Bądź mą Walentynką Tierieszkową!

     Walentyna Tierieszkowa była pierwszą kobietą w przestrzeni kosmicznej. Najpierw w kosmos poleciał pies*, później człowiek, następnie kobieta. Pod patronatem kosmonautki Walentyny Tierieszkowej i Walentego, świętego od zakochań i silnych umysłowych niedyspozycji, kilka szalonych cytatów i kilka odlotów na orbitę miłości..
Dzień dobry, dziś święty Walenty.
Dopiero co świtać poczyna;
Młodzieniec snem leży ujęty,
A hoża doń puka dziewczyna.
Poskoczył kochanek, wdział szaty,
Drzwi rozwarł przed swoją jedyną
I weszła dziewczyna do chaty,
Lecz z chaty nie wyszła dziewczyną. 
     Piosenkę śpiewa nie sprośny żołnierz czy karczemna dziewka, ale cna Ofelia, to "biedne dziewczę, wyzute z szlachetnej władzy rozumu", w czwartym akcie Hamleta. Święty Walenty sprawuje nad nią szczególną pieczę: nie tylko się dziewczyna zakochała, ale również oszalała. Wiemy, jak skończyła się ta historia, poniżej znana wariacja Millais na temat śmierci Ofelii


     W innej trującej opowieści mamy parę wiarołomców, która łamie niemal wszystkie przysięgi, egoistycznie niszcząc życie wszystkim dookoła, ba! oszukując samego Boga. Denis de Rougemont w sadystycznie piękny sposób przekonywał nas, że jedynie piękna miłość między mężczyzną i kobietą w literaturze europejskiej to miłość pozamałżeńska. A więc najpiękniejsza z historii, Dzieje Tristana i Izoldy. Historia zbyt szalona, żeby być tylko opowieścią o dwornej miłości :
Panowie miłościwi, czy wola wasza usłyszeć piękną opowieść o miłości i śmierci? To rzecz o Tristanie i Izoldzie królowej. Słuchajcie, w jaki sposób w wielkiej radości, w wielkiej żałobie miłowali się, później zasię pomarli w tym samym dniu, on przez nią, ona przez niego.[...]
[...] Izold kochała go. Chciała nienawidzić - zali nią haniebnie nie wzgardził? Chciała nienawidzić i nie mogła, dręczona w sercu czułością dotkliwiej piekącą niż nienawiść. Brangien patrzała na nich z bólem, okrutniej jeszcze udręczona. Ona jedna znała nieszczęście, które sprawiła. Dwa dni śledziła ich i widziała, jak odtrącają wszelkie jadło, wszelki napój i wszelkie pokrzepienie, jak się szukają niby ślepi posuwający się po omacku ku sobie, nieszczęśliwi, kiedy usychali rozdzieleni, bardziej nieszczęśliwi jeszcze, kiedy będąc przy sobie drżeli przed grozą pierwszego wyznania. Trzeciego dnia, kiedy Tristan zbliżał się do namiotu rozpiętego na pokładzie, gdzie Izolda szukała schronienia, Izold ujrzała go nadchodzącego i rzekła pokornie:
- Wejdźcie, panie!
- Królowo - rzekł Tristan - czemu nazywasz mnie panem? Czy nie jestem, przeciwnie, twym lennikiem, wasalem, powinnym cię czcić, służyć ci i kochać ciebie jak swoją królową i panią? Izold odparła:
- Nie, ty wiesz o tym, że jesteś moim panem i władcą! Ty wiesz, że twoja moc włada nade mną i że jestem twą niewolnicą! [...]
A na obrazie dantejscy Paolo i Francesca. Pochyleni nad historią o występnej miłości Ginerwy, żony króla Artura i Lancelota, najwspanialszego z rycerzy - czy bez zbójeckiej książki znaleźliby odwagę do grzechu?




     Rzeczywiście, okrutnie mało miłości małżeńskiej w literaturze. Jedną z miłujących żon jest Sigrun Elżbiety Cherezińskiej, główna bohaterka pierwszej części sagi Północna Droga. Pełnemu pasji kochaniu sprzyja tęsknota: piękny mąż każdego roku wypływa z domu łupić, powraca do domu jesienią.

     Dwuznaczne miłowanie, które zrobiło na mnie ogromne wrażenie, to iskrzenie między Hansem Castorpem a Kławdią Chauchat w Czarodziejskiej górze Tomasza Manna. Może stało się tak dzięki niesamowitej prefiguracji Kławdii, którą był Przybysław Hippe i pożyczony od niego ołówek jako pretekst do nawiązania znajomości. A może dzięki precyzyjnie opisanej niedojrzałości Hansa, przejawiającej się w krążeniu, osaczaniu, zauroczeniu i niefinalizowaniu relacji, wiecznym rozpamiętywaniu kilku sytuacji i zafiksowaniu na punkcie szczegółów. Ale jak niesłychanie pięknie to wszystko opisane: 
Ręka, która poprawiała włosy, nie była tak wypielęgnowana i delikatna, jak ręce pań należących do sfery towarzyskiej młodego Hansa Castorpa. Dość szeroka, o zbyt krótkich palcach, miała w sobie coś prymitywnego i dziecinnego, coś z ręki uczennicy; paznokcie jej na pewno nie znały manicure, były, również jak u uczennicy, byle jak obcięte nożyczkami, a skórka na bokach, jakby trochę postrzępiona, świadczyła prawie o małym nałogu obgryzania paznokci.
     Zarówno rudoblond warkocz oplatający głowę, zbyt szerokie kości policzkowe ujawniające wschodnie pochodzenie, skradający chód, jak i nieładne dłonie składają się na obiekt miłowania. Koktajl emocji, które opisał Thomas Mann, jest wspaniały. Castorp początkowo nie cierpi Kławdii. Pierwej kobieta jest dla niego irytacją w czystej postaci: nieustannie spóźnia się na posiłki i trzaska drzwiami jadalni. Niemiecki akuratny Hans i tatarska Kławdia. Słyszy o niej, szpieguje ją, a Rosjanka wyczuwa zainteresowanie, choć relacji nie nawiązuje. Z czasem Castorp  w nagłym olśnieniu domyśli się, dlaczego ma poczucie, iż zna Kławdię, dlaczego ma poczucie deja vu. Przypomni sobie zauroczenie szkolnym kolegą. A później, bredząc podczas finalnej ich rozmowy (w trakcie której okaże się, jak wiele o sobie wiedzą, nie rozmawiając wcześniej), Hans powiąże miłość do Przybysława i do Kławdii ze swą chorobą. 
     Piękne połączenie miłości o tle wstydliwym, homoseksualnym oraz choroby powracało w twórczości Manna. A wspaniały literacko, zawiesisty opis homoseksualnego zauroczenia przydarzył mi się ostatnio w tomie opowiadań Za kogo ty się uważasz Alice Munro. Ciekawam, jacy byli literaccy przodkowie fragmentów o dziewczyńskiej miłości u kanadyjskiej pisarki.
     Napisałam, że miłość na tyle gorąca, by jej wierzyć, z reguły nie wydarza się w literaturze między małżonkami. Jednak jedna z moich najulubieńszych powieści za przedmiot ma między innymi miłość małżeńską. I jest to wspaniała miłość. Właściwie fabuła potwierdza to, co napisane powyżej: męża w tej powieści już nie ma, została jedynie tęsknota za nim. Uczucie można zatem obrabiać we wspomnieniach bez obawy, że wytrze się w codziennym używaniu. To Historia Lisey Stephena Kinga. Opowieść o dojrzałej kobiecie usiłującej pozbierać się po śmierci męża, zamienia się w transową podróż - dokąd? Tam, skąd pochodzą wyparte z pamięci straszne i piękne obrazy. Do jakiejś magicznej i upiornej Nibylandii. Trudno ująć w słowa, na czym właściwie zasadza się czar tej powieści. Na połączeniu słodyczy, smutku i horroru? Na fenomenalnym ujęciu rozmaitych uczuciowych relacji, z których każda truje, naznacza i nadaje życiu niepowtarzalny kształt, którego byśmy się za nic nie wyrzekli? Każda z relacji, która pojawia się w powieści - miłość między Lisey i jej mężem Scottem, braterska miłość Scotta i Paula i ich uczucie do potwornego ojca, siostrzana miłość Lisey i Amandy - opisana jest z zawrotną głębią, bezkompromisowo. 
Obudziła się i usłyszała własny głos, powtarzający w kółko, jak mantrę: Ja cię kochałam, ja cię uratowałam, ja ci przyniosłam lód. Ja cię kochałam, ja cię uratowałam, ja ci przyniosłam lód. Ja cię kochałam, ja cię uratowałam, ja ci przyniosłam lód.
Leżała bardzo długo, wspominając pewien upalny sierpniowy dzień w Nashville i myśląc - nie po raz pierwszy - że życie w pojedynkę po tak długim życiu w podwójkę to jedno gumno. Można by pomyśleć, że po dwóch latach człowiek już się przestaje temu tak dziwować, ale nie, czas najwyraźniej nie zdziałał nic, tylko stępił najbardziej tnące ostrze rozpaczy, która teraz raczej szarpała. Bo nic nie było po staremu. Ani na zewnątrz, ani wewnątrz, nie dla niej. Leżąc w łóżku, które kiedyś mieściło dwa ciała, Lisey myślała, że samotność nigdy nie jest bardziej samotna niż wtedy, kiedy człowiek się budzi i uświadamia sobie, że ma cały dom dla siebie. Że jedyne żywe stworzenia to ty i myszy w ścianach.
Tyle. 


Erich Kastner cierpliwie czeka. 

* co właściwie oznacza "przestrzeń kosmiczna" i czy nasionka oraz muszki owocówki się liczą do kosmicznego inwentarza - odpowiedzi proszę nie szukać tutaj

Komentarze

  1. Piękny wpis w klimacie dnia zakochanych. Na punkcie pre-rafaelitów jestem lekko zakręcona, a więc cieszę się, że tym, a nie innym obrazem zilustrowałaś fragment dotyczący Ofelii :)
    Małżeńskich historii miłosnych w literaturze rzeczywicie jak na lekarstwo. Mnie przyszła na myśl Krystyna i Erlend ("Krystyna, córka Lavransa"), ale ta miłość nie była prosta i jednoznaczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Kaye! Ja też lubię pre-rafaelitów! Przypominam sobie taki jeden kryminał Jarosława Mikołajewskiego, Herbata dla wielbłąda, z tego, co pamiętam, bractwo odgrywało tam znaczącą rolę! "Krystytny..." nie znam. Ciekawam, jaki ta miłość miała kształt...

      Usuń
  2. Polecam "Baby" Czechowa w takim razie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że tego nie czytałam? A wspominając mój totalny licealny zachwyt Czechowem, pewnie zawezmę wkrótce. Jeśli Harry Hole pozwoli :)

      Usuń
  3. Tristana i jego ukochaną Izoldę uwielbiam. Brakuje mi dziś takich historii...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta historia jest doskonała w każdym punkcie. Bardzo mocna.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci