"Dziewczynka z cienia" Marty Ignerskiej i Jana Karpa

     Leży przede mną kolejna książka z wydawanej przez Dwie Siostry serii mały koneser, prezentującej tekstowo-obrazowe wariacje na temat dzieł polskiej i światowej sztuki. Z którą to serią, przyznaję, mam kłopot, szukając dla niej odpowiednich rąk. W dorosło-czytelniczym życiu nie przepadam za słowem "koneser", podobnie jak za słowami "bibliofil" i "erudyta" - te słowa żyją z różnicy poziomów. Ekskluzja, tak jak wybrzydzanie na poziom odbiorcy, są mi obce. Jednak szkoła, bazując na zapaćkanych kolorami podręcznikach, nie jest w stanie wyedukować w podstawowym stopniu odbiorcy sztuki, o koneserstwie nie wspominając. Stąd cenię zacność inicjatywy - skąd? - ze strony rynku. 
     Autora tekstu Jana Karpa znam z Piosenki dla Karla, slapstickowej, rwanej komedii pomyłek z Bajki. Marta Ignerska to Prawdziwa bajka, Wszystko gra, u mnie - Różowy prosiaczek. Inspiracją tym razem jest Rozstrzelanie VIII (Surrealistyczne) Andrzeja Wróblewskiego. 



     Wyobraźmy sobie powojenny czas. Odbudowa Europy trwa. Dogasają procesy norymberskie, które ciągną się od 1945 roku, dając ludziom namiastkę sprawiedliwości - jakby można było zło, które się wydarzyło, zmieścić na kilku szubienicach. U nas nowy ustrój krzepnie, zwalczając raka antykomunistycznej partyzantki. Jednak wojna jest obecna w ludzkich głowach*. W pracowni przy ulicy Długiej w Krakowie mieszka młody malarz. Próbuje żyć w nowej Polsce, pisze artykuły programowe sztuki przydatnej w powojennym życiu, maluje ideologicznie
     Tworzy też obrazy niestosowne, które człowieka pracującego mogą przerazić: ludzie pod murem, zdekomponowane ciała, twarze poznaczone głębokimi cieniami, postaci malowane zjadliwymi kolorami lub niepokojąco niebieskie. Kolor symbolizuje, oczywiście, ale gdzie jest energetyczna czerwień czy dostatni, budzący zaufanie brąz? Realizm jeszcze nie dorobił się przedrostka soc-, a już zaczął pękać. Na przestrzeni kilku powojennych lat rodzi się cykl Wróblewskiego "Rozstrzelanie". 
     W książce Karpa/Ignerskiej mówi do nas dziecięca modelka, chodząca wraz z rodziną "na pozowanie" do młodego malarza. Kilka złotych zarobionych na tym zajęciu przyda się rodzinie - jest za co kupić kolację, loda i kilka piw niezbędnych tacie. Stanie męczy, a i sens nie bardzo widać. Do kogo na przykład należy obraz, który malarz maluje, pyta Elka z klasy. I jak właściwie się wypadło, skoro człowiek tak bardzo się starał? 



      Ci, których Wróblewski w opowieści Karpa używa jako modeli, do życia przytwierdzeni są domową kłótnią, komunijną sukienką, ubożuchną radością loda. Nietrudno zgasić ich kolory, wepchnąć w cień. Spójna z historią jest jej postać: schludne długopisowe pismo, sama książka "brudna", jakby ten niby zeszyt-pamiętnik przeszedł nie tylko przez wymyte rączki dziewczynki, ale brudny domowy stół, na którym leżał obok pustych flaszek.
    

      
     Ignerska zjadliwością kolorów gra ze słowami historii Karpa. Długopis, rozmazany węgiel, zabrudzone pisaki to piórnikowy arsenał dziecka. Charakterystyczne dla Ignerskiej krągłe kubistyczne deformacje wrzucają postaci w groteskę. Obrazowa opowieść jest mocna, wyrazista. Pokazuje tęsknoty bohaterów, boleśnie ilustruje ich degradację. Jeden cieplejszy obraz wyłamuje się z historii: matka i córka razem moczące nogi w balii. Ci, których Wróblewski stawia pod ścianą, mają stopy bose. 
     
     Obraz-inspirację dla opowiadanej historii znajdziecie na ostatniej stronie okładki, wewnątrz ponadto syntetyczny, intrygujący biogram Wróblewskiego. 
     A więc dla kogo jest ta książka? Dla mnie, dorosłego czytacza, opowiadana w książce historia jest pomostem między "wojennym" a "egzystencjalnym" czytaniem obrazów Wróblewskiego. Niesztampową i konsekwentną formalnie próbą pokazania dzieciom, że sztukę się pożytkuje (na przykład tworząc bliską skóry historię na bazie obrazu), a nie zamyka w muzeum. Dwa wyrażone kształtem książki przekonania Autorów mnie ujmują: że "nadwrażliwe" malarstwo Wróblewskiego może się przydać oraz że trzeba z młodymi ludźmi mówić o groźnych wymiarach egzystencji. Sztuka (słowa i obrazu) nie musi być łatwa i ładna, ale musi i może być użyteczna. Komu dać tę najlepszą do tej pory część serii? Gimnazjaliście może. 

Prawdopodobnie w 1945 roku Celan pisze swoją Fugę śmierci, w Polsce w powojennych latach Tadeusz Borowski spisuje U nas w Auschwitzu, Nałkowska - Medaliony, Różewicz pisze Warkoczyk. Słowo "poezja" jest wtedy niestosowne, podobnie jak "piękno". Ba - życie w obliczu tylu śmierci jest niestosowne. Wielu z nich dołączy do zdradzonych i popełni samobójstwo. 

Za egzemplarz pięknie dziękuję Wydawnictwu.

autor: Jan Karp
tytuł: Dziewczynka z cienia
ilustracje: Marta Ignerska
seria: Mały koneser
wydawnictwo: Dwie Siostry
rok wydania: 2014 

Komentarze

  1. Bardzo lubię Ciebie czytać :)

    M. Ś.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję za tą wnikliwą recenzję, otwarła mi oczy na nowe aspekty książki. Zostaję tu na dłużej!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci