Popołudnie w Nieparyżu

     Stos książek do opisania rośnie. To, co widać na poniższym zdjęciu, to książki dziecięce, które ostatnio przysporzyły mi wyjątkowo dużo radości, wzruszyły, rozbawiły albo oszołomiły artystyczną spójnością. Wybór całkowicie (tak tak, M/M!) subiektywny. Macie tu, od tyłu zaczynając Wszystko gra z Wytwórni, duetu Anna Czerwińska-Rydel (tekst) i Marta Ignerska (reszta), z którym musiałam się oswoić, Anastazego Przemysława Wechterowicza (tekst) i Jagody Kidawy (obrazki) - uśmiałam się ja i pewien chłopczyk też. Jest Esterhazy, napisany przez Irene Dische i Hansa Magnusa Enzensbergera, a wyjątkowo zilustrowany przez Michaela Sowę. Mniejsze, niebieskie, to Maleńki król grudzień Axela Hacke, ponownie z ilustracjami Sowy. Później Straszna piątka Wolfa Erlbrucha i z przodu - dwa tomiki wierszyków Milne'a, ozdobionych oczywiście przez Sheparda. Chcę napisać o przekładzie Rusinka, który podoba mi się niezmiernie. Jego tłumaczenie nie ma miękkości i bezpośredniości Ireny Tuwim, jest bardziej kunsztowne, lepiej oddaje melodię polszczyzny, a momentami wierszyki są po prostu bardziej zrozumiałe i zabawne też. 
     Nie ma na zdjęciu kilku książek przyprawiających o ściśnięcie gardła: Gdzie jest moja siostra Nordqvista, Dźwięków kolorów Jimmy'ego Liao, Jak tato pokazał mi wszechświat Ulfa Starka z ilustracjami Evy Eriksson i Gęsi, śmierci i tulipana Erlbrucha. Stopniowo będą się pojawiać. Będą recenzje, kiedy wygrzebię się z bieżących pisanin.
A kiedyś nie lubiłam posiadać książek. Teksty mieszkały w głowie, a jedyne, co fizycznie musiało być blisko, to Siedem filarów mądrości, Mistrz i Małgorzata, Postrzyżyny, Lemowy Eden, Mała handlarka prozą (jej autor, Daniel Pennac, napisał esej Jak powieść, który mnie rozczarował sentymentalizmem, ale który zarazem jest bliski jak gadanina przyjaciela), Powieść o róży i Narnia. Absolutne minimum zapewniające bezpieczeństwo. Nadal nie lubię książek nieotwieranych, nieczytanych.
     Może jakiś blogerski bookcrossing?





Komentarze

  1. Ach, mam tak samo. Stos książek rośnie, a czasu tak mało, by wszystko czytać i rzecz jasna recenzować! Ale nie ma co narzekać, tylko brać się do roboty! :-) Na "Esterhazego" też ostrzę sobie ząbki, a "Gęś , śmierć i tulipan", to wiadomo...

    OdpowiedzUsuń
  2. Powtarzałam sobie pod nosem ESTERHAZY na głos, żeby się nauczyć prawidłowej wymowy, bo to potem lepiej w głowie brzmi, gdy się czyta:) Czekam teraz na "Opowieści z najdalszych przedmieść", chyba będzie uczta:) I mam dla Ciebie kilka książek przygotowanych, ot tak, bez okazji :D za to w Twoim ulubionym pożółkłym kolorze ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo, koniecznie napisz, co i jak z Tanem :)A i na Siedem minut po..., które w swoim niepowtarzalnym stylu zapowiada wydawnictwo Papierowy Księżyc, czekam niecierpliwie!
    Hmmm, przygotowanych? :)
    Bardzo lubię Sowę - ilustratora :)A "Esterhaaaaazi" powtarzam też, bo to przyjemne.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Opowieści z najdalszych przedmieść" mnie dziś powaliły! Piękne, wzruszające, niepokojące, momentami przerażające... Chyba zabiorę ją na zawsze do domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja jestem ciekawa :) Nie zabieraj tak od razu :))

      Usuń
    2. Spokojnie, zamówiłam sobie drugi egzemplarz, ale nie wiem, czy ktoś inny nie zabrał... ;-)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci