Starzenie się science fiction
Nic się tak prędko nie starzeje, jak powieści przyszłościowe. Jak techniczno-społeczne ekstrapolacje. Wizje Supersieci, ducha poczynającego się w maszynie, buntujących się urządzeń ze śladem choćby elektroniki, a czasem nawet tylko elektryki! A pamiętacie Zaporę Mankella (tak tak, zapora to firewall!)? Ile tam zabawnego zadęcia :)
Wydawnictwo Literackie, odgrzebując ponownie Lema, wznowiło Opowieści o pilocie Pirxie. Bardzo je lubię. Jerzy Jarzębski pięknie pisał o kosmosie w opowiadaniach o Pirxie. Ten kosmos jest pusty i nudny. Rutyna. Brak złudzeń co do możliwości Kontaktu. Statki kosmiczne jak w filmach o Obcym: rupiecie, odczarowane z fascynacji techniką, niewypolerowane, psujące się. Oczywiście, trzeba wziąć pod uwagę, że po latach zmian i krzepnięcia różnych konwencji w pewnym momencie s-f weszła po prostu w "konwencję rutyniarstwa", bardziej dyskretnego przemycania technicznych szczegółów, a astronauci przestali świecić kombinezonami i szpanować blasterami.
A piszę o Lemie, bo z Rzeźni (tu zdjęcie) mam zbiór opowiadań Ciemność i pleśń, wydany przez WL w 1988 roku, jednak już po stylu i rekwizytorni widać, że opowiadania zamieszczone w nim pisane były na przestrzeni wielu lat. Są też dwa o pilocie Pirxie. Co przetrwało, a co się przeterminowało?
Komentarze
Prześlij komentarz