Zgadnij kotku, co mam w środku
Nie powiem nic oryginalnego: są opowieści, które stawiam w myśli na półce "do przeczytania", bo pociąga mnie tytuł. Lubię, jak nazywał Faulkner: Światłość w sierpniu. Róża dla Emilii. Absalomie, Absalomie. Jak suche liście Huxleya. Kiedyś, za wczesnej nastoletniości, obiecałam sobie przeczytać powieść pod oburzającym tytułem Idiota - i na jakiś czas zakochałam się w Myszkinie. Natomiast wymyślność Calvino - Jeśli zimową nocą podróżny - nie obiecała mi nic i dobrze, bo mnie ta książka zupełnie nie wzrusza. Od Eco zawsze wiało romantyzmem (Wyspa dnia poprzedniego!). Kiedyś tytuły jego powieści podawane były nabożnie przez wiele ust, dostawało się te książki pieszczone lubieniem, wytęsknione. Można było po przeczytaniu ocenić, czy tytuł wyrasta z utworu, czy został niezgrabnie doczepiony, jest zbyt wymyślną metaforą-protezą.
Chichoczę nad tytułami fantasy; ostatnio Zapada cień wszystkich nocy pompatycznie obwieścił mi, że nie jest opowieścią dla mnie. Ale nie jest tak prosto: Kraken Chiny Mieville wzbudził zabawne skojarzenia (idiotyczne "Release the Kraken!"), ale czytało się go prawie tak dobrze, jak resztę Mieville'a. Za to na niewiele mówiące tytuły Pieśni lodu i ognia właściwie nie zwracam uwagi, pochłaniając historię, którą lubię. Przecież jest tak, że tytuł ulubionej powieści z czasem przestaje znaczyć, zaczyna tylko brzmieć zadowoleniem.
Chichoczę nad tytułami fantasy; ostatnio Zapada cień wszystkich nocy pompatycznie obwieścił mi, że nie jest opowieścią dla mnie. Ale nie jest tak prosto: Kraken Chiny Mieville wzbudził zabawne skojarzenia (idiotyczne "Release the Kraken!"), ale czytało się go prawie tak dobrze, jak resztę Mieville'a. Za to na niewiele mówiące tytuły Pieśni lodu i ognia właściwie nie zwracam uwagi, pochłaniając historię, którą lubię. Przecież jest tak, że tytuł ulubionej powieści z czasem przestaje znaczyć, zaczyna tylko brzmieć zadowoleniem.
Ten tytuł mówił: jestem książką dla ciebie
Carson McCullers: Serce to samotny myśliwy.
Wydanie, które mam to pierwsze polskie wydanie tej powieści*, seria Nike z "Czytelnika", zielona obwoluta, zielone płótno. Lubię tę serię. Dobrze pomyślana książka do kieszeni i do dłoni. Cienkie żółtobrązowe kartki łatwo nadedrzeć. Piękna strona przedtytułowa z zielonym logo wydawnictwa, piękna strona tytułowa.
Recenzja tutaj
* rok 1964, w 1968 roku nakręcono niezapomnianą ekranizację z Alanem Arkinem i Sondą Locke
Carson McCullers: Serce to samotny myśliwy.
Wydanie, które mam to pierwsze polskie wydanie tej powieści*, seria Nike z "Czytelnika", zielona obwoluta, zielone płótno. Lubię tę serię. Dobrze pomyślana książka do kieszeni i do dłoni. Cienkie żółtobrązowe kartki łatwo nadedrzeć. Piękna strona przedtytułowa z zielonym logo wydawnictwa, piękna strona tytułowa.
Recenzja tutaj
* rok 1964, w 1968 roku nakręcono niezapomnianą ekranizację z Alanem Arkinem i Sondą Locke
Mówił, że książka dla Ciebie, i rozumiem że nie kłamał? :) Rzeczywiście ten tytuł jest niesamowity, aż zionie jakąś taką szarą melancholią, podobnie jak cała książka. Uwielbiam ją, i aż dziwne, że póki co to jedyna rzecz McCullers, po jaką sięgnęłam.
OdpowiedzUsuńCo do "Światłości..." to oczywiście entuzjazm również podzielam. Choć osobiście uważam oryginał tego tytułu - "Light in August" - za mniej już udany, a więc z mojej strony pokłon przede wszystkim w stronę tłumacza.
Do galerii tytułów doskonałych dorzucam jeszcze "Sprzedam dom, w którym już nie chcę mieszkać" Hrabala.
A skoro już w temacie tytułów jesteśmy, to wczoraj akurat zastanawiałam się nad tytułami powieści Alessandro Barrico. Książki są piękne, ale tytuły ni przypiął ni wypiął, bez fantazji, bez polotu, jakby z trudem wypocił ten ostatni, zwieńczający element swego dzieła - a i tak zdecydował się na taki, a nie inny jego kształt wyłącznie z desperacji :) Często tytuł zachwyca, a książka już niespecjalnie, tu natomiast - ciekawy przykład sytuacji zupełnie odwrotnej. Żal mi tylko biedaków, dla których tytuł jest zasadniczym kryterium przy wyborze lektur, bo w tym wypadku przegapić mogą prawdziwą literacką ucztę.
Pozdrawiam :)
Bardzo lubię tytuły Hrabala :) Mieszają zwyczajność i polot.
OdpowiedzUsuńBarrico - podzielam Twoje zdanie! Ale czasem lubię zwyczajność, kiedy tytuł nie usiłuje reklamować zawartości, jak krzykliwa przekupka.
Ostatnio miałam zabawną sytuację, kiedy próbowałam przypomnieć sobie tytuł właśnie czytanej powieści Alice Munro "Kim ty, do cholery, jesteś?" - było jedną z wersji :)