Skrzaty

     Jeśliby jakiś człowiek przechodził we śnie przez Raj i dano by mu kwiat na dowód, że tam był, i gdyby, obudziwszy się, znalazł ten kwiat w swym ręku... to co wtedy?


     Skrzaty, wydane w 2011 roku przez Bonę z Krakowa, to kolejna książka, które niezwykle miło mi posiadać. Zacny ciężar, nakłaniający do rozłożenia księgi na kolanach, a ciała na wygodnym fotelu. Grube karty, których nie można za szybko przerzucać. Niezwykły tekst Wila Huygena wyrażony fantazyjną czcionką. Wreszcie to, co jest duszą tej książki - ilustracje Riena Poortvlieta. Wyobrażam sobie, jak ładnie ta książka będzie się starzeć, jak żółtawy werniks czasu wpłynie na kolory Poortvlieta...
      Zawieszamy niewiarę na kołku, siadamy wygodnie przy dobrym źródle światła. I czytamy powoli monografię poświęconą skrzatom. Utrzymana w stylu poważnych rozpraw naukowych, opatrzona mapami, szkicami i schematami księga jest dokładna i systematyczna. Opisuje codzienność skrzatów, związek z Panią Naturą (mieszczuchy Pożyczalscy powinni przeczytać tę książkę!). Skrzaty harmonijnie współistnieją ze zwierzętami. Ludziom się nie ujawniają, ale wiele o nich wiedzą.
     Dziecięcy czytelnik w zasadzie niewiary zawieszać nie musi. Urzeknie go sama ilość informacji, a także użycie "dorosłych" instrumentów przekonywania: powagi, encyklopedycznej dokładności, naukowego języka. Zaś w ilustracje Poortvlieta, realistyczne, szczegółowe, pełne ciepłych barw, można wpaść. Poortvliet pięknie malował zaorane pola, zimowe i jesienne lasy. Rozległe, majestatyczne pejzaże, grające światłem i kolorami, budzą wzniosły niepokój. Takie lasy, o których myślimy: w nich mieszka ktoś niezwykły! Osobliwie przyskrzynia skrzata do istnienia przyłapanie go w trakcie malowania pejzażu: na tle rozległego krajobrazu malarz umieszcza jaskrawoczerwoną plamkę - skrzacią czapkę... Podobnie zestawienie skrzaciej pulchności z ciałem zająca czy lisa. Jakie tajemnicze jest samotne drzewo w zimową noc! Skrzaty - zwinni mali wędrowcy - przemykają w centrum tej tajemnicy. Drugi rodzaj ilustracji to obrazki inspirowane ilustracją przyrodniczą z jej szczegółowością i precyzją. Części ciała, przedstawianie części na tle całości, schemat, przekrój - ale wszystko z czułością i finezją kogoś, kto przechadza się z siatką na motyle i szkłem powiększającym, a nie porcjuje preparaty w laboratorium. Ilustracje te wywołują skojarzenie z tymi pierwszymi empirystami, którzy byli zarazem artystami, dla nich jeszcze od niedoboru wiedzy niebo było pełne znaków, a świat był pełen cudów*.
Za książką tą stoi piękna tradycja bestiariuszy, zoologii fantastycznych*. Taka wiara-niewiara wynikająca z niewiedzy rozdymającej fakty wyobraźnią. Dziś czujemy tęsknotę za istnieniem białych plam - Ziemi Księdza Jana, Kukanii, horyzontu, za którym mieszka całe to baśniowe tałatajstwo. Dziś musimy dawać krok obok rzeczywistości. C.S. Lewis wymyślił szafę, którą Łucja przeszła do krainy pana Tumnusa i lwa Aslana. Dorosłym umieścił mitologiczny zwierzyniec na Perelandrze. A w przypadku tej książki niewiarę zawieszamy chętnie, bo skrzaty to wspaniałe istoty. Wytrwałe, szlachetne, pełne humoru, pomocne.






















Jak pisałam, Skrzaty są wspaniałym gwiazdkowym prezentem od Szefowej. Sprawiły mnóstwo musującej radości w te niewesołe święta, uśmiecham się myśląc o tym prezencie. 

* parafraza Calderona de la Barca "Życie jest snem"
** Borgesa i Gondowicza, a także Eco...

autor: Wil Huygen
tytuł: Skrzaty
przekład: Barbara Durbajło
ilustracje: Rien Poortvliet
wydawnictwo: Bona

rok wydania: 2011
 

Komentarze

  1. wszystko niby pieknie ale tej magii trochę brak wszystko tak na patelni podane jakos tak po niemiecku... nie żebym od razu był przeciwnikem tej uroczej książeczki ale takim nieufny i lekko przesycony jakbym za dużo czekulady zjadł na raz z okienkiem takiej z bazaru, kiedy ją czytam, brak w niej troszkę miejsca na czytelnika... wolę moją nowa śpiewkę na stare tematy - Rogue's Gallery gdzie zardzewiałe knypy i honor kaprawego korsarza i jasnie oświecony kaper jej królewskiej mości kurwy z portowego baru mruga do mnie wyłupionym oczkiem pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Matkoboskajózefieświęty, co ty czytasz?! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Brak miejsca na czytelnika? w sensie że zbyt dosłowna? No ja się w niej odnalazłam :)najwidoczniej lubię niemiecką systematyczność :)
    a magii brak skrzaciej, czy książce brak magii?
    a jeśli o niechęci do niemieckiej systematyczności mowa: ostatnio przy okazji Hobbita przypomniałam sobie Kowala z Podlesia Większego - to był dla mnie majstersztyk magii i spełnienie możliwości fantasy: opowieść bezlitośnie (zajebiste to!) krótka, a przez to esencjonalna, nostalgiczna, pełna niedopowiedzeń, zarysowująca pewne sytuacje, połacie zapomnianej wiedzy i historii - ach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorka Anonimie, usunal mi sie twoj komentarz i moja cieta riposta! Psiakosc tyle pisania na nic :)

      Usuń
  4. Czołem, tu jogo. Zaglądam tu czasem, żeby się pogapić :)
    Gdybym była dzieckiem, tobym "zamawiała sobie" każdą postać z tej bajki. Coś pięknego. Kiedyś kupiłam sobie w szmateksie obrazek takiej sarenki z ptaszętami snującymi się po bokach jakiegoś zielska wśród którego pasła się wielkooka. Taki kicz-nie-kicz, ale wszystkie moje koleżanki zazdrościły mi tej sarny, monż zaś mówił coś o zinfantylnieniu. Tak czy inaczej - trafia do mnie taki typ ilustracji jak wyżej. Lubię współczesne "eksperymenta", ale czasami wracam do klasyki i wtedy czuję się dziewczyną. To fajne uczucie :)
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  5. Jogo, mimo werystycznej dokładności to nie są landszafty. Poortvliet naprawdę zaskakuje mnie ujęciami, one są z jednej strony oczywiste, jak zachodzące słońce przepalające pnie drzew, albo kompozycja, na którą składają się: trzy czwarte chmurnego nieba, wąski paseczek cywilizacji na horyzoncie (jakaś odległa wieś) i jedna czwarta zaoranego pola. A z drugiej strony świadczą o jakimś prawie mistycznym, intuicyjnym podejściu do natury. Tutaj jego prace: http://one1more2time3.wordpress.com/2010/11/07/more-poortvliet/
    I też to lubię, równolegle z eksperymentami :)
    A w ogóle - miło Cię czytnąć :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, rozumiem, rozumiem, Fräulein Doktor ;) Lecz rozczula mnie użycie słowa "werystyczny" w odniesieniu do tych skrzatów ;) Dla mnie, gdyby odrzucić wszystkie rozbudowane przez dorosłych symboliczne akcenty, to nadal miły dla dziecięcego oka krajobraz na pograniczu kiczu, ciepłe barwy, przepastność lasu. Czyli zupełnie jak przyroda. Jako dziecko takie lubiłam najbardziej.
    Pozdrowienia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to taki chwyt, jak dokładnie narysujemy skrzaci domek, to on jakby nieco bardziej zaistnieje :)
      a te zwierzęce noski u niego! :)

      Usuń
  7. polecam komiks "thorgal - dziecko gwiazd", którego rozdział "metal, który nie istniał" jest źródłem... nazwijmy to inspiracji pana Poortvlieta

    OdpowiedzUsuń
  8. chętnie obejrzę, jak zdołam dostać :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan