Ekstrawagancka baśń o rewolucji - Jurij Olesza "Trzech grubasów"


Z majowej wyprawy o książki do Zamku (tutaj ponownie pozłociste i brylantowe podziękowania dla księgarskiej pary M&M) przytargałam między innymi wielką knigę, wydaną w 1986 roku przez Książkę i Wiedzę we współpracy z moskiewską Radugą. Tri tołstiaka, czyli Trzech grubasów Jurija Oleszy, pierwszy raz ukazało się w 1928 roku. Jedenaście lat wcześniej lud przejął władzę. W 1928 roku dogasał NEP, pięciolatki i kołchozy nadciągały wielkimi krokami.
     Trzech grubasów nazywana jest baśnią groteskową, alegoryczną, symboliczną. W sumie prawda, ale to za mało. "Trzech grubasów" to opowieść, która wyraźnie i misternie przechodzi od baśni ku opowieści awanturniczo-obyczajowej, powiedzmy - taka baśń świadomie modernizowana. Jakby napór nowych czasów naciskał na ramy baśni. Ach, jak mocno to czuć, jakie to ekscytujące! Jednak to wciąż baśń, czyli opowieść o sprawiedliwości, porządku i karze.
     Mamy więc scenerię – miasto. Jakie to miasto? Och, miasto z pogranicza czasów. Jest w nim tradycyjny pałac – siedziba tyranów, ale też przeszklone kopuły i jasne ulice, wielka nowoczesna lampa – gwiazda. Awangarda. Słowa opisujące miasto także awangardowe: oryginalne, świeże porównania, urywany, niespokojny rytm zdań, zaskakujące paralelizmy. Miasto jest ważne w tej opowieści, bo właśnie tam kształtują się poszczególne typy ludzkie: wędrowni sprytni kuglarze, uczony, który już nie jest alchemikiem i magiem, tylko właściwie wynalazcą. Jednak wciąż wynalazcą-idealistą, a nie oziębłym naukowcem, rezygnującym z metafizyki. Właśnie dlatego, że etyczny, Gaspar Arneri wciąż cieszy się zaufaniem ludzi. 
     Miasto tworzy tłum, falujący pod naporem zbiorowych emocji. Tłum ma głos i twarz, a nawet trzy twarze: rudowłosego rusznikarza Prospero, gimnastyka Tibula i maleńkiej tancerki Suok. Jest więc i groźny, i czuły, i piękny.
     A tym miastem rządzi trzech grubasów. Puchną, kiedy coś przyprawia ich o dreszcz ekscytacji. Skupiają w sobie nienasycenie i okrucieństwo nierobów i krwiopijców. Wierzcie mi – są przerażający. Pomysły mają diabelskie. Wychowują sobie następcę, malca o żelaznym sercu, małego księcia Tutti. Skąd się u nich wziął? Dlaczego nie rozstaje się z pewną misternie skonstruowaną lalką? Same tajemnice.
     Jednak lud się budzi i przygotowuje rewolucję. Kiedy rusznikarz Prospero zostanie aresztowany, na gimnastyka Tibula także rozpoczną się łowy. Będzie uciekał po linie rozpiętej nad miastem, dachach i wyjdzie z kominka w domu - czyim? Książę Tutti straci lalkę, po to, by ją odzyskać w nowej, zaskakującej postaci. Tempo wydarzeń jest porażające, emocje falują od zachwytu do smutku, od rozbawienia do przestrachu. I strach jest naprawdę głęboki. A przerażenie dojmujące. Bohaterowie nie są tylko typami, mają mnóstwo bezinteresownych nawyków i dziwactw. W opowieści jest o sto zdań więcej, niż wymaga tego propagandowy cel. Co najważniejsze, ta opowieść jest przepięknie napisana. Garść cytatów na zachętę:

„Gwardziści wybrali dogodne stanowiska. Oficer biegał bardzo zaaferowany. W ręku trzymał pistolet. Ostrogi miał długie jak płozy. Zrobiło się zupełnie cicho. Doktor złapał się za serce, które skakało jak jajko w gotującej się wodzie."

„Wtedy stary klown podszedł do płóciennej przegródki i zawołał. Wymówił dziwne imię, słychać było dwa dźwięki, jakby odemknął maleńkie drewniane okrągłe pudełeczko, które z trudem się otwiera: Suok!"

„Pod okiem jednego z nich czernił się siniak w kształcie nieładnej róży albo ładnej żaby"

Wpadłam w tę opowieść po uszy. Wyszłam z niej poruszona. To właśnie od Oleszy ściągnął Stalin, łowca pięknych zdań, określenie artysty - inżyniera ludzkich dusz. Jeśli tak pisać o rewolucji, to ja chętnie bym to czytała. Aha – mój egzemplarz pachnie papierosami. Jak wiadomo, rewolucjoniści kurzą jak maszyny parowe.

autor: Jurij Olesza
tytuł: Trzech grubasów
ilustracje: Borys Kałuszyn
przekład: Ryszard Nowakowski
wydawnictwo: Książka i Wiedza / Raduga
rok wydania: 1986

Komentarze

  1. Jak ja lubię czytać o Twoich czytelniczych zachwytach!:) Namówiłaś mnie na kolejną książkę, o! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No strasznie miło mi :) w przypadku Oleszy to czysty zysk, wiesz?

    OdpowiedzUsuń
  3. Książka niezwykła, ale niestety nie pamiętam jej z czasów szkolnych, jak to sie stało, że nigdy na nią nie trafiłam? A powiedz mi, Nieparyzanko, słuchałaś kiedyś dawno dawno temu, audycji "Radio dzieciom" w PR1?

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie pamiętam nic, cho kojarzę chyba dżingiel... ale ni wiem czy mi pamięc przypadkiem czegoś nie wytwarza zamiast odtwarzac...
    Aaa, Złota Bramo, jakie masz wydanie "Bajek pana Bałagana"? Bo spoglądając na ilustracje Stasysa do Batko, pomyślalam, że skądś znam takie wielkie przestrzenie i błękity i okrągle oczy... no i chyba się ktoś Stasysem zainspirował, jak będę miała czas, to wrzucę dla porównania :))
    A kolejna sprawa: znasz Karusię z Zakamarków, a raczej jej Piaskowego Wilka? Otóż mam na półce cudownego "Złotego lisa" Andrzejewskiego, opowiadanie przepiękne. Tam jest samotny chłopiec i ekstrawagancki, cudny i nieprzewidywalny Lis... wiem, że nie opatentowaliśmy przepisu na opowiastkę o samotnym dziecku i wymyślonym zwierzęciu, ale jednak... jakoś tak... wolę Andrzejewskiego

    OdpowiedzUsuń
  5. "Bajki..." pochodzą z roku 1989, a ilustrował Przemysław Woźniak. Jego ilustracje przypominają mi też trochę klimat Boratyńskiego. "Złotego lisa" posiadam, chyba od taty kiedyś dostałam:) Tylko niektóre ilustracje sprawiają wrażenie, jakby je pijany drukował. Taki podły trochę papier i jakość nie najlepsza... Karusi z Zakamarków jeszcze nie poznałam, dopiszę do listy "must read":) A z moich ostatnich zakurzonych odkryć polecam "Gałkę od łóżka" z ilustracjami jednego z moich Mistrzów - Szancera. Czasu mi ostatnio brak, bo z chęcią wrzuciłabym coś nowego na blog:/

    OdpowiedzUsuń
  6. Znam i strasznie lubie Mary Norton:-)
    No a powiedz, kiedy porownujesz ilustracje Stasysa i Wozniaka, nie narzuca Ci sie podobienstwo? Choc wlasciwie lubie obrazki w "Bajkach...", bardzo do nich pasują.
    Sluchaj, wrzuc cos na bloga koniecznie i bez wykrecania. araz, migiem!

    OdpowiedzUsuń
  7. Pamiętam z dzieciństwa tę książkę. Sugestywne ilustracje zrobiły na mnie wrażenie i pozostały mi w pamięci.
    Treść jednak to potworna, krwiożercza propaganda, istny trybik w machinie komunistycznego totalitaryzmu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy dziecko czyta opowieść o rewolucji, wierzy jej i zachwyca je sprawiedliwa kara za zbrodnie - to właśnie niebezpieczeństwo dobrze zrobionych opowieści propagandowych. Głodujący zabierają chleb żarłokom, bici łamią bat - czy w tym jest coś złego?

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci