelotkin wiedzie mnie do słowa ricordare - pamiętać, wspominać. Bicie serca wewnątrz słowa i ukłucie bólu. A to słowo prowadzi do innej książki - z uwielbianego cyklu opowieści Andreasa Steinhofela o Rico i Oskarze. Istotnie - Rico(rdare) Doretti to chłopiec o bardzo małym rozumku, który z pamięcią ma kłopoty, ale serce ma wielkie. Prostolinijny, porywający. A na sam koniec doroślej: piosenka z pięknego filmu, wyśpiewana krótkim głosem, który załamuje się. I to jest w nim najpiękniejsze. Ricordare Ennio Moricone zaśpiewane przez wielkiego, niezależnie od życiowych decyzji, aktora Gerarda Depardieu.
autor: Ida Pierelotkin
tytuł: Co ma piernik do wiatraka
ilustracje: Aleksandra Kucharska-Cybuch
wydawnictwo: Bajka
rok wydania: 2011
Mamy chyba podobne marzenia, też mi się marzy spotkanie Idy Pierelotkin:) Ala Betka zachwyciła mnie od pierwszej strony!
OdpowiedzUsuńMusze zajrzeć do Ali Betki :)
OdpowiedzUsuńJest kilku pisarzy/twórców, których chciałabym spotkać, żałuję, że nie widziałam nigdy Wilkonia, Nordqvista i wieeelu innych!
Raz jeszcze - tym razem publicznie - się ucieszę, że "piernik" się Tobie spodobał. Już myslałam, że sama z tą sympatią dla Fo zostanę:)M.
OdpowiedzUsuńKochana M. - takie ksiazki lubie porzadkowac na poleczce w glowie, a stoi na niej kilkadziesiat tytulow :*
OdpowiedzUsuń