PAX Sara Pennypacker
Peter to chłopiec, a Pax to lis. Chłopiec ma lisa, a lis ma chłopca. Zastrzygliście uchem? Znamy takie literackie pary zwierzoludzkie, co siebie wzajemnie miały? Jeśli przypomniał się wam Mały książę*, to jest trop właściwy, bo na ten tytuł powołuje się blurb (przy okazji: co to jest "nowoczesna klasyka"?). Między Peterem a Paxem zadzierzgnęły się te pięknosmutne więzy, o których mówił Księciu Lis, tłumacząc mu, co znaczy "oswoić". Będziesz już zawsze odpowiedzialny za to, co oswoisz. Będziesz tym bardziej, jeśli oswojone stworzenie ojciec nakazał wypuścić do lasu przed przeprowadzką do dziadka, a ono nigdy nie żyło na wolności.
To taki męski świat u Sary Pennypacker. Syn, ojciec i dziadek. Kiedy umarła matka Petera, zamknięty w rozpaczy chłopiec szczęśliwie przygarnął lisa. Ojciec pozostał z pustką, więc kiedy nadeszła wojna, zaciągnął się do armii, a Petera oddał pod opiekę dziadkowi. Chłopiec prędko zrozumiał, jakim błędem było zostawienie jedynej bliskiej istoty na pewną śmierć, więc wyruszył w drogę powrotną do domu. Zaraz na początku podróży zranił się w nogę i wylądował pod opieką nieufnej dziwaczki Voli. Przyszło mu spędzić u niej trochę czasu, a prędko okazało się, że tak samo on potrzebuje jej, jak ona jego. Narracje przeplatają się, raz patrzymy oczyma chłopca, za chwilę schodzimy do poziomu Paxa.
W tym momencie akcja zostaje opóźniona - autorka mocno ryzykuje, serwując młodym czytelnikowi tego rodzaju zabieg. Bo jakże, my spieszymy się i niecierpliwimy razem z Peterem, a on siedzi u jakiejś baby, i gada, gada, wykonuje nieznaczące czynności, zamiast PODĄŻAĆ DO LISA!** Mała Czcionka, która ową zwłokę dostrzegła, oceniła ją jako poważną skazę kompozycyjną. Dla mnie to opóźnienie bohatera/czytelnika jest sensownym zabiegiem - ostatecznie właśnie podczas pobytu u Voli ktoś uświadamia chłopcu, jak to jest być częścią ludzkiego stada (choćby przyjmować pomoc i samemu pomagać). Natomiast lis właśnie wtedy odkrywa, gdzie przynależy. To wówczas pytamy, gdzie jest dom Petera i czym jest dom w ogóle.
Kiedy w literaturze pojawia się tego rodzaju zwierzocentryczna narracja, w gruncie rzeczy służy temu, żeby obejrzeć człowieka z zewnątrz. I przeważnie jest pretekstem, by ponarzekać. Owe diagnozy Autorki bardzo odkrywcze nie są, ale pamiętajmy, że dla młodszego nastolatka będą nowością. Autorka napisała powieść ubogą w szczegóły pozwalające umieścić ją w konkretnym "gdzie" i "kiedy". Oczywiście chodziło o zuniwersalizowanie historii, zrobienie z niej pojemnej przypowieści. I tak, jak u Saint-Exupery'ego, narrację wypełnia mnóstwo szczegółów znaczących: rozmów, podsumowań, obrazów. Co ważne, historia zwierzęca i ludzka misternie splecione są "odpowiednikami": nieufność i akceptacja w stadzie zwierząt i w stadzie ludzi, skaleczona noga człowieka i skaleczona noga lisa, itp. Wszystkie te zabiegi byłyby cenne, gdyby nie przesada Autorki w serwowaniu dzieciom prawd i maksym - myślowej gotowizny, do której powinno się raczej dochodzić samemu. Trochę za wiele tych odautorskich reflektorów niedyskretnie oświetlających rzeczy ważne. Jedno dobitne zdanie "Powinno się mówić prawdę o tym, jaka jest cena wojny" byłoby perłą.
Piekielnie wzruszające jest za to "cielesne" spojrzenie lisa na ukochanego chłopca i na świat w ogóle. I po tej części historii (zmysły, nie symbole) Pennypacker porusza się z wielką gracją, bo to, co dotyczy lisów, lśni naturalnością i wdziękiem. Dużo wyraźniej wypada tu "krzywda" i "szacunek". To tutaj bez groźby odrzucenia wyraża się czułość i troskę. Nie przeszkadzają uczłowieczenia (ostatecznie to powieść, nie narracja popularnonaukowa). Słowo o ilustracjach Klassena. Śliczna okładka to paleta kolorów charakterystyczna dla niego. Środek - czerń i biel. Mało wyraziste na papierze, w internecie te ilustracje prezentują się znacznie lepiej. Czy zrobią cokolwiek z odbiorcą? Nie jestem w stanie orzec. Ale lubię tę, na której widać Petera zza krat. Pardon, zza płotu.
Podsumowując: ambicja stworzenia surowej przypowieści lekko zwichnięta przez... przeładowanie znamionujące niewiarę w młodego czytelnika; wątek chłopca i Voli obiecujący, ale w rezultacie mniej przekonujący niż pięknie rozwinięty wątek lisa/lisów. Gdyby nie blurb zresztą, nie byłoby zestawiania Paxa z klarownością Saint-Exupery'ego.
W tym momencie akcja zostaje opóźniona - autorka mocno ryzykuje, serwując młodym czytelnikowi tego rodzaju zabieg. Bo jakże, my spieszymy się i niecierpliwimy razem z Peterem, a on siedzi u jakiejś baby, i gada, gada, wykonuje nieznaczące czynności, zamiast PODĄŻAĆ DO LISA!** Mała Czcionka, która ową zwłokę dostrzegła, oceniła ją jako poważną skazę kompozycyjną. Dla mnie to opóźnienie bohatera/czytelnika jest sensownym zabiegiem - ostatecznie właśnie podczas pobytu u Voli ktoś uświadamia chłopcu, jak to jest być częścią ludzkiego stada (choćby przyjmować pomoc i samemu pomagać). Natomiast lis właśnie wtedy odkrywa, gdzie przynależy. To wówczas pytamy, gdzie jest dom Petera i czym jest dom w ogóle.
Kiedy w literaturze pojawia się tego rodzaju zwierzocentryczna narracja, w gruncie rzeczy służy temu, żeby obejrzeć człowieka z zewnątrz. I przeważnie jest pretekstem, by ponarzekać. Owe diagnozy Autorki bardzo odkrywcze nie są, ale pamiętajmy, że dla młodszego nastolatka będą nowością. Autorka napisała powieść ubogą w szczegóły pozwalające umieścić ją w konkretnym "gdzie" i "kiedy". Oczywiście chodziło o zuniwersalizowanie historii, zrobienie z niej pojemnej przypowieści. I tak, jak u Saint-Exupery'ego, narrację wypełnia mnóstwo szczegółów znaczących: rozmów, podsumowań, obrazów. Co ważne, historia zwierzęca i ludzka misternie splecione są "odpowiednikami": nieufność i akceptacja w stadzie zwierząt i w stadzie ludzi, skaleczona noga człowieka i skaleczona noga lisa, itp. Wszystkie te zabiegi byłyby cenne, gdyby nie przesada Autorki w serwowaniu dzieciom prawd i maksym - myślowej gotowizny, do której powinno się raczej dochodzić samemu. Trochę za wiele tych odautorskich reflektorów niedyskretnie oświetlających rzeczy ważne. Jedno dobitne zdanie "Powinno się mówić prawdę o tym, jaka jest cena wojny" byłoby perłą.
Piekielnie wzruszające jest za to "cielesne" spojrzenie lisa na ukochanego chłopca i na świat w ogóle. I po tej części historii (zmysły, nie symbole) Pennypacker porusza się z wielką gracją, bo to, co dotyczy lisów, lśni naturalnością i wdziękiem. Dużo wyraźniej wypada tu "krzywda" i "szacunek". To tutaj bez groźby odrzucenia wyraża się czułość i troskę. Nie przeszkadzają uczłowieczenia (ostatecznie to powieść, nie narracja popularnonaukowa). Słowo o ilustracjach Klassena. Śliczna okładka to paleta kolorów charakterystyczna dla niego. Środek - czerń i biel. Mało wyraziste na papierze, w internecie te ilustracje prezentują się znacznie lepiej. Czy zrobią cokolwiek z odbiorcą? Nie jestem w stanie orzec. Ale lubię tę, na której widać Petera zza krat. Pardon, zza płotu.
Podsumowując: ambicja stworzenia surowej przypowieści lekko zwichnięta przez... przeładowanie znamionujące niewiarę w młodego czytelnika; wątek chłopca i Voli obiecujący, ale w rezultacie mniej przekonujący niż pięknie rozwinięty wątek lisa/lisów. Gdyby nie blurb zresztą, nie byłoby zestawiania Paxa z klarownością Saint-Exupery'ego.
Wytrzymaliście do końca? Więc obowiązkowo dorosły kontekst, coś o mylącym blurbie i jednocześnie słowo o narracji z punktu widzenia zwierzęcia. Tak się złożyło, że niedawno przeczytałam powieść Rój Laline Paull. Jest
interesującą mieszanką uczłowieczeń i wiedzy o pszczołach: fizjologia
jako ideologia plus skrajna hierarchiczność ula, religijna nomenklatura
użyta po to, żeby oddać podległość pszczoły względem roju i zestawione z
tym losy pszczoły-indywidualistki. Zdziwiły mnie nie te recenzje, w
których zarzucano Paull zbytnie uczłowieczanie bohaterów, a opinie zgoła
przeciwne w krytyce, w których jej historię uznano jedynie za mało
odkrywczą analizę życia miażdżącej jednostkę społeczności totalitarnej,
czyli właściwie potraktowano jak nadmiernie rozbudowaną alegorię. Ignorując pracowicie przez kilkaset stron przekazywane piękno i zachwyt. Może nie byłoby tego, gdyby nie hasło "Orwell XXI wieku"?
Tak, jest różnica między świadomością, że tworząc narracje z udziałem
nie-ludzi, spoglądamy mimo wszystko z ludzkiego punktu widzenia, a upartym
redukowaniem zainteresowań do znanego - własnych potrzeb i odruchów.
Jeden wątek na pewno łączy Rój Laline Paull i Pax Sary Pennypacker: apokaliptyczny
wątek zapachu, który rozprzestrzenia się razem z ludźmi, a zwierzętom zwiastuje zagładę...
*
a jeśli przypomniał się Pettson i Findus, to zdradzę, że Pax, tak jak
Findus, nazwany został od "opakowania" w którym został przyniesiony do
domu...
** igranie z oczekiwaniami czytelników zdarza się raczej w dorosłej literaturze (między innymi za taki twórczy zawód niedawno pokochałam Małego przyjaciela Donny Tartt)
ilustracje: Jon Klassen
przekład: Dorota Dziewońska
wydawnictwo: IUVI
rok wydania: 2016
** igranie z oczekiwaniami czytelników zdarza się raczej w dorosłej literaturze (między innymi za taki twórczy zawód niedawno pokochałam Małego przyjaciela Donny Tartt)
autor: Sara Pennypacker
tytuł: Paxilustracje: Jon Klassen
wiek: +/- 11
34 yrs old Sales Representative Luce Sandland, hailing from Quesnel enjoys watching movies like Chapayev and Homebrewing. Took a trip to Palmeral of Elche and drives a Ferrari 250 MM Berlinetta. kliknij na strone
OdpowiedzUsuń