Dojrzewanie do różu. "Różowy prosiaczek"

      Kupiłam książkę (też mi nowina, gdybym kupiła homara, to byłoby coś!). Wielkoformatowa, choć nie największa z tych, co u mnie na półce, zatytułowana jest Różowy prosiaczek, wydał ją Znak w 2006 roku. Napisana przez Marcina Brykczyńskiego, zilustrowały ją i graficznie opracowały Joanna Olech i Marta Ignerska. Pastelowej słodyczy i dylematów w niej tyle, co w Słoniątku Adama Jaromira/Gabrieli Cichowskiej, choć gorzej ujętych, a niepokoju zdecydowanie mniej, niż w Grzecznej Sweina Nyhusa i Gro Dahle, choć przez róż i autodefinicje małego człowieka również ta ciekawa książka do głowy przyszła. Ponadto mam słabość do białych okładek*. 
    
    Życie człowieka to budząca grozę seria wstrząsów. Jak głęboki jest ten, kiedy dociera do nas własna odrębność? Co tam odrębność - jedyność?** A przecież następują wstrząsy kolejne, kiedy okazuje się, że istot zwanych dziewczynkami jest w okolicy mrowie, a Marysie w przedszkolu są na przykład aż trzy (halo, to ja jestem definiensem marysiowości!). Przegląda  się człowiek w coraz większej ilości oczu. Ociupinkę (zasadniczo) trzeba spuścić z tonu, za to jest się z kim porównać, a nawet zbratać (zsiostrzyć). Romans ze światem trwa krótko.
- Trzeba wreszcie coś z tym zrobić! - powiedział pewnego ranka Różowy Prosiaczek, patrząc na swoje odbicie w kałuży, którą nocna burza pozostawiła na środku podwórka.
- Z czym? - zaniepokoiła się Mama Świnka.
- Z tym, że jestem taki do znudzenia różowy! - odparł Różowy Prosiaczek, mącąc wodę różową raciczką.
- Ale przecież jesteś najpiękniejszym różowym prosiaczkiem jaki kiedykolwiek chodził po tym podwórku! - powiedziała Mama Świnka, a Tata Świntuch chrząknął głośno, żeby wszyscy słyszeli, że też ma coś do powiedzenia.
     No właśnie, z czym się kojarzy prosiaczek? Aaaa... właśnie różnorodnie. Literacko to drżący Piglet w pasiastym kubraczku, jako też Gotfryd, fruwająca świnia, przedsiębiorczy prosiaczek Fryderyk, bezwstydna Świnka Janoscha, żwawe i bezczelne prosię Geb-geb i wielu innych właścicieli ryjków i raciczek. W opowieściach dla dużych czytelników żyją świnie na orwellowskim folwarku i Świniopolacy Arta Spiegelmana***. 


     A tę naszą świneczkę z wielkiej książki definiuje słodka różowość, kopytka jak z porcelany, dziecięcy urokliwy ryjek. Ale śliczne prosiąteczko mówi: ja mam dość tego różu i tej porcelany, idę poszukać prawdziwego siebie. Prosiątko chciałoby samodzielnie wybrać kolor, w jakim będzie je oglądał świat. Idzie w-siną-dal, czyli nad pobliski strumień, choć prawdę powiedziawszy trochę się tego obawia: być tak zupełnie bez mamy... 
     W strumieniu mieszka wspaniale zielona żaba. Jednak jest to stworzenie nieuprzejme, przeświadczone o swej wyjątkowości. Co za odkrycie: żabia zieleń wpakować może w kłopoty, kiedy na horyzoncie pojawi się alarmująca czerwień bocianich nóg! Nie będę zielony, mówi prosiątko, może więc czerwony, jak bocianie nogi? A może biały jak baranek? Każdy kolor pociąga - bo inny, z każdym wiążą się jakieś kłopoty. Prosiątko trafia na kolorową łąkę, a tam przechadza się stworzenie, które jest takie, jak otoczenie, w którym się znajduje. I ono odbija prosiaczkowi jego różowiznę. Różowizna, zobaczona na cudzym ciele, przestaje być mdła. I tak dochodzimy do konkluzji, że "sobą być najlepiej jest". 
     Najpierw to, co w historii fajne: zaaferowanie, związane z pierwszym krokiem za podwórko. Samodzielność jest dotkliwa i fascynująca. A Prosiąteczko jest buńczuczne na początku, przy mamie, później bojaźliwe, ale też bystre i wzruszająco uprzejme. Świetne jest to, że mimowolnie naśladuje ono nowo poznane zwierzęta. Fascynacje objawiają się naśladownictwem, a skoro czarny krrruk jest tak mądrrry i zdecydowany, to prosiaczek zaczyna kracząco mówić "r". Natomiast powstrzymuje się przed nieuprzejmością, jakiej doświadczyło w świecie.

     
 Najbardziej lubię Różowego prosiaczka za żywą kreskę Joanny Olech. Dynamiczna, lekko niechlujna, świetnie oddaje niezależność prosiaka-dzieciaka, mieszaninę dziecięcej buty i obawy. Zwierzęta nie są wypełnione kolorem, to szkice. Podoba mi się zabawa płaszczyznami i pozostawianie pola do wyobrażeń: zielona połać kartki to woda albo łąka; kiedy prosiaczek wyrusza, ten odważny gest zaznaczony jest umieszczeniem samotnej postaci narysowanej od tyłu na tle pustej białej strony. Lubie to, co chwilami dzieje się z drukiem: kiedy spotykamy bociana, tekst robi się czerwony  jak bocianie nogi, a na łące słowa kolorowieją. Fajne są miniobrazki z życia świńskiej rodziny: pulchna mama, zamknięty w sobie tato. 
     Jednak nie jest to książka ani graficznie bez zarzutu, ani z arcyciekawym tekstem. Jeśli chodzi o tekst, nie podoba mi się Tata Świntuch: stereotypowa postać ojca, który zwala wychowanie na głowę matki. Nie podoba mi się, że akurat tego dnia prosiątko ma urodziny - o czym nie wiedziało i co okazuje się już po wszystkich przygodach. Czy nie lepiej byłoby zaznaczyć, że w dniu urodzin zastanawia się nad sobą? Byłoby to banalne, ale spójne. No i dlaczego właściwie prosiątko zaakceptowało swój róż? Wędrowało, wybierało, aż w końcu przejrzało się w lustrze/kameleonie? Słabo to w tekście zaznaczone, zbyt pośpiesznie, a to przecież konkluzja tej książki, powinna wybrzmieć mocno. Natomiast pomysł, by prosiątko przyjęło właśnie róż i uczyniło z niego atut, bardzo mi się podoba. Kiedy wyrusza i kiedy wraca, nie jest jednakowo różowe ;)
     Na ilustracjach jest bałagan i nie mówię o rozgardiaszu roślin i plam. Powtarzają się pewne elementy, jakby rysowane przez dziecko, ale dlaczego są - nie wiadomo. Zwierzęta raz z ludzkimi cechami, innym razem bez nich. Dobry pomysł z czcionką, która naśladuje właśnie napotkaną postać, ale jest ona raz zbita, raz rozstrzelona, zmienia rozmiar, pojawia się pogrubienie zaznaczające ważność wypowiedzi i kilka innych pomysłów na zabawy typograficzne... za wiele tego. Na szczęście od momentu jej wydania siedem lat temu Marta Ignerska wydała wiele lepszych rzeczy, powstał Tronik i Babcia robi na drutach, a przede wszystkim wspaniałe Wszystko gra, nagrodzone Bologna Ragazzi Award.  
     "Awangardowa" forma i historyjka na czwórkę z minusem. Ale świneczka fajna, niut, niut (w wersji anglojęzycznej: oink oink)!




 

* mistrzostwo świata: Rzecz o tym, jak paw wpadł w staw Wilkonia i Wolny-Hamkało, Skrzaty z Bony, a także Mały Asmodeusz Starka i Wilkonia - wielki minus dla wydawnictwa za lakier na okładce!
** boski, boski moment w Orkanie na Jamajce Hughesa, kiedy Emilka ze zgrozą odkrywa swoją osobność, której już nie da się odwrócić
*** na wikipedii jest wszystko a nawet dużo więcej - to 

autor: Marcin Brykczyński
tytuł: Różowy prosiaczek
opracowanie graficzne: Marta Ignerska
ilustracje: Joanna Olech
wydawnictwo: Znak
rok wydania: 2006

Komentarze

  1. Lista świnek jest zdecydowanie hitem mojego dzisiejszego dnia. Świetnie czytało się ten post, ja chętnie przyjrzałabym się tym plamom i typograficznym zabawom :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pisarze kochają świnki :) lista "świnek w kulturze" na wikipedii pokazuje, że to zwierzę całkiem hołubione :)) a propos - jakie miejsce ma świnka w szwedzkiej kulturze? pamiętam ukochanego prosiaczka Emila ze Smalandii ;))

      Usuń
  2. Zgadzam się z przedmówcą, że świetny tekst!
    A "Różowego prosiaczka" skoro kupiłaś, to znaczy, żeś szczęściara, bo już niedostępny.
    Ja nie mam, a mam chrapkę, bo kocham Ignerską!!!! "Tronik" to mój ukochany!!! ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komplement :) Widziałam, że tytuł niedostępny, Znak ma jeszcze "Wielkie marzenia" - chciałabym mieć BARDZO...

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci