Solidna porcja nonsensu - Wyliczanki z pustej szklanki
Wyliczanki z pustej szklanki Małgorzaty Strzałkowskiej wydało niedawno wydawnictwo Bajka. Zilustrował je Kacper Dudek, który Dorocie Gellner wydanej przez Bajkę ozdobił W czepku urodzone. Sądzę, że na taką porcję śmiechu i językołamania warto wydać 29,90.
W wyliczankach lubię to, że cofają nas do pierwotności, początków języka, kiedy brzmienie i znaczenie były blisko siebie. Tajemnicze asocjacje słów na pozór odległych, mlaskanie i kląskanie, rytm i rymowanie. A skoro to Strzałkowska, to dochodzi piekielna finezja i wdzięk. Jej wyliczanki są w zasadzie łobuzerskimi minihistoryjkami, zamieszkiwanymi przez ekstrawaganckich bohaterów: outsiderów i kosmitów, dziwaków i dziwne zwierzęta. Oni coś robią, robią dużo i popędliwie, oddalając się przy tym od sensu. A żeby nie być gołosłownym:
Korek, worek, mury, góry,stary major turla kury,za majorem majorowado torebki krowy chowa,bęc!
A na kanwie znanego powiedzenia, uruchamiając wyobraźnię i niemożebnie stężając absurd:
Tere fere kuku,
strzela baba z łuku,
a dziad strzela z nosa,
ucho od kosmosa!
Pewnie trzeba będzie popracować z frazeologizmami, wyjaśnić co nieco, jeśli dziecię nie wie jeszcze, że normalne ucho jest od śledzia. Bardzo lubię zamieszanie wynikające z cofania się z poziomu metaforycznego do dosłownego, a na tym Strzałkowska buduje wiele swoich lapidarnych historyjek! Oprócz tego, jak zwykle, kiedy czytamy ją na głos, mamy odbębnioną artykulacyjną szóstkę Weidera :) Czyli warto nakłaniać dziecko, żeby czytało z nami na głos. Przy okazji czytania Strzałkowskiej można uświadomić dziecku, na ile świetnych sposobów i na jakich poziomach może mówić poeta. I to mówić wesoło, zapętlając język w supeł! Najzabawniej jest, kiedy ta arcysympatyczna obfitość wybucha nam w głowie i nie trzeba nic wyjaśniać...
Kacper Dudek zilustrował mocno i kolorowo:
Ucieszywszy się taką lekturą, powracam do mniej wyrafinowanego Drwala...
Komentarze
Prześlij komentarz