En garde! - MUSZKATOWIE Grzegorza Gortata

     W dzieciństwie sięgnęłabym po tę książkę ze względu na tytuł. Muszkatowie - kim będą bohaterowie, co się tak nazywają? Nowe słowo czuć byłoby czarodziejską gałką muszkatołową, w oczywistym trybie asocjacji brzmieniowych skojarzyłoby się z ukochaną literacką czwórką, poddanymi fajtłapowatego Ludwika XIII*. Książka Grzegorza Gortata nosi podtytuł Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

     

     Troje ich jest: jedenastoletni Sumo czyli Piotrek, chudy jak muszkieterska szpada, ośmioletni Tymon mózgowiec oraz pięcioletnia Tereska tupeciara zwana Muszką. Skazani na pobyt z nianią. Niania nie nazywa się Poppins tylko Aniela Zawada i poza surowością, nie przypomina niczym zadartonosej Mary. Anioła też nie przypomina. Zostawia dzieci bez opieki na kilka godzin przekonana, że ich rodzice niebawem wrócą z Londynu. Jednak na hasło "strajk w liniach lotniczych", ściąga do nich swoją siostrę. Jakież jest zdumienie dzieci, kiedy zamiast groźnego babona na progu domu staje wątły mężczyzna w skromnym garniturku z rumieńczykami na policzkach. Chwilowo zostaje nowym nianiem dzieci.
     Mężczyzna nie wie, dlaczego znajduje się właśnie w tej okolicy. Jego wiedza na temat rzeczywistości jest dość... nieaktualna, skromny blondynek żyje bowiem realiami PRL-u. Czy zapadł w jakiegoś rodzaju śpiączkę i ominął kilka dziesięcioleci, budząc się w dobrobycie? A jeśli dodam, że mężczyzna zna wszystkie języki świata, rozmawia z domową papugą i jest jedynym na świecie żyjącym detektorem kłamstw? Pssst, ten dziwny mężczyzna ma misję... A tymczasem znajomi dzieci z domu spokojnej starości pani Zimmerman są w prawdziwych tarapatach. Teren ośrodka na podstawie aktu własności jeszcze sprzed wojny chce przejąć potomek hrabiego Fobiańczyka. Czy łańcuch stareńkich rąk przed maską koparki - no pasaran! - plus spryt trójki małoletnich wystarczą, żeby uratować dom staruszków? 
     Powiem tak: kredyt zaufania dla Grzegorza Gortata otworzył się wówczas, gdy przed Eweliną i czarnym ptakiem zamieścił fragment z Franza Kafki i cytat z ukochanej Historii Lisey Kinga (który to cytat zresztą pojawił się na tym blogu). Książkę Gortata zaczynałam z ogromną życzliwością. Muszkatowie napisani są z werwą, dowcipnie i lekko. Niezwykły gość "z góry" kreślony jest z poczuciem humoru, podoba mi się jego tajniacki sposób bycia - spadek po powściągliwości PRL-u. Niewiedza bohatera co do tego, jak to w Polsce jest, to zabieg, którym Gortat rekapituluje rzeczywistość. 
     Ważnym elementem szoku, jakiego doznaje anioł, jest dostrzeżenie powszechnej znieczulicy. Bo we współczesnej Polsce co prawda są ultracienkie telefony komórkowe puszczające ultrakrótkie liściki, ale i przyzwala się na wyrzucanie starców na bruk. Bo bandyci i oszuści, diabłowie mniejsi, byli zawsze - tutaj mogłyby interweniować siły wyższe. Co jednak z diabłem większym: systemem, który produkuje krzywdę i agresję? Nie wiem, czy dziecko odczuje gorycz pani Romy Zimmerman, której wojna zmiotła wszystkich bliskich, a która jeszcze raz - w wolnej Polsce - musi pakować dobytek. Komu zaufać, skoro na przykład policja zajmuje się nie tym, co trzeba?
     Tak, anioł jest przedstawicielem konkretnej siły, toteż opowieść zawiera światopoglądowe słowa-klucze: wolna wola, wszechmoc Najwyższego. Czasem odprysk wszechmocy można pokazać poprzez demonstrację anielskich umiejętności. Zasadniczo jednak anioł-fajtłapa, który pomaga, ale i któremu należy pomóc, pokazuje, jak  świecie nieustannych optymalizacji gubią się wartości.
    Działania bohaterów są istotne, jednak w kluczowych momentach dostają oni celnego kopniaczka "z góry", kierującego ich we właściwą stronę. Jak w tym wszystkim mieszczą się myślące zwierzęta, które mają prorocze sny, tłumaczone przez anioła? Licentia fantastica dobra na nieortodoksyjność? Fundamentem książki jest przekonanie o tym, że cała sprawa rozwiąże się pozytywnie, gdyż zaangażowane są w nią siły wyższe. Planu nie znamy, jednak nie powinniśmy wątpić w jego celowość... Jeśli komuś odpowiada taka interpretacja rzeczywistości - książka go ucieszy. Dla mnie nieco za mało rodzeństwa w rodzeństwie, aromatu w Muszkatach, nieco schematyczne portrety dziecięcych bohaterów, trochę za wiele potrafią i rozumieją na swój wiek.
   Jako przygodówkę z wątkiem kryminalnym można zaserwować dziewięcio-, dziesięciolatkowi.


* Trzech muszkieterów wznowiło teraz wydawnictwo Znak w serii 50/50. Świetne okładki, nowe przekłady. I dobrze. To oraz Hrabia Monte Christo to popołudnia pełne emocji

Komentarze

  1. Poznałam twórczość G.Gortata od "Złe krwi" (miasto... tematyka) już jakiś czas temu. Ta książka otworzyła kredyt zaufania i ustawiła dość wysoko pprzeczkę...

    A ostatnio zaczęliśmy widywać jego książki w bibliotece. "Muszkatowie" w nikim jakoś (w naszym domu) nie wzbudzili większych emocji: schematycznie, byle jak rozwiązany problem wokół, którego zbudowana jest fabuła. Humor został dostrzeżony, ale na nikim nie zrobił wrażenia.
    "Ewelina" mnie zmierziła (przypomina szkic do czegoś co ma się dopiero rozwinąć), 9-latek rzucił precz niedokończoną (! to poważny sygnał). Po tej ostatniej lekturze zadaję sobie pytanie (a chyba nie można mnie osądzać o wielbienie cukierkowej wizji świata w książkach dla dzieci): po co taka wizja świata przesycona okrucieństwem? Czemu służy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka jest istotnie poprawna. Mnie niestety lekko zniechęca to, co być może jest kwestią światopoglądu: lubię, kiedy bohaterowie są całkowicie odpowiedzialni za swe wybory i ponoszą ich konsekwencje w tym życiu. Siła Niebieska zdjęła odpowiedzialność za spójność i precyzję także z Autora :D

      Usuń
  2. Rzadko się zgadzam z Poza Rozkładem, ale co do Eweliny.... to ja też nie rozumiem tego okrucieństwa.
    A mnie widzisz tytuł by nie zachęcił - to ciekawe, jakimi torami idą nasze skojarzenia. Jak znajdę w bibliotece, to przeczytam i jeszcze tu wrócę. Oczywiście nie mogę sobie odpuścić tej Siły Niebieskiej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak: w książkach Roalda Dahla jest okrucieństwo dorosłych wobec dzieci. Jest przerysowane, aż groteskowe, ale tak na dobrą sprawę... przecież nie jest nie do pomyślenia, że dzieci pracują ponad siły, czy są niedożywione. Jednak u niego dzieci zwyciężają. Dzięki sprytowi i magii. Kiedy czytam w prasie o rodzicach krzywdzących dzieci, taki Dahl, czy Gortat są dla mnie jak autorzy opowieści kompensacyjnych...

      Wróć i powiedz, co znalazłaś.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan