O względności pojęcia "skrzat w uchu" - "Hilda i nocny olbrzym" Luke'a Pearsona
Kiedy ze względów zawodowych przerzucam stosy książek dziecięcych, rodzi się we mnie przekonanie, że wielu twórców uznaje tworzenie książek dla dzieci za dziedzinę, w której na skróty uda się wiele osiągnąć. Mam poczucie, że za tworzenie dla młodych często zabierają się ci, którzy
w cichości wzdychają: "Boże, dałeś mi talent. Tylko dlaczego taki mały?
Nikt nie bierze mnie poważnie - wystartuję w literaturze dla dzieci!" Że niby standardy tworzenia i kryteria oceny są znacząco inne od tych, które obowiązują przy pisaniu książek dla dorosłych. Bo dzieci się nie znają, a rodzicom wszystko jedno - byle czytały.
Tymczasem na setkach stron i morzu obrazków widzę, czym skutkuje brak szacunku dla odbiorcy, jakim jest dziecko. Skutkuje łatwizną i stereotypami, brakiem wyobraźni, nieoczyszczonym lub pretensjonalnie literackim językiem, grubym poczuciem humoru (nie ma to nic wspólnego ze slapstickiem, który w pewnym wieku bawi bardzo), dydaktyką jako lekiem na wszystkie choroby toczące opowieść. Nie, proszę państwa. Źle zrobiona książka jest złą książką, niezależnie od wieku czytelnika. Od zeszłego roku śledzę to, co dzieje się wokół projektu "Pierwsza książka mojego dziecka" i słucham specjalistów, którzy mówią o tym, czego trzeba dziecku, a co nie jest konieczne. Piękno konieczne nie jest. Aha. Spójność też nie jest obowiązkowa. Aha. Pomysłowość nieobligatoryjna. Wiedza o możliwościach i potrzebach dziecka u tego, kto robi książkę, niekonieczna, mhm.
Te boleściwe wywody podbijają radość z książki, która przede mną leży. Przyznaję: ze złośliwą satysfakcją konstatuję, że artyzm i to w takim stężeniu, pojawia się w komiksie. Ale ale! Ciemno tu, niespokojnie, zwodniczo, bardzo estetycznie...
Luke Pearson w swoim nie tak długim życiu zdążył się napracować dla tych największych: New York Timesa, Guardiana, Cartoon Network, Disney TV. Prócz czterotomowego cyklu o Hildzie (w Polsce znamy trzy tomy, z czego najnowszy - Hilda i ptasia parada - właśnie trafia do rąk czytelników) narysował i napisał Some people i Everything we miss, jak również dostępny w sieci komiks Dull ache. Kartonista zacny, subtelnie pokazał świat dzielnej Hildy, otwartej na spotkania z najdziwniejszymi kreaturami. Powiem od razu - polubiłam Hildę od pierwszego dymka!
Mieszka sobie ta mała dziewczynka z mamą w drewnianym domku na pustkowiu. Do wielkiego miasta dojechać można, ale Hildę niespecjalnie tam ciągnie. Jej życie jest wystarczająco ciekawe. Można na przykład oglądać migracje puchów - latających puszystych stworzeń z kocimi pyskami większych od człowieka.
Świat Hildy jest ciemny i romantyczny - otwarty na niespodziewane spotkania. Uderzyła mnie pustka przestrzeni otaczającej dziewczynkę, iście północna, skalista, klarowna. W takiej niehałaśliwej scenerii dostrzega się więcej. Na przykład fakt, że choć lubimy się panoszyć, nie jesteśmy sami na ziemi. "Najeźdźca" to pojęcie zależne od punktu widzenia.
Spokój Hildy i jej mamy zakłócają dziwne roszczenia istot, których nie widać, a które rzekomo bardzo cierpią z powodu sąsiedztwa wielkoludów. Rozpoczynają się prześladowania: ultymatywne pisma, próby eksmisji. I nad Hildą zawisa widmo wyprowadzki. No tak, można być bez złych intencji wrzodem na czyimś tyłku. Od czego jednak odwaga i chęć porozumienia się? Hilda umie bronić swoich granic, ale jest zachwycająco otwarta na ekscentryczność. To, plus zdrowy rozsądek bardzo się przydadzą w negocjacjach. Hilda spojrzy na świat z perspektywy Gullivera w Lillipucie i w Brobdingnak. Mieć skrzata w uchu i być skrzatem w uchu - chcielibyście nie zmieniając rozmiaru doznać czegoś podobnego?
Pearson ma ogromne poczucie humoru. Widać je w poszczególnych sekwencjach obrazów i w pojedynczych kadrach. Zabawnie (upiornie!) jawi się biurokratyczna machina, która Hildzie i tajemniczym mieszkańcom jej małej ojczyzny uniemożliwia porozumienie. Znamy to i chętnie rozbrajamy satyrą - papierologia dająca władzę, upokarzająca petenta brakiem logiki, wytwarzająca poczucie stałego obcowania z funkcjonariuszami i procedurami zamiast z żywymi ludźmi. Każdy się broni, jak umie - "kawaleria premiera" wysłana przeciwko Hildzie czy historia z ciężarną kotką wywołały ataki śmiechu. Anyway, biurokracja na jednej szali, poczucie przyzwoitości i skłonność do kompromisów na drugiej. Hilda widzi, że niezależnie od rozmiaru panoszyć się nie wolno.
Ale jest tu i wielka dawka nostalgii, też związana z proporcjami. W pobliżu domu Hilda dostrzega tajemniczego olbrzyma. Dlaczego Jorgen szwenda się po nocy i wywołuje dziecięcy niepokój? Ta wielce romantyczna historia o wykorzenieniu i długiej tęsknocie nadała opowieści jeszcze inny smak. Melancholijna jest wyklejka, ukazująca Pradawne Olbrzymy. Pearson inspiruje się nordycką mitologią, żeby delikatnie uzmysłowić czytelnikowi, że istnieją różne od naszej perspektywy, z których można patrzeć na czas i na świat.
Pearson, jak napisałam, maluje opowieść zgaszonymi barwami. Kolory bywają tu antynaturalistyczne, monotonne i kreskówkowo płaskie, co przydaje opowieści surrealistycznego klimatu. Kadry wielce dynamiczne, zaskakują, do wielu z nich wracałam, delektując się poszczególnymi fragmentami historii. Poszczególne plansze mistrzowsko skomponowane - podoba mi się miniwojna w domu Hildy albo gra planami, świetnie podsycająca opozycję duże-małe; Pearson wie, jakie możliwości daje mu komiks! Postaci bardzo ujmujące. Hilda o chudych nóżkach i wielkim nosie, toporny Jorgen jakby powstał w czasach, kiedy kształty jeszcze nie się nie zróżnicowały i żywym istotom nie wypączkowały jeszcze rączki, nóżki, rzęski, noski.
W tej opowieści cudownie pomieszana jest domowa poczciwość z wielkim czarem, wiążącym się z Nieoczekiwanym. No i wielka doza mądrości. A wszystko tak smacznie podane, z taką dbałością o detal (sketchbook - wyklejka!), że przyznaje mi potwierdzić przypochlebne hasło Centralki: komiks dla dziecka mądrego rodzica.
Nie bez przyczyny arcydzieła dziecięcej literatury zapadają nam w pamięć. To nie tylko dobre książki dla dzieci i nie tylko sentyment dla nich żywimy. To mistrzostwo treści i formy nierozerwalnie z nią splecionej i nieredukowalnej do "estetyki". Porywająca książka wartości przekaże mimochodem, nie bezczelnie stukając do dziecięcej łepetyny.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu!
autor: Luke Pearson
tytuł: Hilda i nocny olbrzym
seria: Hilda
tłumacz: Hubert Brychczyński
wydawnictwo: Centralka
rok wydania: 2013
Mieszka sobie ta mała dziewczynka z mamą w drewnianym domku na pustkowiu. Do wielkiego miasta dojechać można, ale Hildę niespecjalnie tam ciągnie. Jej życie jest wystarczająco ciekawe. Można na przykład oglądać migracje puchów - latających puszystych stworzeń z kocimi pyskami większych od człowieka.
Świat Hildy jest ciemny i romantyczny - otwarty na niespodziewane spotkania. Uderzyła mnie pustka przestrzeni otaczającej dziewczynkę, iście północna, skalista, klarowna. W takiej niehałaśliwej scenerii dostrzega się więcej. Na przykład fakt, że choć lubimy się panoszyć, nie jesteśmy sami na ziemi. "Najeźdźca" to pojęcie zależne od punktu widzenia.
Spokój Hildy i jej mamy zakłócają dziwne roszczenia istot, których nie widać, a które rzekomo bardzo cierpią z powodu sąsiedztwa wielkoludów. Rozpoczynają się prześladowania: ultymatywne pisma, próby eksmisji. I nad Hildą zawisa widmo wyprowadzki. No tak, można być bez złych intencji wrzodem na czyimś tyłku. Od czego jednak odwaga i chęć porozumienia się? Hilda umie bronić swoich granic, ale jest zachwycająco otwarta na ekscentryczność. To, plus zdrowy rozsądek bardzo się przydadzą w negocjacjach. Hilda spojrzy na świat z perspektywy Gullivera w Lillipucie i w Brobdingnak. Mieć skrzata w uchu i być skrzatem w uchu - chcielibyście nie zmieniając rozmiaru doznać czegoś podobnego?
Pearson ma ogromne poczucie humoru. Widać je w poszczególnych sekwencjach obrazów i w pojedynczych kadrach. Zabawnie (upiornie!) jawi się biurokratyczna machina, która Hildzie i tajemniczym mieszkańcom jej małej ojczyzny uniemożliwia porozumienie. Znamy to i chętnie rozbrajamy satyrą - papierologia dająca władzę, upokarzająca petenta brakiem logiki, wytwarzająca poczucie stałego obcowania z funkcjonariuszami i procedurami zamiast z żywymi ludźmi. Każdy się broni, jak umie - "kawaleria premiera" wysłana przeciwko Hildzie czy historia z ciężarną kotką wywołały ataki śmiechu. Anyway, biurokracja na jednej szali, poczucie przyzwoitości i skłonność do kompromisów na drugiej. Hilda widzi, że niezależnie od rozmiaru panoszyć się nie wolno.
Ale jest tu i wielka dawka nostalgii, też związana z proporcjami. W pobliżu domu Hilda dostrzega tajemniczego olbrzyma. Dlaczego Jorgen szwenda się po nocy i wywołuje dziecięcy niepokój? Ta wielce romantyczna historia o wykorzenieniu i długiej tęsknocie nadała opowieści jeszcze inny smak. Melancholijna jest wyklejka, ukazująca Pradawne Olbrzymy. Pearson inspiruje się nordycką mitologią, żeby delikatnie uzmysłowić czytelnikowi, że istnieją różne od naszej perspektywy, z których można patrzeć na czas i na świat.
Pearson, jak napisałam, maluje opowieść zgaszonymi barwami. Kolory bywają tu antynaturalistyczne, monotonne i kreskówkowo płaskie, co przydaje opowieści surrealistycznego klimatu. Kadry wielce dynamiczne, zaskakują, do wielu z nich wracałam, delektując się poszczególnymi fragmentami historii. Poszczególne plansze mistrzowsko skomponowane - podoba mi się miniwojna w domu Hildy albo gra planami, świetnie podsycająca opozycję duże-małe; Pearson wie, jakie możliwości daje mu komiks! Postaci bardzo ujmujące. Hilda o chudych nóżkach i wielkim nosie, toporny Jorgen jakby powstał w czasach, kiedy kształty jeszcze nie się nie zróżnicowały i żywym istotom nie wypączkowały jeszcze rączki, nóżki, rzęski, noski.
W tej opowieści cudownie pomieszana jest domowa poczciwość z wielkim czarem, wiążącym się z Nieoczekiwanym. No i wielka doza mądrości. A wszystko tak smacznie podane, z taką dbałością o detal (sketchbook - wyklejka!), że przyznaje mi potwierdzić przypochlebne hasło Centralki: komiks dla dziecka mądrego rodzica.
Nie bez przyczyny arcydzieła dziecięcej literatury zapadają nam w pamięć. To nie tylko dobre książki dla dzieci i nie tylko sentyment dla nich żywimy. To mistrzostwo treści i formy nierozerwalnie z nią splecionej i nieredukowalnej do "estetyki". Porywająca książka wartości przekaże mimochodem, nie bezczelnie stukając do dziecięcej łepetyny.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu!
autor: Luke Pearson
tytuł: Hilda i nocny olbrzym
seria: Hilda
tłumacz: Hubert Brychczyński
wydawnictwo: Centralka
rok wydania: 2013
Komentarze
Prześlij komentarz