B@jki czyli b@łagan, a może nawet b@nał

    W BISie wyszły na dniach B@jki Marcina Pałasza. B@jki to historie dobrze wszystkim znane, ale przekształcone właśnie tak, jak sugeruje "małpa" w tytule. To uwspółcześnione miksy dobrze znanych baśni. Motywy ze starych opowieści wędrują, splatają się i, co ważniejsze, nabierają współczesnych rumieńców. Kapturek jest nie czerwony, a zielony. Królewna jest Śmieszka, a nie Śpiąca, czy Śnieżka. Smok, jak kiełbasa, jest podwawelski. Bohaterowie mówią i myślą  "po dzisiejszemu", posługują się gadżetami ze współczesnego świata. Zmieniają się punkty ciężkości i punkty widzenia: bohaterem może zostać ktoś nieoczekiwany, jak robak wędkarza, który łowi rybkę (złotą). 



    Znany zestaw chwytów? A jakże, doskonale znany! Sama pisałam (tutaj) o Baśniach Magdaleny Samozwaniec, dowcipnych i miejscami niewesołych uwspółcześnionych wersjach znanych bajek, w których nacisk położono na opowiedzenie o kobiecości, rolach kobiety i mężczyzny. 
    Pisałam (tutaj) o Górach Żmijowych Zygmunta Miłoszewskiego, w których narrator ujawniał i na gorąco komentował sytuację snucia bajki dla dziecka, zaś niektórzy bohaterowie byli świadomi, że uczestniczą w opowieści i domagali się przedefiniowania swojej w niej roli (Krasnoludki, pardon - Wolne Skrzaty). Te postmodernistyczne chwyty nie przeszkadzały w zaangażowaniu się w opowieść i w polubieniu bohaterów.  
    A gdzieś w komentarzach toczyła się rozmowa o kapitalnych Bajkach pana Bałagana Jerzego Niemczuka (tu recenzja). Prócz tego znam Siedmiu wspaniałych Roksany Jędrzejewskiej-Wróbel. I masę opowieści, które jawnie w całości bądź we fragmentach nawiązują do znanych bajek.
    Z jednej strony pięknie, kiedy teksty rozmawiają ze sobą. Intertekstualność jest świadectwem wagi opowieści, dowodem ciągłości rozmowy książek*. Nawiązania stylistyczne, fabularne, ideowe pozwalają zinterpretować przeszłą opowieść we własny sposób. Pisanie starych bajek na nowo pokazuje potrzebę odnoszenia się do stałego wzorca - na dyskusję ze wzorcem. Jednak niestety to głównie popkultura żywi się tym, co wcześniej wyprodukowano. Szatkowanie znanych opowieści na coraz mniejsze i mniej znaczące kawałki, dobieranie cytatów - błyskotek. Parodia niewiele mówiąca, ot śmiechowe przekręcenia, a nie gra z, powiedzmy, bajkowymi stereotypami. Porozumiewawcze mruganie okiem tak częste, że przeradza się w tik. "Co mi chcesz tym powiedzieć? Nic, ale to fajne". Więc w B@jkach co krok, to żart, trochę cyniczny, z lekka makabryczny. Co chwila zabawne qui pro quo, nieustanne aluzje do dorosłej wiedzy. Jednak na co dziecku żarciki z depresji czy Alzheimera? Wiem wiem: why so serious?
    Przykład: królewna Śmieszka dotknięta jest dziwną przypadłością, nie umie płakać. Wezwana wróżka orzeka, że to coś jakby klątwa. Intelektualnie bardzo jest rozwinięta, smarkula dyskutuje z ojcem na tematy państwowe, argumentując jak wytrawny mąż stanu. Natomiast emocjonalnie niedomaga. Robi żarciki, które nikogo, poza nią samą, nie bawią. Co gorsza - powtarza je, bawiąc się za każdym razem tak samo dobrze, a otoczenie zaczyna mieć się przed nią na baczności. O jeden żart za daleko: królewna zamęcza chomiczka na śmierć. Robi się jej żal i płacze. Tego nie rozumiem, mi się to wydaje niespójne i niezbyt smaczne. Cóż, tak się składa, że smarkuli nic się nie stało, nieszczęście dotknęło zastępczo kogoś innego. Śmierć pojawia się w checownej bajce o zabawnej-niezabawnej dziewczynce, ale śmierć chomika, czyli taka, powiedzmy, śmiertka. Może miała wyjść groteska. Może autor zamierzył dorośle i nowocześnie, by dziecko nie utożsamiało się z bajkową postacią. Wymowa jest taka, że prócz rozumu w życiu trzeba jeszcze serca. A przecież mogła to być współczesna wersja motywu rozśmieszenia królewny - interpretowanego przez Bettelheima jako otwieranie na emocje. Zamiast rozśmieszania - zasmucanie, czyli taka, powiedzmy, diagnoza współczesnego młodego człowieka...
     Wspomniałam o Bajkach pana Bałagana. Tam też jest bajka Królewna Śmieszka, tyle, że w niej królewnę trzeba rozbawić, a nie zasmucić. Podobnie jest z Pałaszową wersją bajki O rybaku i złotej rybce - przypomina tę przekręconą z Bajek Pana Bałagana. U Niemczuka mamy bajkę o robaku, nie rybaku, w której jest targowanie się robaka z żarłoczną rybą o życie; kwestia chciwości rozdzielona jest między kilku bohaterów. Co to jest: zamierzone nawiązanie do latających w powietrzu, stanowiących wspólną własność bajkowych motywów, czy mniej sympatyczne podobieństwo do konkretnych autorskich bajek? 
     Takie zabiegi byłyby usprawiedliwione tylko w jednym przypadku: gdyby autor B@jek zrobił coś lepiej. Podobnych przeróbek jednak było ogromnie wiele. Shrek był objawieniem, ale od jego czasu parodia, dorosłość nagminnie ładowana do opowieści dla dzieci, zaczęły drażnić! Sądzę, że napisanie własnej, całkowicie bądź częściowo oryginalnej historii to nieprosta sprawa. Wielce prawdopodobne, że B@jki kogoś rozbawią, dla mnie ten rodzaj humoru jest już zwyczajnie niezbyt świeży.  

* ostatnio w Zoo city Lauryn Beukes znalazłam przypis, oczywiście w świecie przedstawionym powieści, odsyłający do Mrocznych materii Philipa Pullmana. Powieść urban fantasy odsyłająca, jako do źródła, do innego dzieła fantasy...


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Grzechy dzieciństwa - "Opowieść o Cebulku" Gianni Rodari

RYŚ MIASTA Katarzyny Wasilkowskiej / DROBIAZGI TAKIE JAK TE Clare Keegan

Juliusz, Joanna, Zygmunt, czyli jak mszczą się poeci